Podczas naszego pobytu przprowadziliśmy też akcje ratunkową.Akcję nazwalismy dość banalnie"Pomóż żółwiowi ujść z życiem"
A było to tak:
mój małżonek od kilku lat zakochał sie w biegach.Każdy pobyt w nowym miejscu czy to wyjazd służbowy czy urlop jest zawsze w jakiś tam sposób zagospodarowany wypadem na jakiś tam truchcik.Może to i dobrze ,bo niedość że się dotleni to jeszcze zobaczy coś czego inni nie zobaczą siedząc w domu czy namiocie.
Tak też i było w Chorwacji.Biegał ,biegał coś ponad 100 km wybiegał (tak twierdził mężowy gps).
Odkrył w tym bieganiu fajny rezerwat ornitologiczny,do którego z wózkiem bym nie zajechała,a i noszenie dziecka w nosidle w upalnym słońcu też odpada bo to ładne pare kilometrów.jesli ktos jest takowym miłosnikiem to rezerwat warto zobaczyc ,są tam wieżyczki widokowe i mnóstwo ptaków.Raj dla fotografów.
A miało być o żółwiu.w drodze do namiotu przebiegajac obok drogi mój małżonek spostrzegł jak spod kół przejeżdzajacego auta odbija się jakiś kamień i ląduje na poboczu.Pomyślał,że to kamień,ale dziwny wyglad przyciągnoł jego uwagę.Patrzy a zakurzony w piachu kamień zaczyna oddychać. Ledwo zipał.Nie wyglądał dobrze,postanowił wiec zabrać żółwia do namiotu w celu podratowania ,okazania dzieciom i mnie, no i później odstawienia na wolność,zakładajac,że żółw przeżyje spotkanie z samochodem.
Radość w namiocie była wielka.Maluch skakał w wózku z wrażenia ,a starszy najchetniej zamęczyłby żółwia gdyby go dostał w ręce.
Zarządzenie było jedno:cisza dzieci,ogladamy żółwia jakie ma obrazenia ale poza peknięciem na jednej stronie od dołu skorupki nic nie widać,zato brudny jak noc.Zorganizowaliśmy szybko picie,ależ był spragniony.Żółw wrócił do życia,nabrał sił i myslał jak kt uciec(to był dla nas znak że już czas na powrót na łono natury)a swojadroga alez mieliśmy frajde jak biegał po przedsionku namiotu z prędkością "światła"a podobno żółwie to takie powolne.A wygladał tak :
nie podobały mu się nasze oględziny,drapał swoimi długimi pazurami ,machał ogonem i próbował gryźć,"ależ bestia mi się trafiła"
żółw odstawiony w bezpieczne miejsce ,ależ był zadowolony zmykajac w krzaki
pożegnaliśmy żółwia czując ulgę ,że jednak wyjdzie cało ze spotkania z nowoczesną cywilizacją,a że do morza byo blisko przesiedzielismy kolejny zachód słońca nad wodą,o dziwo nie było komarów!