Ustka, 9-16.2011No i w końcu przyszedł czas na Ustkę. Z racji tego, że był on w dość niedalekiej przeszłości, pozwolę sobie przy nim napisać coś więcej niż przy poprzednich wyjazdach.
Zaczęło się wszystko od tego, że mój narzeczony (wtedy) musiał 17 maja wyjechać na 6 m-cy do Słupska. Wiedziałam już wtedy, że wakacje mamy z głowy, bo Dawid (zdradzę jego imię, będzie mi łatwiej pisać) będzie wracał co 2 tygodnie do Kielc i to tylko na same weekendy.
Ale zaraz.... przecież on będzie nad morzem, więc dlaczego ja nie mogę jechać do niego
Z racji tego, że na urlop mogłam liczyć dopiero we wrześniu, więc też i na wrzesień planowałam sobie wyjazd do Słupska.
Ok, miałam jechać sama pociągiem. Na początku sierpnia jednak, stało się coś wspaniałego, dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami
Z racji tego Dawid bał się o mnie - sama w nocnym pociągu, do tego jeszcze mogą dojść zawroty głowy i mdłości. "Wykluczone" - stwierdził.
No dobra, ale ja i tak się uparłam, że nad morze chcę jechać. Czułam się będąc w ciąży bardzo dobrze, więc dlaczego mam nie jechać?
Któregoś weekendu Dawid wrócił do domu i oznajmił, że żona kolegi, z którym był w Słupsku, jedzie 9 września swoim samochodem nad morze. Super!!!! Szybki telefon do nich i 9 września o godzinie 6 rano siedziałyśmy już we dwie w peugeociku i jechałyśmy na wakacje.
Dojechałyśmy do Słupska o godzinie 14, był to piątek, więc po 14 zabrałyśmy naszych facetów i wszyscy pojechaliśmy szukać noclegu w Ustce. Z racji tego, że było już po sezonie znaleźliśmy bardzo tanie pokoje. Płaciliśmy po 25zł za osobę. Nasi mężczyźni mogli być z nami tylko przez weekend, ale każdego popołudnia do nas przyjeżdżali.
No dobra, zdjęcia i resztę opisów wrzucę w następnym odcinku, bo teraz muszę uciekać do synka. Dzisiaj właśnie już kończy roczek
i obudził się ze swojej drzemki.
Pozdrawiam wszystkich