Jeszcze tylko 26 lat po śmierci Galli Placydii przetrwało Zachodnie Imperium. Odsyłając insygnia cesarskie do Konstantynopola Odoaker (kolejny barbarzyńca, Skir), tym symbolicznym gestem dopełnił jedynie formalności, zadał cios łaski. Ten gest ma jednak jeszcze inny wymiar - koniec starożytności i początek średniowiecza.
Tak naprawdę między obaleniem Romulusa Augustulusa a odesłaniem insygniów upłynęło kilka lat, nadal trwa kłótnia (o przepraszam, dyskusja) kiedy się zaczyna średniowiecze i jaka data powinna stanowić cezurę, tym niemniej Odoaker, obok Mehmeda Zdobywcy, jest bodaj najsłynniejszym symbolem końca epoki.
Odoaker pozostał i rządził Italią, był ni to królem, ni to namiestnikiem cesarza, ni to jego wrogiem. Taki dziwaczny i nieuporządkowany stan rzeczy trwał, aż do czasu, gdy do historii i do naszej opowieści wkracza kolejny bohater
Teodoryk Wielki
Urodził się gdzieś w Panonii około 454 r., był synem króla Teodomira z rodu Amalów (to bardzo istotny szczegół, ród ten bowiem wywodził się od bóstwa, wydał wielu germańskich bohaterów i był niesłychanie wręcz czczony przez Gotów; takie pochodzenie było legitymacją władzy). W wieku 8 lat trafił jako zakładnik na dwór cesarski w Konstantynopolu, pozostał tam 10 lat. Złośliwi i niesprzyjający naszemu bohaterowi kronikarze twierdzili, iż mimo pobieranych nauk pozostał analfabetą i barbarzyńcą przedkładającym miecz nad pióro. Ale biorąc pod uwagę dokonania na niwie kultury, można to potraktować jako złośliwości typowe dla ówczesnych kronik. Gdy Teodomir zażądał oddania syna, cesarz odesłał go ojcu, określając go mianem "dobrego syna" (w znaczeniu wierny i oddany cesarzowi). Nie spodziewał się z jego strony żadnych kłopotów, przecież uczyć się nie chciał i określany był jako "zbyt nieśmiały" oraz "nieporadny". Czyli nie dość, że analfabeta to jeszcze oferma. Ogromnie się cesarz pomylił, ale nawet boscy pomazańcy nie są wolni od błędów. Rzecz jasna nie ma dowodów bezpośrednich, jednak z dalszych wydarzeń wynika, że Teodoryk celowo oszukał wszystkich udając głupszego niż był, ale zapewne dzięki temu przeżył. Po powrocie rzucił się w wir wydarzeń, walczył, zwyciężał Swebów, w wieku 18 lat zdobył swoje pierwsze miasto - Singidunum, obecny Belgrad. Pokazał się z najlepszej strony, a w 474 r. został królem Ostrogotów. W przebłysku geniuszu wsparł Zenona w walce o cesarska koronę. Chronił go, pomagał, w końcu po jednym ze zwycięstw odbył nawet triumf w Konstantynopolu, uhonorowany został konnym pomnikiem w stolicy. Stał się tak potężny, że cesarz obawiając się (i słusznie) swojego obrońcy i sąsiada, wpadł na świetny pomysł, namówił Teodoryka do najazdu na Italię, którą rządził Odoaker. Italia miała być nagrodą, żeby pozbyć się przerażającego sojusznika Zenon adoptował młodego króla. Po wielu perypetiach, wielu zwycięstwach odniesionych po drodze, po dwóch latach oblężenia Rawenny, w końcu zdobył swoje królestwo. Marzenie wielu pokoleń Germanów - panowanie nad Italią, nad Rzymem stało się faktem w lutym 493 roku. Teodoryk zawarł z Odoakerem układ o wspólnych rządach. Nie upłynęło jednak 10 dni, a zaprosił współregenta na uroczystą ucztę i osobiście przebił mieczem, mówiąc ponoć pogardliwie "ten [łotr] nawet nie miał kości". Jasne