Witam. Dziękuję Wam za te ciekawe wątki, które śledzę już od kilku lat. Z urodzenia jestem wrocławianką, z wyboru grekomaniaczką. Piękno Chorwacji doceniam, ale cromaniaczką nie zostanę; brakuje mi tam „tego czegoś” co jest tylko w Grecji… W Helladzie byłam już kilkanaście razy, różnymi drogami, ale zawsze swoim samochodem. Z tym większą przyjemnością czytam Wasze liczne relacje z tych miejsc. Chyba dojrzałam do tego, żeby też coś opowiedzieć. Nie będzie to takie arcydzieło literackie i fotograficzne jak niektóre Wasze opowieści, ale może przyda się na zimowe wieczory. A że o Grecji jest już dużo, ja zaczynam od Izraela.
Ten kraj śnił mi się już od dawna. Nie jestem katoliczką, ale Biblia ma dla mnie wartość historyczną i możliwość dotknięcia studni Abrahama lub pozostałości pałacu Heroda Agrypy wywoływała dreszczyk emocji. W podjęciu decyzji o wyjeździe samodzielnym pomogło mi Forum Erec Izrael, prawdziwa kopalnia informacji. Argumenty znajomych o tym na jakie niebezpieczeństwo się narażamy, zwyczajnie lekceważyłam. Bo przecież oni tłuc z sąsiadami nigdy się nie przestaną, a żeby oceniać trzeba się samemu przekonać.
Przygotowania trwały pół roku, a 2 tygodnie zleciało jak jeden dzień… Nasza (ja +50 i mąż +60 ) ciekawość tego kraju została zaspokojona, a wrażenia są bardzo pozytywne. Było jak w Ameryce, tylko trochę drożej Zakładałam, że naród niegdyś wybrany przez Boga potrafi, jeszcze dzisiaj, stworzyć coś wyjątkowego. I nie zawiodłam się. To co zobaczyłam przemierzając kilometry wypożyczonym samochodem (2400 + piechotą Jeruzalem) wprawiało w zdumienie. Oczywiście znam trochę problemy (gospodarcze i inne) Izraela, a to co piszę jest pewnym uproszczeniem. Ale jak porównywałam to co widzimy z polską rzeczywistością, to zazdrość mnie zżerała. 17 % VAT i tylko ok. 7 mln obywateli wystarczyło żeby w ciągu kilkudziesięciu lat zbudować na pustyni sprawnie działające państwo. U nas jak nie susza to powódź, a tu systemy gromadzenia wody i nawadniania w tak trudnych warunkach. Dobre drogi i następne w budowie. Widoczna troska o każdy kamień i skrawek ziemi warty uwagi. Nie będę rozwodzić się nad uprzejmością ludzi, bo uważam, że 2-tygodnowe kontakty bez znajomości języka, o niczym nie świadczą. W każdym bądź razie nie spotkało nas nic przykrego. Zawsze dostaliśmy oczekiwaną pomoc i uśmiech, także od Arabów. To co wydawało mi się zmorą, czyli kontrole i bramki, nie było uciążliwe. Turyści (polscy) naprawdę są traktowani przyzwoicie. W Stanach, żeby popłynąć do Statuy Wolności albo wjechać na Rockefeller Center, musiałam buty i biżuterię zdejmować. Tu było bardziej liberalnie.
Zobaczyliśmy na tyle dużo, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie: czy chcemy tu wracać i spędzać urlopy, tak jak od lat jeździmy do Grecji. I tu powiem NIE. Oczywiście nie zarzekam się jak żaba błota, że nie wrócę. Jest parę miejsc które jeszcze kiedyś chciała bym zobaczyć. Samo Jeruzalem jest miastem, dla magii którego warto przylecieć mając do dyspozycji tylko kilka dni. Ale nigdy nie będzie to miejsce gdzie czuję się jak u siebie i gdzie mogę pozwolić sobie na pełny luz i swobodę. Płoty, bramy, drut kolczasty, dużo wojska, cywile z bronią, zamieszki, zabłąkane pociski od sąsiadów, huk niziutko przelatujących samolotów wojskowych, konwenanse i spory religijne ograniczające dostęp do niektórych miejsc. Wszędzie tłumy, każdy skrawek wybrzeża dokładnie zagospodarowany, praktycznie nie ma pustych dzikich plaż, z jednej strony wojsko, a z drugiej ratownik… W takich warunkach (ciągle dobrze pilnowana) mogę obejrzeć, zwiedzić, ale nie odpoczywać, odstresować się, smakować życie i jedzenie… Chyba najlepiej czułam się na pustyni; były miejsca gdzie byliśmy sami. Takie jest moje zdanie, ale szanuję poglądy odmienne.
Jako przygotowanie teoretyczne służyła mi wiedza formowo- internetowa i przewodnik Pascala. Mieliśmy ze sobą mapę papierową Freytag & Brendt Izrael, Palestyna oraz nawigację Nokii w telefonie (wystarczająca, potrzebna w większych miastach). Z rodziną i znajomymi kontaktowaliśmy się bezpłatnie za pomocą skype i facebook’a (wi-fi w telefonie, dostęp w każdym hotelu i większości knajp).
Bilety na termin 3-17 maj kupowałam przez e-sky (na El-Al) w połowie października. Cena 1100zł/os nie była rewelacją, ale tak nam pasowało, no i z Warszawy było bez przesiadek. Tanie linie jeszcze tam nie latały.
Postaram się po kolei opisać nasz pobyt. Najpierw 4 noclegi w Jeruzalem, potem wypożyczenie auta i pobyty w Ein Gedi, Eilacie, Tyberiadzie i Hajfie. Nie wiem tylko jak mi pójdzie z wklejaniem zdjęć.