Docieramy do ...
Nie wiem z perspektywy czasu dlaczego mam tak mało zdjęć z tego miejsca ... Szliśmy sobie powoli rozglądając się, szukając miejsc, zastanawiając się jak to było kiedyś ... A teraz teraźniejszość przelewa się nad tym wszystkim w porządku dziennym ...
W pewnym momencie, mała tabliczka ...
Wychodzimy przez Lion's Gate poza mury Jerozolimy. Przez chwilę zastanawiamy się czy damy radę dojść do Góry Oliwnej, ale niestety ... Syn już powłóczy nogami, my nie ukrywam też po tych już dobrych kilometrach w nogach i upale nie mamy zbyt dużej werwy ... Może będzie jeszcze na "kiedyś" ...
Z powrotem do City Hall skąd zaczęliśmy, jest kawałek drogi. Na pieszo już chyba nie damy rady ... Idziemy na przystanek, podjeżdża jakiś autobus, a właśnie mamy jeszcze doładowane" karty Rav-Kav, więc korzystamy (jednak się przydała większa kwota doładowania
) i jedziemy w okolice City Hall. Czekamy na "1" w kierunku dworca.
Wsiadamy, ale po drodze jeszcze jedno miejsce - coś na co szykowałem się od początku - dzielnica Mea She'arim.
Tradycyjna dzielnica, pełna ortodoksyjnych Żydów, absolutna enklawa.
Wysiadamy na przystanku Yafo Center i idziemy do tej części miasta jakieś 300m. Aparat do plecaka. Czytałem wcześniej, że niespecjalnie "lubią" być fotografowani. Zresztą, ja to absolutnie rozumiem, oni przecież tacy są, to jest ich życie, to jest dla nich "norma". Nikt przecież nie chce się czuć jak "małpa w cyrku" ...
Po wejściu do centrum dzielnicy, czas zakrzywia się. Dosłownie jakby nagle jest cała masa Żydów ubranych w swoje charakterystyczne kapelusze, czarne płaszcze, koszule. Kobiety mają długie spódnice, bluzki/sweterki i na głowie coś w rodzaju beretu, ale nie do końca ...
Płoty czy ściany domów często wyklejone są plakatami/ogłoszeniami ? w jidysz.
Biegają dzieci w jarmułkach, z tymi takimi małymi pejsami ... Dosłownie, jakby to był plan filmowy, jakby to była Warszawa, czy Łódź przed 1939 ... Idziemy powoli, spokojnie rozglądając się po ulicy, patrząc na ludzi, sklepy, nie da się tego opisać .. To jest absolutny must w Jerozolimie ...
Nie wiem, ale byliśmy totalnym wyjątkiem na ulicy, choć pewno przez jakiegoś rodzaju "szok" może nie zauważyłem też innych turystów. Ale, nikt, absolutnie nikt nie dał nam też poczuć, że jesteśmy tutaj niemile widziani.
Mijamy w pewnym momencie piekarnię, pomyśleliśmy, że kupimy jakieś pieczywo na jutrzejsze śniadanie. Wchodzimy. Pytam się czy mogę zrobić parę zdjęć, wybór jest abstrakcyjny, rodzajów pieczywa, czy ciastek, trudno zliczyć. I normalnie, sprzedający człowiek, reaguje, z uśmiechem i radością, że oczywisćie tak
Łapie zaraz jakiegoś gościa z boku, zaczyna opowiadać, że on prowadzi tą piekarnię od 40 lat, robi nam też wspólnie kilka zdjeć na tle wyrobów. Super chwila
Kierujemy się już z powrotem do "1" na dworzec. Wsiadamy na przystanku Davidka.
Z powrotem na stacji Yitzhak Navon jest identycznie, wjeżdżamy pod ziemię kilkadziesiąt metrów ...
Droga do Tel Avivu mija spokojnie, w pociagu jedzie z nami znów grupa młodych osób z przeszkolenia wojskowego. Siedzieliśmy w jednym wagonie z około 20 osobami z długą bronią. Fajne uczucie
Wracamy do hotelu, jeszcze po drodze charakterystyczne budynki, często je teraz widać w relacjach protestów z Izraela
I już w świetle zachodzącego słońca jeszcze kilka na bardziej nowoczesną część Tel Avivu
W pokoju już tylko prysznic po długim dniu i padamy. Choć ja długo nie mogłem zasnąć ... Kotłowało się to wszystko w głowie ...
Ależ to był dzień ...
Pozdrawiam, Michał
PS. W relacji będzie teraz trochę przerwy
Grecja woła ...