Też kochacie planować wakacje? Nie wiem czy tylko ja mam takiego fisia. Nie wiem jak ludzie nie planujący wakacji potrafią przeżyć te 50 tygodni w roku. Koszmar. Mąż się ze mnie śmieje, że zaczynam planować kolejne wakacje zaraz po powrocie z ostatnich. A ja przecież nie jestem głupia. Przecież wiem, że wakacje planuje się już podczas albo jeszcze zanim pojedziemy na obecne. Tak było z tą Chorwacją. Miała być w tamtym roku, ale w ostatniej chwili nie wyszło. Padło na Kretę. Nie żałuję. Ale w tym roku już nie było wyjścia. Od zeszłego czerwca szukałam optymalnego miejsca. Musiało być niedaleko bo pierwszy raz autem i na własną rękę. Musiało być dużo cienia, bo w tym roku zakaz wylegiwania się na słońcu. Musiało być w czerwcu, bo tłumów nie znosimy. Musiało być dużo atrakcji bo zawsze może padać (!). Padło na Poreć. Tym razem jeszcze bardziej nie żałuję.
Od stycznia szukałam apartamentu. Znalazłam w marcu. Nie dlatego, że nic mi się nie podobało. Raczej dlatego, żeby trochę bardziej się nad sobą poznęcać
Znalazłam idealny. 2 sypialnie (wyjazd w dwie pary), kuchnia z niedużym salonem, łazienka, duży taras, balkon. Bjuti. Od tego momentu codziennie cro.pl, ludzik na google maps, kamery internetowe, przeglądanie ofert assistance, ubezpieczenia i odliczanie. Wyjazd zaplanowaliśmy na noc z 8 na 9 czerwca, powrót na 19stego.
Wyjechaliśmy koło 1 w nocy. Po drodze winietki, tankowanie, winietki, tankowanie. Cała droga minęła bardzo spokojnie. Większy ruch zaczął się dopiero w Słowenii. Na miejscu jesteśmy jakoś przed południem. Choć Google maps mówiło że dojedziemy po 8 godzinach.
Jestem straszną pesymistką. Mąż śmieje się też z tego, że nawet w kaloszach boję się wchodzić do kałuży. Moja wizja tych wakacji to przewaga deszczu i odrobina słońca. Stara rudera śmierdząca stęchlizną zamiast wybranego apartamentu. A ta Istria w ogóle istnieje, czy może ktoś chce nas oszukać?
Tymczasem W Cro wita nas lampa. 31 stopni. No i jeszcze miła właścicielka. I wino na powitanie w kuchni.I apartament jeszcze ładniejszy niż na zdjęciach.
Wrzuciliśmy rzeczy do apartamentu. Wypiliśmy wino. Czas na powitanie z morzem.
W mojej głowie plaża w Poreciu wyglądała tak:
- *znalezione na czaswakacji.adriatyk.com.pl
Byłam więc przygotowana na najgorsze. Dochodzimy do lasu. Przechodzimy przez las. Pachnie pięknie. Dochodzimy do deptaka. Schodzimy po schodkach do pierwszej
zatoczki, później do kolejnej. Jest bosko.
Zmęczeni zbieramy się z plaży i idziemy do centrum starego miasta. Jesteśmy tak głodni i zmęczeni że już nic nas już dzisiaj nie ruszy. A jednak.
Mamo! Jak tu jest pięknie! Wpadamy w euforię, jemy pyszną pizze z prsutem i wracamy do apartamentu. O 19 idziemy na drzemeczkę. Taką wiecie, godzinną. Budzimy się o 8 rano
A. I żeby nie było. Plażowy beton też się znajdzie. Ale po co go szukać?