Sobota 03.05
Bardzo chcieliśmy zobaczyć Limski kanał. Jednak były z tym problemy, stanowczo przyjechaliśmy zbyt wcześnie przed sezonem. Rejs z Rovinja jest, jak myślę, świetnym pomysłem. Trwa 4 godziny z godzinnym postojem na miejscu. Niestety wszystkie teoretycznie możliwe z Rovinja opcje jego rozpoczęcia to była godz. 14. O tyle kłopotliwe, że gdyby nie doszedł do skutku, z uwagi na zbyt małą liczbę chętnych, to w zasadzie dzień stracony. Tak więc zdecydowaliśmy się na krótszą wersję, z końca Limskiego kanału. Trwa godzinę, kosztuje niby 75 kun, a w rzeczywistości 10 euro, wyraźnie zbierający opłaty za przejazd woleli taką walutę.
Limski kanał to ciekawostka geomorfologiczna, swego czasu morze zalało dolny bieg koryta rzeki Lim. Tak powstała sama zatoka morska o długości mniej więcej 10 km. Zatoka to tylko część krasowej doliny o długości ponad 35 km, tak więc sama dolina jest znacznie starsza niż zatoka i została wyrzeźbiona przez rzekę Pazincicę, obecnie podziemną. Dolina była niegdyś ważnym traktem komunikacyjnym wiodącym w głąb Istrii. W czasach rzymskich przez dolinę biegła granica (łac. limes) pomiędzy ager miejskim Puli i Poreca. Stąd obecna nazwa zatoki.
Specjalnie używam terminu ager, bo zauważyłam, że często jest stosowany, również w przewodnikach czy muzeach, a niestety bez wyjaśnienia co to takiego. Ager publicus to ziemia państwowa, czyli tutaj, mówiąc najprościej, ziemie będące własnością danego miasta. Nie należy tego mylić z samym obszarem miejskim jako takim.
Brzegi kanału/zatoki są interesujące, ale niestety niewiele mogę o nich powiedzieć, wymagałoby to znacznie dłuższej wycieczki i przygotowania, może jakiegoś sprzętu? Po stronie północnej ścieżki są w każdym razie widoczne i z pewnością można tam pochodzić.
Bardzo zachwalane ściany do wspinaczki
Grota Winnetou, idola mojego dzieciństwa
Mam ogromny niedosyt tego miejsca, a w planach koniecznie rejs od ujścia, a poza tym może też brzegi?
Są tutaj największe hodowle różnych małży i ryb na Istrii. Więc oczywiście, po zakupach na straganach (trawarica, wiśniówka, malinówka, wódka z borówkami i kolejne sery) rzuciliśmy się jeść. Duże restauracje są dwie, nazwy bardzo istryjskie Wiking i Fiord. Ale ponoć kręcili tutaj Długie łodzie wikingów. Restauracja Fiord nas wnerwiła, bo obsługa nie była jakoś specjalnie zainteresowana. Toaleta, papierosek i nawet nikt w tym czasie karty nie przyniósł, a trochę to trwało. Więc sobie poszliśmy do restauracji Wiking, którą polecam. Tłok też był, owszem, nawet trzeba było odczekać, aż zwolni się stolik, ale było warto. Ach, aż mi się miło robi i smacznie na samo wspomnienie. Sałatka z krabów, doskonale przyrządzona 75 kun, z ośmiornicy 45 czyli tyle co wszędzie. Ponoć świetna i jeszcze inaczej przyprawiona niż w Rovinju, ale tak się skupiłam na krabach, że zapomniałam ujeść przyjaciółce ośmiornicy. Mieszanka różnych małży 90 kun. Po krabach, porcja praktycznie nie do przejedzenia. Danie smakowite w składzie muszle św. Jacka, sercówki, mule i ostrygi. Wszystko świeże, wprost z wody, doskonałe. Nie starczyło niestety miejsca na ostrygi surowe i nie ukrywam, że prawie się zapłakałam, tym bardziej muszę wrócić, kolejny ważny powód. Ostryga 1 sztuka 9 kun. A jest to miejsce gdzie zjadłabym je bez obaw.
I tak opuściliśmy Limską zatokę, miałam dość napięty plan, o czym nie wiedzieli moi towarzysze i może lepiej, bo po co się tak na zapas frustrować.
Najpierw mieliśmy kolejne podejście do Barbarigi, kolejne nieudane oczywiście. Ale sama droga była ładna, przynajmniej mnie się podobała.
Droga znowu się skończyła i nic. Tym razem poszliśmy przesłuchiwać mieszkańców. Miła starsza pani powiedziała nam, że tak, jest takie miejsce, tak były tam kiedyś wykopaliska, ale niestety nie można tam dojść. Wszystko jest tak zarośnięte, że nie mamy szansy. Tym razem już się poddaliśmy.
W gogle earth też nie mogę tego znaleźć, natomiast znalazłam tam resztki jakichś zupełnie nowożytnych fortyfikacji.
