napisał(a) Dawigs » 02.02.2013 16:15
Po długim oczekiwaniu w końcu nadchodzi dzień wyjazdu – niedziela 26.08.2012.
Parę słów o trasie. Będą chwile grozy
Startujemy z Opola o 8:30 temperatura 17 stopni, pada. Jedziemy przez Krapkowice do Chałupek dalej opisywaną wielokrotnie na forum drogą przez Czechy, Austrię oraz Słowenię (Maribor – Lubljana – Koper). Winietę na Czechy zgodnie z radami z forum kupuję na pierwszej stacji (Shell) na autostradzie w Czechach. Kolejne winiety na autostrady w Austrii na przejazd tam i z powrotem nabywam na stacji benzynowej OMV przy obwodnicy miejscowości Wilfersdorf. Nie było problemu z zakupem winiety z przyszłą datą. Niestety wbrew informacjom z forum na stacji nie było winiet Słoweńskich. Tą kupuję ostatecznie na stacji benzynowej przed Gratzem. Tam też mamy temperaturowe minimum: 12 stopni…
W Czechach pojawiło się słońce i towarzyszyło nam aż do Brna. W Austrii padało, w Słowenii coraz słabiej aż w końcu przestało i pojawiło się słońce. Gdy zbliżaliśmy się do wybrzeża temperatura zaczęła błyskawicznie rosnąć by osiągnąć 26 stopni. Niestety gdy byliśmy już blisko miejscowości Koper na horyzoncie pojawiły ciężkie ołowiane burzowe chmury. Nieustannie błyskało się. Gdy wjechaliśmy do Koperu rozpętał się armagedon. Lało i wiało niesamowicie. Błyskawica za błyskawicą. W takich warunkach dojeżdżamy do przejścia granicznego a tam tylko cztery samochody. Mając w pamięci opisy przejazdu przez granicę mówię do rodzinki że już za chwilę będziemy w Chorwacji a tu zonk. W pierwszych trzech autach sprawdzają paszporty o coś pytają ale poszło jeszcze w miarę sprawnie. Przed nami pozostał już tylko kamper na rejestracji z Andory - chyba pierwszy raz widziałem samochód z rejestracją z tego kraju. Słoweńscy celnicy coś sprawdzają i sprawdzają, zaglądają do kampera a deszcz leje cały czas … Wreszcie po jakiś 15 minutach biorą kampera na bok. Myślę sobie o co chodzi przecież miało być łatwo, szybko bez trzepanka i … tak w naszym przypadku było. Ledwie zdołałem pokazać paszporty a Słoweńcy, następnie Chorwaci machają ręka by jechać. Można się dowartościować
Po przekroczeniu granicy chorwackiej zatrzymujemy się na parkingu i dajemy znać SMS-em naszym gospodarzom że przekroczyliśmy granicę. Ruszamy, nawałnica nabiera jeszcze większej mocy. Widoczność prawie zerowa. Poprzedzający nas Niemiec na ostrym zakręcie zjeżdża na lewy pas i o mały włos nie zderza się z samochodem z naprzeciwka. W tych sprzyjających okolicznościach natury na rondzie mylimy drogę i zamiast pojechać w kierunku autostrady pojechaliśmy na Buje. Dopiero jak dotarliśmy do tej miejscowości zorientowałem się że coś jest nie tak. Tak jedziemy sobie przez Buje a tu nagle w poprzek drogi leży solidny konar drzewa. Na szczęście pojawia się patrol policji. Policjanci wyskakują z radiowozu i targają podczas ulewy konar na pobocze. Nawet myślałem, żeby pomóc ale dali radę
Nie ma żartów, trzeba znaleźć autostradę tam drzew pewnie nie ma. Znajdujemy upragniony drogowskaz wskazujący autostradę i z duszą na ramieniu docieramy w końcu do autostrady.
Na szczęście nawałnica słabnie, błyskawice rozdzierają niebo coraz rzadziej. Gdy jesteśmy blisko Fazany deszcz ustępuje. W jednym z miejsc widzimy ślady po pożarze. Czuć jeszcze intensywny zapach spalenizny. Wjeżdżamy w końcu do Fazany. W pamięci odtwarzam dojazd: na głównej drodze w lewo potem szukamy po prawej ulicy Brace Ilic. Trafiamy jak po sznurku. Tylko jeszcze znaleźć naszą kwaterę a tu nagle macha ktoś do nas z chodnika. Okazuje się, że to właściciel apartmana z synem. Jesteśmy na miejscu! Dochodzi godzina 21:30.
Rozpisałem się mocno więc na dziś wystarczy
Dziś zdjęć nie ma ale już od następnego odcinka obiecuję że będą.