jest, że po Odoakerze przyszła kolej na jego rodzinę i stronników, zostali naturalną koleją rzeczy eksterminowani. Wdowa zagłodzona, szwagier zastrzelony w kościele, syn, krewni, stronnicy no takie tam zwyczajne w owych czasach porządkowanie sceny politycznej. I jakkolwiek okrutne by się to nie wydawało, wyłącznie tak należy na to patrzeć. Przeżywał ten, kto pierwszy zabił, oślepił, wykastrował albo wyświęcił na księdza swojego przeciwnika. Likwidując potencjalnych mścicieli należało rzecz całą przeprowadzić dokładnie, nie zapominając o kobietach i dzieciach, jak to pokazuje historia pewnego longobardzkiego króla, o którym będzie w ostatnim odcinku. A później było już jak w bajce, wszyscy żyli szczęśliwie (do czasu) i dostatnio, a Rawenna nazywana była RAVENNA FELIX. Owszem, zdarzyło się i później królowi skazywać na śmierć, więzić etc. Ale cóż, racja stanu. Poza tym wszystko kwitło - gospodarka, kultura, sztuka. Rzymianie żyli w pokoju z Gotami, arianie z ortodoksami, była to krótka chwila światła w ponurych czasach, moment tolerancji, odpoczynek od wojen, głodu, mordów, prześladowań religijnych. Zaiste jego epoka w dziejach Italii musiała być czymś szczególnym, co pokolenia wspominały jak raj utracony skoro jeszcze Muratow pisze, że ludność Rawenny cały czas wspomina rządy "dobrego króla Teodoryka". W 526 roku umarł wielki władca i skończyło się marzenie o wspólnej gocko łacińskiej Italii i pokoju.
Kaplicy Arcybiskupiej nie widziałam, niestety. Była w remoncie. Jakkolwiek żal, nic to, kolejny powód, żeby wrócić do Rawenny. Odwiedziłam natomiast muzeum katedralne, maleńkie, ale ciekawe. Warte obejrzenia.
Tzw. pałac Teodoryka
Niestety nie jest pałacem królewskim, jest to narteks kościoła S. Salvatore ad Calchi, prawdopodobnie (nie jest to pewne) z początku VIII w. Jednak w tradycji raweńskiej trwa jako pałac królewski. Pewne jest jedno, że pałac Teodoryka faktycznie znajdował się w tym miejscu, uległ zniszczeniu w trakcie licznych najazdów longobardzkich, a za zgodą papieża został trzykrotnie złupiony przez Karola Wielkiego.
Wieża z tyłu budowli pochodzi z 1923 r.
Bazylika S. Apolinare Nuovo
Tu się troszkę sprawa komplikuje. Została zbudowana przez Teodoryka pod wezwaniem Naszego Pana Chrystusa, rzecz jasna w obrządku ariańskim. Prawdopodobnie wygląd jej był o wiele wspanialszy niż obecnie, zważywszy sąsiedztwo pałacu i funkcję kaplicy dworskiej. Legenda głosi, iż papież Grzegorz Wielki kazał okopcić jej mozaiki, żeby nie odwracały uwagi wiernych. W roku 561, po rekonkwiście została poświęcona ponownie, jako świątynia katolicka pod wezwaniem Świętego Marcina na Złocistym Niebie. Patron nieprzypadkowy, biskup z Tours był bowiem zagorzałym wrogiem heretyków. Czas tolerancji się skończył. W połowie IX w., gdy przeniesiono tu relikwie św. Apolinarego z bazyliki w Classe (chcąc je ochronić przed słowiańskimi piratami), świątynia zostaje nazwana Nową Bazyliką Świętego Apolinarego. I tak oto powstał konflikt, kameduli z Classe twierdzili, że relikwie są u nich. Benedyktyni zaś upierali się, że w Rawennie. W końcu papież Aleksander III wysłał specjalnego legata, żeby wyjaśnić sprawę i przywrócić spokój. Po dokładnych badaniach orzeczono, że święty spoczywa jednak w Classe.
