Niedziela 04.05
I nadszedł niestety dzień ostatni. Przyjaciółka ogłosiła, że ona ma się zamiar wylegiwać, wysypiać i generalnie odpoczywać. Zostawiliśmy ją więc w hotelu i pojechaliśmy do Rovinja. Obeszliśmy po raz kolejny miasteczko, zdesperowani bo te prezenty wisiały nad nami jak miecz. Znaleźliśmy szczęśliwie sklep Aqua i tam już poszaleliśmy. Łukasz dostał w efekcie charakterystyczną bluzę w paski i kubek, bo lubi kubki. Bluzy kupiliśmy sobie też i jeszcze kilka innych drobiazgów. Idąc uliczką Grisia znalazłam też fajnego jubilera, który miał coś na kształt filigranu więc kupiłam sobie kolczyki. Jednak stanowczo te wymarzone, od zeszłego roku czekają na mnie na starówce w Trogirze. Jubiler u którego sporo bursztynu dowożonego przez przyjaciela z Polski, wyjaśnił mi, że jedyny prawdziwy "filigranowiec" w Rovinju miał niestety wylew i dlatego jego sklep jest zamknięty. Jeszcze opuszczając starówkę kupiliśmy duży wiklinowy koszyk, żeby bezpiecznie przewieźć do domu to, co w butelkach. Natychmiast po rozpakowaniu, juz w domu, zyskał sobie nowe zastosowanie
Tak się zastanawialiśmy co robić tego ostatniego dnia, czy może nie pojechać do Puli. Bo jak się okazało Justyn, też uznał ją za najpiękniejsze miejsce Istrii. I obojgu nam się strasznie chciało tam jeszcze pojechać, ale przez tzw. rozum doszliśmy do wniosku, że warto jednak zobaczyć jeszcze coś, czego nie widzieliśmy. Stanęło na Vodnjan, do którego od początku ciągnęło mnie okrutnie. I to był strzał w dziesiątkę. Ze wszystkich tych małych miasteczek, leżących w pewnym oddaleniu od morza, to jest najbardziej urokliwe i po prostu piękne. Zaniedbane niestety dość mocno, ale nie umniejsza to jego urody. Ponoć mieszkańcy tego miasteczka mówią do dzisiaj językiem istro romańskim.
Rodowód wiadomo, jak we wszystkich tych maleńkich miasteczkach, bardzo stary. Z pewnością rzymski (Atinianum). Od XIII w. rządzili tu Wenecjanie, a w czasach nowożytnych miasteczko powoli traciło na znaczeniu i podupadało, przyczyniły się do tego m.in. dżuma i malaria.
Z daleka już widać najbardziej charakterystyczny element tego miejsca, czyli katedrę św. Błażeja, wraz z dzwonnicą o wysokości 62 m. jest to największy parafialny kościół na Istrii. Zbudowany na miejscu przedromańskiego kościoła, jest stosunkowo świeżej daty bo konsekrowany w początku XIX w. Znajduje się tutaj ciekawostka, zbiór relikwii, ponoć drugi ilościowo po Rzymie. Ciała świętych występują w całości oraz w kawałkach, kilka jest ponoć nieźle zachowanych. Tą specyficzną kolekcję zawdzięczamy malarzowi Gaetano Greslerowi, który ratował relikwie od zniszczenia w wyniku działalności wojsk napoleońskich. Część zebrał na ulicach, gdzie trafiały wyrzucane na bruk z rabowanych kościołów, część odkupił od żołnierzy. Niestety muzeum było zamknięte, a na kolorowym plakacie na drzwiach kościoła zaklejone były godziny otwarcia, co chyba dobrze nie wróży podobnym mnie zboczeńcom. Sam plakat był uroczo makabryczny. Poczerniała zupełnie twarz jakiejś świętej, z nałożonym na głowę wiankiem z białego kwiecia.
A samo miasteczko ciekawe jest też dlatego, że zachował się tutaj nienaruszony średniowieczny układ urbanistyczny. Krzywo, w stosunku do linii ulic, stojące domki, palazza, setki zakamarków, cudo. Samo jądro jest gotyckie, a nowa dzielnica kupiecka XVII - XVIII wieczna. Główny plac miejski w remoncie, dawny renesansowy budynek biblioteki jest pięknie odnowiony, w górnej partii zachowały się renesansowe freski. A plac cichutki, rozgrzebany, żadnych tłumów, tylko miejscowi popijający piwko. Szybciutko się do nich przyłączyliśmy i też popijając to samo leniwie się rozglądaliśmy.
I spacer po tych krętych, nieregularnych uliczkach
Nie tylko tutaj w Vodnjan, ale we wszystkich tych mniejszych miasteczkach uderza ogromna ilość pustych domów.
A jazda takimi uliczkami, to naprawdę jazda
Muszę koniecznie wrócić do Vodnjan, a innych też gorąco zachęcam, te mniejsze istryjskie miasteczka, może nie tak sławne jak Rovinj, Pula czy Porec są nieprawdopodobnie urokliwe i klimatyczne. Warto je dla siebie odkryć.
Cdn. dnia ostatniego nastąpi niebawem, za chwileczkę, no może za dwie