C.D.
Następny dzień wyglądał podobnie - też miało być plażowanie. Znowu rano wszyscy w biegu...
(Dobrze chociaż, że mieliśmy 2 łazienki więc trochę czasu zaoszczędziliśmy
)
Śniadanie, pakowanie i jazda!
Postanowiliśmy podjechać autem do Santa Marii.
Miejsc parkingowych - brak
Parkometry - też zawalone. Zaparkowaliśmy więc na środku ulicy - no, tak z leksza
Jakiś tam przejazd był... W tym dniu się nam upiekło, bo nikt nas nie przyczaił... Ani dobroduszni ludzie, którzy wskażą Ci drogę do parkometru, ani (na szczęście) Carabinieri - czy jak się oni tam zwą... A było ich jak
mrówków Wszędzie pełno! A to łażą, a to jeżdżą i szukają, szukają, szukają... KASY. Z tym, że tylko u turystów z inną rejestracją, niż I (a więc chyba właściwie tylko nas szukali
). Swoich nie ruszają - bez względu na to, czy stoi na środku, czy zablokował przejazd, czy stanął pod zakazem, czy grat ledwo się trzyma kupy, czy lusterka mu dyndają... Ło, matko! Brak słów - jak wyglądają ich auta!
Kierując się więc powiedzeniem: "najciemniej jest pod latarnią"
Stanęliśmy (prawie) na środku ulicy
A nóż widelec nas nie zauważą
Nie przydybali, że w bagażniku przewoziliśmy Pawła (i to nie raz
), to i może będziemy mieć szczęście z parkowaniem
A swoją drogą - skoro oni łamią przepisy drogowe we wszelki możliwy sposób, to czemu się mamy od nich nie uczyć, by jakoś przeżyć te 2 tygodnie w ich kraju?
no... i byle tylko nasz samochód to przeżył...
Zaczęliśmy więc jeździć tak jak oni, parkować tak jak oni i uczyliśmy się żyć jak oni
Życie we Włoszech jest
lajtowe: nigdzie się nie spieszą, niczym się nie przejmują... Sjesta, zabawa, życie nocne, spanie w dzień... Czemu by się nie przestawić? Wyglądają na szczęśliwych, wypoczętych i w ogóle zdrowszych...
Dobra - WSZYSCY postanowiliśmy:
Od jutra ZERO pośpiechu! Śpimy ile wlezie, jemy powoli śniadanie, pakujemy się, smarujemy itp... Na plażę wyruszamy nie z samego rana, tylko jak się trafi. Nie ma się do czego spieszyć, bo słońce i tak dawało czadu, że po godzinie chłopaki chowali się w cieniu poparzeni, a kolejne dni chodzili poubierani...
- Sami chcieliście słońca. Jak najdalej, jak najcieplej... żeby się wygrzać... To macie. Gdzie tam w te krzaki poleźliście? Do słońca!
- Nie, tak się nie da żyć. Ja nie wyrobię. Nie wiem jak się nazywam, nie ogarniam tego, co się tu dzieje
- mamrotał najtwardszy twardziel z ekipy - Paweł...
- Że co? Że pękasz? ...
Przestawienie się trwało kilka dni, ale w końcu weszło nam w krew myślenie po włosku, życie po włosku i przyzwyczajenie się do włoskiego słonka
Tzn. ja się tam słonkiem nie przejmowałam. Bardzo dobrze, że grzeje! Ma grzać! Po to tu przyjechaliśmy. I choćby miało mi w pięty pójść, nie zlezę z plaży!
Aga też po kilku dniach miała już dość słońca. Zazwyczaj leży jak umarła na plaży i nic ją nie rusza. Ja jak mam dość, idę popływać. A ta nic - nie do zdarcia! Było chyba ze 35 stopni! Jak nie więcej. Piasek parzył niemiłosiernie. Żeby stanąć gdziekolwiek, musiałam sobie wykopać dołek, bo parzył jak cho***a! Ale ja uważam, że TAKIE
cierpienie jest najcudowniejsze na świecie. Muszę się więc
nacierpieć przez te 2 tygodnie, bo w Polsce czeka mnie niebawem zdecydowanie mniej przyjemne cierpienie... - zima przecież za pasem
brrrrr!
Nasi twardziele przez resztę tygodnia większość czasu spędzali przy zejściu na plażę, ciesząc się CIENIEM
Czyli w skrócie pisząc - siedzieli dalej w
krzokach W drugim tygodniu już mniej prażyło, więc zrobili się odważniejsi i wyszli z cienia
Nawet grali
mecza, gonili się po plaży, wrzucali do wody i ściągali sobie gacie (!) itp. Czyli standardowe dla nich zachowania - powrót do "normalności"
Jakkolwiek ktoś pojmuje to pojęcie...
Dla Pawła to pojęcie oznacza między innymi:
Pociąć Jankowi gacie (jedyne jakie miał ze sobą)...
Ściągnąć mojemu M. gacie w morzu, tak żeby świecił rowem...
itp.
Nie mam pojęcia, dlaczego w jego "świecie" wszystko się toczy wokół GACI - więc mnie nie pytajcie
Widać natomiast, że bawią go takie kawały do łez! Chłop z 40-tką na karku!
Wariaty!
Mój M. jednak tak się wściekł na niego, że ten w trymiga poleciał do sklepu i odkupił chłopakom gacie
Dobra, na razie dość o gaciach...
(Mój M. oczywiście się zemścił
) Ale o tym później
W następnym odcinku jedziemy na wycieczkę - Wybrzeże Amalfi. Zaczniemy od Ravello
A więc - do zaś