A wnętrze urzekające. Jest kilka elementów na które warto zwrócić uwagę. W pasie pod sufitem znajdują się przedstawienia z życia Chrystusa. Ponieważ to mozaiki z epoki Teodoryka, są typowe dla przedstawień paleochrześcijańskich. Po prawej stronie Chrystus jest młodzieńcem o kędzierzawych włosach, bez brody. Nosi tunikę cesarską w kolorze fioletu i otacza go nimb z krzyżem i drogocennymi kamieniami. Podobnie jest po stronie lewej, Chrystus jest starszy więc ma już brodę, ale nadal zachowuje cesarskie atrybuty. Tutaj mała uwaga, jeśli komuś zależy na obejrzeniu szczegółów, to powinien zaopatrzyć się w lornetkę, co najmniej teatralną. Ten opisany pas dekoracji, umieszczony pod samym sklepieniem, jest bardzo wysoko (więc i zdjęcia trudno zrobić, bez statywu to praktycznie mało realne). Zwłaszcza przedstawienia Chrystusa jako młodzieńca są przepiękne i takie w sumie zaskakujące. Warto więc zadać sobie trochę trudu. Pas środkowy z tej samej epoki. Najciekawszy i najstarszy jest najszerszy pas, usytuowany najniżej. Po lewej stronie od wejścia port i miasto Classe, tak jak wyglądały w czasach Teodoryka.
Dwie osoby, które znajdowały się przed pierwszą częścią muru zostały usunięte, chociaż widoczny jest cień po nich. I to jest niestety wynik działalności propagandy cesarskiej, a co za tym idzie ortodoksji katolickiej. Postaci zostały usunięte w związku z ponowną konsekracją świątyni w obrządku katolickim. Niestety, jak już pisałam za Justyniana czas tolerancji się skończył.
Dalej już słynny pochód dziewic, pokłon Trzech Króli i Matka Boska. Trzej Królowie zostali niestety poprawieni przez niesławnej pamięci konserwatora Kibla, który oryginalne korony zastąpił czapkami frygijskimi.
Po prawej stronie, w najniższym pasie, pałac Teodoryka. Tutaj "oczyszczenia" (bo tak to nazwano) związane ze zmianą obrządku ariańskiego na katolicki widoczne są jeszcze wyraźniej. Na kolumnach widać odcięte dłonie pozostałe po osobach niepożądanych, których przedstawienia usunięto. Usunięto też z frontonu postać na koniu, portret Teodoryka. Dalej korowód męczenników i Chrystus Zbawiciel.
Kościół św. Ducha to dawna katedra ariańska Hagia Anastasis (Zmartwychwstanie Pańskie) z czasów Teodoryka. Również niestety pieczołowicie "oczyszczona", tak dokładnie, że niewiele zostało z oryginału. Początkowo kościół dedykowano św. Teodorowi. Obecne jej wezwanie wywodzi się z faktu (a raczej legendy), iż biskupi byli wybierani przez gołębicę (Duch Święty), która siadała pomiędzy wiernymi zgromadzonymi w takiej wybranej świątyni. Stąd też określenie "biskupów gołębich". Niestety katedra była zamknięta. Obok, w pierzei placu łączącej katedrę z baptysterium widać zarys murów tzw. Domu Drogdone. Ponoć są to pozostałości budynku kurii biskupów ariańskich.
Baptysterium Arian.
Sam budynek ma ciekawą i burzliwa historię, po potępieniu arian, przerobiony na oratorium, później stał się własnością prywatną. W ciągu wieków obrósł licznymi przybudówkami, co zupełnie zmieniło jego charakter. W 1914 roku został odkupiony przez państwo i tak rozpoczęła się walka o likwidację tych wszystkich "ozdobników". Walka została przegrana, ale pomógł los, nowsze dobudówki zniszczyły alianckie bomby i dzięki nim baptysterium można dziś podziwiać w pierwotnej, prostej formie.
Wnętrze jest zupełnie puste, za to na sklepieniu ma przepiękna mozaikę. W centrum scena chrztu Chrystusa, poniżej orszak apostołów. Kierują się do tronu, na którym spoczywa krzyż. Tron w symbolice przedstawień tego okresu uosabia cesarza, natomiast w symbolice chrześcijańskiej Chrystusa. Baptysterium Ariańskie odtwarza schemat architektoniczny oraz dekoracyjny baptysterium Neoniańskiego, jest to kolejny fakt przemawiający za tym, że w czasach Teodoryka, przynajmniej w początkowym okresie, nie było antagonizmu lecz równość pomiędzy kościołami. I centralna scena, scena chrztu.
