Wracając jeszcze do poprzedniej relacji, muszę się przyznać, że wyładowałyśmy akumulator w samochodzie, najpierw przez oświetlanie przy rozbijaniu namiotu a potem korzystając z boomboxa zasilanego z auta. Myślałam o akumulatorze, ale wydawało mi się, że to za mało do rozładowania. Nasz wyjazd do Zlatne Stijne był lekko opóźniony. Na szczęście Austriacy z namiotu obok mieli kabelki i pomogli nam szybciutko
Czwarty ostatni dzień w Medulinie spędziłyśmy ekstremalnie. Żadna z nas nie zapomni tego dnia.
Z niemieckimi kolegami z kempingu wybraliśmy się ich autem na
Premanturę - Kamenjak, o którym coś czytałam na forum, ale więcej dowiedzieliśmy od turystów na kempingu. Jest to rezerwat. Przed wjazdem do miasta Premantura trzeba skręcić w prawo (był tam znak rezerwatu) i jechać cały czas przed siebie aż do budki z kasą. Wykupiliśmy jeden bilet na samochód, dostaliśmy worek na śmieci, mapkę i ruszyliśmy dalej. Chcieliśmy dojechać do największych skał oczywiście. Od budki do skał jest około 5 km i to na nieprzyjemnych dla opon białych ostrych kamieniach w tumanach białego pyłu. Cieszyłam się, że nasza mazdeczka została na kempingu i nie musi doświadczać tej trasy. Ale widoki po drodze były boskie. Można tam pewnie poodkrywać inne zatoczki po lewej albo prawej stronie. W końcu dojechaliśmy na koniec, gdzie już sporo stało zaparkowanych samochodów. Jest tam wieża widokowa i bar ukryty pod trzciną, gdzie można skryć się przed słońcem. Nam to w ogóle nie było potrzebne. Każdy dzień spędzałyśmy non stop na słońcu, w końcu po to przyjechałyśmy do Chorwacji, żeby się porządnie nagrzać na zimę. Poza tym mieliśmy ze sobą, zakupione po drodze, zimne piwko pszeniczne (nasze ulubione)
Obserwowaliśmy, jak ludzie skaczą z najwyższych skał z przerażeniem i zachwytem. My wybraliśmy ciut niższe i tam wykonywaliśmy pierwsze skoki (wys. 3-4m). Dno nie robiło na nas wielkiego wrażenia - same kamienie. Nie było jeżowców, tylko rybki. Skupiłyśmy się na skakaniu. To była frajda. Ze strachem patrzyłam na największą skałę. Ale kusiło nas. Podpłynęliśmy tam, żeby zobaczyć, jak to jest możliwe, że ludzie nie łamią nóg po tych skokach i udaje im się wynurzyć. Zanurkowałyśmy w najgłębsze miejsce, żeby ocenić, czy to aby na pewno jest bezpieczne. Oglądaliśmy jak inni skaczą nawet na głowę, robią salta i inne cuda. Po wyeliminowaniu technicznych wątpliwości, trzeba było pokonać tylko strach.
A więc na pytanie "z jakiej skały najlepiej skoczyć?" - odpowiedź brzmi - Właśnie z takiej - patrz niżej!!!
Stanie na tej skale to super uczucie. Jak się człowiek zbliża do krawędzi, to serce bije jak szalone. Tak naprawdę nie bałam się uderzenia w wodę czy w dno - strach mnie ogarniał przed zrobieniem tego jednego dwóch kroków ze skały, byle to dobrze zrobić, nie potknąć się, bo potem to już i tak wszystko jedno, co będzie to będzie
Warto było to zrobić. To były naprawdę ekstremalne uczucia. Najważniejszy jest oczywiście pierwszy skok, następne idą już łatwiej.
Moment podjęcia decyzji do skoku, jest inny u każdego, u jednych to chwila, a u drugich może to trwać dłużej, albo nawet znacznie dłużej niż dłużej
Mery miała tą dłuższą chwilę zadumy przed skokiem. Stała na skale chyba z godzinę
Zrobiła się wokół spora międzynarodowa widownia. Wszyscy krzyczeli "jump, jump, jump!!!" albo "hoppa, hoppa, hoppa!!" A Mery myślała dalej. Uparła się, że musi skoczyć, bo inaczej będzie tego żałować. Trochę zaczęliśmy się nudzić, ale cierpliwie czekaliśmy na jej moment. W końcu skoczyła. To był spektakularny skok z pełnym aplauzem po wynurzeniu!!
a oto fotoreacja
mniejsza skała do ćwiczeń
największa skała
I tak minął dzień. Gdybyśmy miały więcej urlopu, na pewno zostałybyśmy na Premanturze. Tam jest taki kawałek raju. Dużo ciekawych ludzi. Fajna atmosfera. Każdy znajdzie tam kawałek płaskiej skały dla siebie. Choć z zazdrością patrzyłyśmy na żaglówki i nawet na zwykłe motorówki - to pewnie zupełnie inna strona cieszenia się z chorwackiego wybrzeża.
Po powrocie przygotowałyśmy makaron z pesto, czosnkiem i suszonymi pomidorami! Polecam. Wszystko można zakupić w Polsce. Wystarczy zagotować makaron i dodać wszystkie składniki. Pycha.
Na zwiedzanie nie miałyśmy siły. Ten wieczór był pożegnalny, czyli wino i rozmowy do rana. Następnego dnia bez pośpiechu ruszyłyśmy w stronę Brestovy.
W następnym odcinku odpowiedź na pytanie (dla niektórych retoryczne) - Kto używa opcji "trasa krótka" w GPS?