No to lecim dalej
Jak już wspomniałam - będzie zemsta i troszkę widoczków ze spacerku do latarni i do miasta.
Następnego dnia rano mój M. przyczaił, że wszyscy wyszli, postanowił więc ten moment wykorzystać w jak najpełniejszej mierze i zemścić się jak tylko się da na Pawle. Zemsta oczywiście też była "gaciowa", bo cóż innego oni mogą wymyślić...
Wpadł do ich sypialni, dopadł w szufladzie (chyba jedyne) jego bokserki odświętnie złożone i czekające na wyjazd i nawalił do nich pół tubki pasty do zębów...
Po czym, złożył je i uklepał na wcześniejszym miejscu. Ręce go jednak dalej świerzbiły, więc wziął żel do golenia i wcisnął jego zawartość do jego "wypaśnych, turystycznych" zielonych trampek...
Kiedy przyszedł Paweł i chciał założyć buty, usłyszeliśmy dziwne odgłosy:
- A cóż to jest???
Lecimy więc zobaczyć jego reakcję i się brechtamy
Wtedy zczaił, że to żyłka mojego M.
- A to żeś ty mi coś tam wcisnął? Co to jest? - zastanawiał się Paweł i siedział z dwiema upipranymi rękami podniesionymi w powietrzu, jakby ktoś miał do niego strzelać.
- No to zemsta ci się nie udała. Masz pecha, ale ja na wakacjach zawsze zanim założę buty, sprawdzam czy czegoś w nich nie ma...
Cóż, pozostało czekać, aż założy gacie...
Ponieważ ich nie zakładał, a poszedł się drzemnąć - nastąpił ciąg dalszy zemsty. Wysmarował mu pięty pastą do zębów (jak nam jej braknie do końca pobytu, to chyba z gaci będziemy wyciągać, żeby nie zabijać oddechem
).
Znowu wtopa - to go nie obudziło. Ba! Nawet nie wyrżnął, jak wstawał
Leci więc do piórnika małej i wyciąga pisak:
- Zrobimy mu "wesołe stópki"...
Podejście I - próba namalowania czegokolwiek, bo na "wesołe" to to nie wyglądało - raczej na "pijane" stopy
- mój M. obrywa kopniaka od Pawła (odruch bezwarunkowy - reakcja na łaskotanie pisakiem
)
Podejście II - ryp drugą nogą.
Z twarzy wciśniętej w poduszkę wydostaje się jakiś bełkot:
- Jak ci zaraz kopa zasadzę... Spadaj buraku!
- krzyczał niedobudzony... - albo raczej mamrotał niewyraźnie.
Dobra, na razie mój M. daje mu spokój.
Do czasu...
...wspólnego pływania
(Kurcze, jak to zabrzmiało
Jakby pływali razem na golasa przy zachodzącym słońcu...)
Oj, co to to nie
Do tego się jeszcze nie posunęli
Około południa idziemy się plażować.
Chłopaki znowu się wygłupiają (nic nowego) i tym razem jest 1:1
Mój dzielny M. ściąga gacie Pawłowi i tym razem ten świeci rowem
Tylko ma pecha
bo akurat ich filmowałam...
A że zazwyczaj ja tworzę filmiki z wakacji, na pewno to jakoś złowrogo wykorzystam
Ot - dzień, jak co dzień. Cóż pisać -
plażing, smażing, swiming i snoorking... Wróć!
Snoorking raczej był we Włoszech niemożliwy. Przynajmniej nie w tych rejonach. Nie wiem dlaczego? Przez ten piach na dnie? Woda czysta, ale jakoś życia podwodnego w niej nie było. No, może poza mnóstwem człowieczych kończyn dolnych poruszających się na kolanach po dnie (a dno było baaaaaardzo długo płytkie, zanim człowiek zanurzył się cały).
Co prawda, Paweł
kundził po różnych chaszczach w poszukiwaniu przygód
Pływał wzdłuż i wszerz (no, może przesadziłam) wybrzeża, bo lubi się wypuszczać na głębiny - trochę pofilmował ryb, ale żeby to to ładne było??
Znalazł też jakieś "chorwackie" plaże, ale to była jakaś ich marna podróba...
W ich pobliżu też rybek było jak na lekarstwo. W dodatku jakieś takie szare, jakby ktoś kolor wymazał z ich podwodnego świata
Po późnym obiadku w domu, mój M. postanawia, że pójdziemy się przejść całą rodzinką w stronę latarni. Pokaże mi jakie są super widoki z trasy
Ok. No to mykamy. Chociaż wątpię, że z dzieckiem dotrzemy do samej latarni, ale kawałek się przejść możemy.
Idźmy więc
Zapraszam