Wszystko ok, św. Jan, Duch Święty pod postacią gołębicy, Chrystus. Ale jest jeszcze jedna postać. Bóg rzeki Jordan. Z tyłu ma bukłak z wypływającą wodą (źródło) oraz atrybuty typowe dla bóstw wodnych - szczypce raka na głowie oraz kostur.
Bardzo podobne jest przedstawienie w Baptysterium Neoniańskim. Starzec w rzece jest prawdopodobnie również przedstawieniem boga rzeki Jordan, bo (oprócz płachty do otarcia Chrystusa po chrzcie) trzyma kostur - atrybut bóstwa rzecznego. Interpretacja tej postaci jest moja własna, zapewne dyskusyjna, dodaję dla porządku, bo obowiązująca wersja to Jan Chrzciciel jako poganin.
W każdym razie te przedstawienia są dowodem na to, jak żywe było jeszcze pogaństwo i cała jego symbolika. Zresztą, jeśli chrześcijaństwo jest filozoficznym ukoronowaniem epoki hellenistycznej to i dziwić się nie powinniśmy. A udowodnił to swego czasu Jan Zieliński, zainteresowanym gorąco polecam.
I ostatnie miejsce związane z wielkim królem, Jego mauzoleum.
Wszystko wskazuje na to, że inspiracją było mauzoleum Konstantyna Wielkiego, wynika to z zachowanych opisów grobowca tego ostatniego. Dotyczy to głównie kopuły - arcydzieła ówczesnej myśli technicznej, wykonanej z jednego bloku kamiennego. Kamień nota bene przetransportowany został z Istrii. Jest ona ozdobiona dwunastoma uchwytami, którym przyporządkowano imiona 12 apostołów. Teodoryk spoczywa w ich kręgu jako trzynasty - dokładnie tak jak Konstantyn, równy jemu i równy apostołom.
Sklepienie oryginalne, zniknęły tylko błękitne niebo i złote gwiazdy
Poniżej kopuły, pas dekorowany charakterystycznym dla sztuki nordyckiej motywem kleszczowym. Identyczny motyw znajdował się na złotej, zdobionej granatami zbroi odnalezionej w czasie wykopalisk w poł. XIX w., stwierdzono iż była to zbroja Teodoryka. Niestety została skradziona z Muzeum Narodowego w 1924 r. i nigdy jej nie odnaleziono.
Mauzoleum ma dwa pietra, oba dziesięcioboczne. Trwa nieustająca, nierozstrzygnięta dyskusja na którym z pięter znajdowała się pierwotnie cela grobowa. Obecnie sarkofag z czerwonego porfiru, prawie na pewno należący do Teodoryka umieszczony jest na piętrze drugim.
Śmierć Teodoryka obrosła wieloma legendami, mało przychylnymi wielkiemu władcy. Mówiono, że oszalał i zabiła go apopleksja gdy ryba podana na półmisku spojrzała na niego oczyma Symmachusa (którego zabił), mówiono iż ogromny czarny koń (symbol diabła) porwał go, a następnie zrzucił w krater wulkanu. Szczątki królewskie zaginęły, nikt nie wie jak i kiedy, a pusty sarkofag poniewierał się przez kilka wieków obok mauzoleum, w gospodarczej części dobudowanego doń klasztoru. Historia bywa złośliwa. Swego czasu Teodoryk wydał edykt nakazujący wykopywanie grobów swoich pobratymców, którzy zmarli jako poganie i pozbawianie ich wyposażenia grobowego, niezgodnego z rytuałem chrześcijańskim. W kontekście zniszczenia jego własnych szczątków to trochę niesamowite.
Różnie jest oceniany, mimo, że jego polityka w efekcie poniosła klęskę (nie pogodził arian z katolikami, a wspólne państwo Gotów i Rzymian nie przetrwało swojego twórcy) był postacią wybitną. Wielki wódz, charyzmatyczny władca, który wyprzedził własne czasy.