Kapitalne są niektóre stare wiejskie domostwa, jako żywo rzymskie gospodarstwo, niestety zdjęcia nie są najlepsze, szczerze mówiąc są fatalne, ale przysięgam, że następnym razem będą lepsze
Skoro nic nie wyszło z Barbarigi, to pojechaliśmy do Bale, kolejnego niewielkiego, a uroczego miasteczka. Zupełnie sennego i pozbawionego tłumów. I znowu to samo, iliryjski gród, rzymska osada Vallis, i nieprzerwany rozkwit, aż do apogeum świetności w wiekach XIV i XV.
I jeszcze jeden powtórzony schemat, a mianowicie umocnione wyłącznie ścisłe centrum, najstarsza część osady. Tak więc cały czas trwa przetworzony i charakterystyczny na Istrii element miasta grodu, czy też akropolu.
Niewątpliwie najciekawszym elementem tych zachowanych fortyfikacji jest kasztel, zwany pałacem Soardo - Bembo. Sprawdziłam z ciekawości, niestety Pietro Bembo, poeta, wielbiciel Izabelli d'Este i kochanek Lukrecji Borgii urodził się w Wenecji, ale może były jakieś powiązania rodzinne? Kasztel, to pierwotnie były dwie czworokątne wieże, dopiero w XIV w połączono je murowanym traktem, ostateczny kształt zyskał w wieku XV i tak już dotrwał do naszych czasów.
Bardzo trudno go fotografować, bo wąsko jest wokół.
Śliczne zaiste kwadryfora, piękny owszem gotyk, a w środku? Ohydne plastikowe okna, ktoś, kto coś takiego wstawia w takim budynku to jest zbrodzień. Jak dla mnie zgroza
Bale ma mnóstwo przepięknych zakątków
Kościół niestety nowy, z końca XIX w., ale oczywiście na miejscu znacznie starszego z V w., którego fragmenty można zobaczyć w krypcie. Placyk kościelny uroczy, zielony, pusty, dobre miejsce na chwilę oddechu. I znowu problemy ze zdjęciami, ze względu na ciasnotę
Na skraju tej zabytkowej części miasta stoi sobie maleńki gotycki kościółek z interesującymi freskami wewnątrz
W imieniu mieszkańców Bale pożegnał nas taki oto uroczy obywatel
I tak zaczęliśmy kierować się w stronę Rovinja, a mnie szalenie intrygowały ruiny Dvigradu. Towarzystwo nie chciało, okłamałam ich, powiedziałam, że tylko tak sobie zerknę z drogi, bo pewnie nie warto. A jak już dojechaliśmy to stwierdziłam, że rzucę tylko okiem, żeby wiedzieć czy jest sens tu ponownie przyjeżdżać. No to już nie mieli wyjścia i poszli ze mną.
Nikogo nie zdziwię pisząc, że Dvigrad to miejsce o długiej bardzo historii. Jakoś na Istrii okazuje się to normą. Oczywiście początki to czasy Ilirów, a może i wcześniejsze? Skoro tak stary jest wiodący tędy szlak, to nie dziwi, że równie stare są strzegące go fortyfikacje. Ruiny zwane Dvigradem lokują się w krasowej dolinie, w przedłużeniu Limskiego kanału, w miejscu doskonale i naturalnie obronnym. Jest to izolowane, strome wzgórze. Jego historia przedstawia się mniej więcej tak. Już w okresie iliryjskim istniały tu dwie obronne osady o nieznanych nazwach, ich istnienie potwierdzone jest też w okresie rzymskiego panowania (Duo Castra), we wczesnym średniowieczu są nadal dwie Parentino i Moncastello. Parentino obumiera, a Moncastello istnieje nadal pod nazwą Duecastelli, Dvograd. Zostało opuszczone dopiero po 1630 roku z powodu zarazy, a ocalała ludność przeniosła się do Kanfanar. Tak więc ciągłość istnienia, potwierdzoną i nieprzerwaną, ma to miejsce imponującą.
Obecnie ruiny są w złym stanie, w niektórych miejscach są porobione drewniane osłony przed spadającymi z murów kamieniami, w części roztrzaskane przez te kamienie. Większość terenu porośnięta jest już gęsto makią i raczej nie zachęca do spacerów, tym bardziej, że nie widać w jaką dziurę można wpaść.
Ciekawe miejsce, o którym w zasadzie nic nie wiem, co mnie okropnie drażni. Bo interesuje mnie kto tu kogo kochał, zdradzał, kto komu ściął głowę i za co. Może dlatego, że nie wiem, a może dlatego, że zmęczony geniusz odleciał sobie, jakoś te ruiny wydają mi się martwe, bardziej martwe niż Nesactium i bardziej niż….. ale to niespodzianka i już w następnym odcinku.
Z murów jest piękny widok na Limską dolinę i biegnący nad nią Ypsilon
U podnóża wzgórza, z obu stron położone są malownicze kościółki, zachowały się w nich XV wieczne freski, niestety oba były zamknięte.
Ten, od strony drogi na Mrgani, pod wezwaniem św. Marii z Lakucia jest romański. Freski są dziełem tzw. Kolorowego Mistrza, późnogotyckiego istryjskiego artysty.
Wjechałam na górę, drogą na Mrgani, żeby zjeżdżając zrobić zdjęcia Dvigradu, widok jest piękny, droga kapitalna, ale niestety słońce nam nie sprzyjało