Na czym to ja skończyłam? Acha..., że dokładnie o 16:30 dnia następnego...
no właśnie, dokładnie po 24 godzinach podróży dotarliśmy na miejsce.
Miejsce na campingu znaleźliśmy dość szybko, bo i wybór był niewielki, - ludziuff jak mrófkóf...
zameldowaliśmy się, wysłaliśmy młode, żeby zobaczyły czy woda w morzu ciepła a sami wzięliśmy się za rozkładanie namiotu.
Jakimś cudem nawet nam się to udało, a było ciężko, mówię Wam...
Przyszedł czas, żebyśmy i my w końcu zobaczyli to chorwackie morze
No i kurde lipa, bo schodzę nad wodę, zanurzam duży palec u prawej nogi i...
...kurna co jest? Siakaś zimna ta woda, nie żeby lodowata, ale taka jakaś bałtycka :/
Już mieliśmy popaść w czarną rozpacz, bo przecież nie po to bujaliśmy się 1300 kilometrów, żeby moczyć tyłki w zimnej wodzie... kiedy przyszło nam do głowy (a raczej głów), że jest już przecież mocno po południu i słonko chyli się już raczej ku zachodowi, to może w ciągu dnia przy pełnym słońcu nie będzie aż tak tragicznie...
Tymczasem postanowiliśmy zwiedzić miejsce, w którym mieliśmy "mieszkać" przez następnych kilka dni.
Camping jak camping - nie za mały, nie za duży,
parcele ułożone tarasowo, toalety i prysznice mniej więcej po środku - szału może nie robiły, ale woda ciepła była, toalety czyste, nad umywalkami lustra, w sumie całkiem O.K.
przy plaży campingowa knajpka - byliśmy w niej raz, na kolana nas raczej nie powaliła.
Na campingu całkiem sporo Polaków, trochę Niemców i cała masa Czechów.
Panie z obsługi bardzo miłe, pożyczyły nam przejściówkę do prądu.
Z campingiem Boban sąsiaduje znacznie większy camping Dole (dzieli je jedynie płot, ale bez obaw jest i furtka
), na którego terenie znajduje się sklepik spożywczo-przemysłowy, w którym zaopatrywaliśmy się codziennie w chleb, pyszne pączki z czekoladą i piwo,
kilka straganów owocowo-warzywno-monopolowych, lodziarnia, budka z pieczywem i kilka kramików z "pamiątkami".
Wspomniane wcześniej dwie fotki z "naszego" campingu - niestety, widać na nim głównie nasze młode...
10.
11.
I jeszcze jedno z campingu Dole
12.
Zwiedziliśmy oba campingi, daliśmy się młodym "naciągnąć" na lody o jakichś fikuśnych smakach i wróciliśmy do namiotu.
Potem już tylko szybki grill zapijany (jeszcze) Heinekenem z dużej puszki i padliśmy wszyscy jak stonki po opryskach...
... jako i ja dzisiaj padam
-------------------------
Pozdrawiam
Anai