Odcinek I – 13.07.2012 – jedziemy!
No i stało się, kolejne wakacje za mną. Z tęsknoty i chęci zatrzymania jak najdłużej świeżych wspomnień wrzucę krótką relację.
Tytuł relacji to cel, jaki mi przyświecał: chciałam pojechać dalej, niż byliśmy w Chorwacji do tej pory. ( najdalsze miejsce to do tej pory wyspa Brač).
W zeszłym roku w planach był Pelješac i trochę Czarnogóry, wyszło Rodos .W tym roku nie zamierzałam więc odpuścić. Chorwacja albo nic! Zwłaszcza po zeszłorocznych przygodach lotniskowych…
Zaczęłyśmy z siostrą szukać apartamentów. Najpierw w Orebiciu, ale szybko się przekonałyśmy, że to chyba za duża miejscowość. Szukaliśmy czegoś spokojniejszego, a Orebić – mimo że bardzo mi się podobał – nie był miejscem, w którym chciałabym spędzić 11 dni. W końcu plany wakacyjne nie wiedzieć czemu przepłynęły promem z Orebicia na Korčulę.
Siostra znalazła apartament z widokiem na morze w miejscowości Prižba. Miejscowość bardzo przypadła nam do gustu – mała, spokojna i urokliwa. Właśnie tego szukaliśmy. Po przeczytaniu kilku relacji na forum wiedziałam już, że to jest to.
W końcu nadejszła wiekopomna chwila – 13 lipca. Wyjazd został zaplanowany na godzinę 14.00. Plan był taki: jedziemy do Drvenika. Pływa stamtąd sezonowo prom na Korčulę, jest dużo tańszy niż Jadrolinja, która wypływa ze Splitu. Do połowy czerwca nie było wiadomo, czy prom zostanie w tym roku uruchomiony, w końcu na stronie:Trajekt Drvenik-Domince potwierdzono: linia Drvenik - Dominče została uruchomiona. Cena za osobę: 39 kun, samochód 202 kuny. Czas trwania rejsu: 2 godziny.
Tak więc punktualnie o 14 auto zapakowane po brzegi rusza spod domu. Po drodze planowaliśmy się zatrzymać w Banskiej Bystrzycy w Kolibie u Św. Kristofa .Zawsze zatrzymujemy się tam na obiad w drodze powrotnej z Chorwacji lub z Budapesztu. A tym razem mieliśmy zaszczycić ten zacny przybytek dwa razy.
Na miejsce zajeżdżamy po godzinie 17. Zjadamy tradycyjnie haluszki z bryndzą, popijamy kawą i ruszamy w dalszą drogę.
Oravski Podzamok
Przez Słowację pogoda nas nie rozpieszcza, w Węgrzech też się nie poprawia. Przejazd przez Budapeszt tym razem bez przygód, ale potem… nie jestem przesądna, więc nie powiem, że to wina tego, że był piątek trzynastego, ale faktem jest że… gubimy drogę. Zamiast jechać M7 znajdujemy się na M6. jak, gdzie, dlaczego – nie wiem, myślę, że kierowca po prostu był już nieco zmęczony i przegapił zjazd. Na szczęście pomógł szybki telefon do przyjaciela, który przeprowadził nas przez węgierskie wioseczki na właściwą drogę.
Potem już wszystko szło gładko aż do Chorwacji… granica, tunel „ciepło/zimno”, w końcu wyczekiwany widok:
I chóralny okrzyk: jeeeest!!
Potem jeszcze Jadranka uciekła nam spod kół prowadząc prosto do nadmorskich miejscowości zamiast nad nimi, ale dzięki temu przejechaliśmy przez Brelę i Baśka Voda ( chyba tylko ja się z tego cieszyłam ). To kosztowało nas trochę czasu, chyba akurat tyle, by załapać się na prom. Prom mieścił około 35 aut i kursował co 6 godzin. Do Drvenika dotarliśmy o godzinie 6 rano i już czekała spora kolejka. Zliczyliśmy, że jesteśmy 33 autem, ale przed nami były jeszcze trzy spore kampery… zgodnie z obawami, nie zmieściliśmy się i po nieprzespanej nocy musieliśmy jeszcze spędzić pół dnia w Drveniku w oczekiwaniu na kolejny prom, który odpływał o 13.30. Ale co tam! Jesteśmy w Chorwacji! Słońce świeci, Adriatyk zachęca błękitem. Zjedliśmy śniadanie w knajpce przy plaży ( pyszny omlet z pršutem), wypiliśmy po Ožujsku i ruszyliśmy na poszukiwanie zacisznego miejsca do plażowania. Oddaliliśmy się od głównej plaży, gdzie miejsca już o tak wczesnej porze były pozajmowane ręcznikami, które pokrywały całą plażę tak, że nie było ani jednego wolnego skrawka. Po drugiej stronie, za kolejką aut czekających na prom na Hvar znaleźliśmy kawałek wolnego, kamienistego miejsca.
widok na Drvenik z naszej "plaży" ( Makarska Riviera jest piękna...)
Czas mimo zmęczenia upłynął nam dość szybko i już wjeżdżaliśmy na prom.
Żegnamy Drvenik...
Warunki na promie były średnio wygodne. Praktycznie nie było miejsc siedzących, oprócz baru pod pokładem, który był jednak wypełniony ludźmi porozkładanymi na siedzeniach. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, ale po nieprzespanej nocy o godzinie 14 przy ponad 30-stopniowym upale sama chętnie wyciągnęłabym się na tych siedzeniach, w cieniu... a tak pozostało nam wygospodarowanie kącika i przetrwanie podróży w taki sposób:
Płyniemy wzdłuż Korčuli
stolica wyspy
W końcu około godz.16 wjeżdżamy na wyspę! Teraz tylko trzeba znaleźć Prižbę ( gdzie trafiamy bez problemu) i nasz apartament. Nasza gospodyni czekała już na nas przy drodze ( wcześniej telefonicznie umówiłam się z jej córką – gospodyni nie mówiła po angielsku).
No i jesteśmy!!
Rekonesans po wnętrzu ( bałagan w kuchni wynika z tego, że dopiero wnosiliśmy rzeczy z samochodu do środka )
Apartament duży, przyjemny. Dwie sypialnie, kuchnia, przedpokój, koło łazienki mały pokoik mieszczący wyłącznie łóżko piętrowe. Dobre rozwiązanie dla dwóch rodzin 2+1. Gospodyni zostawiła nam białe wino i trochę pomidorów ze swojego ogródka. Bardzo miła pani, spokojna, cicha okolica. Od razu poczułam, że się odprężam i wiedziałam, że spędzimy tu miło czas.
Teraz jeszcze tylko zakupy w Konzumie ( najbliższy znajdował się w miejscowości Blato) i to, na co czekałam tak długo: wieczór na tarasie z zimnym Ožujskiem...
cdn.