_Piotrek_ napisał(a):Będę zaglądał, powspominam to co widziałem, popatrzę na to gdzie nie dotarłem - Brijuni, Vrsar czy, aż wstyd się przyznać, Motovun, chociaż przejechaliśmy przez wzgórze, to później już jakoś nie było po drodze.
Wstydu nie ma, nadrobisz
Zapraszam na kolejny odcinek
29 kwietnia (niedziela): Limski Kanał i Balle (Valle)
Wstaję dosyć wcześnie, bo już nie mogę się doczekać zwiedzania Zgłaszam się na ochotnika, żeby pójść po pieczywo, oczywiście z aparatem Na niebie niemal "bezchmur":
We Vrsarze są przynajmniej 3 pekary. Dziś pójdę do Mlinara, popularnej w Chorwacji sieciówki. Mają tu duży wybór słodkich bułek z ciasta francuskiego, w których akurat ja nie gustuję. Niestety, nie ma slanców (słonego pieczywa w postaci paluchów).
Jemy śniadanie na tarasie z pięknym widokiem, który już pokazywałam i szykujemy się na dłuuugą wycieczkę. Oprócz wygodnych butów, zapasu napojów i przekąsek pakujemy się również na plażę (maty, ręczniki, olejki), bo mamy nadzieję na pierwsze w tym roku plażowanie, a może i kąpiel...
Pierwszym punktem programu jest położony nieopodal Vrsaru Kanał Limski zwany też Limskim Zalewem czy (błędnie, choć bardziej poetycko ) - Limskim Fiordem. Jego nazwa pochodzi od łacińskiego limes = granica, ponieważ rozdzielał on dwie prowincje starożytnego Rzymu: Dalmację i Italię. Kanał ma 10 km długości i jest miejscem żerowania i zimowania wielu gatunków ryb. Ze względu na to ma status rezerwatu przyrody.
Dzisiaj zobaczymy go tylko z dołu:
Moja blada skóra wystawiona, po zimie, na pierwsze promienie słońca:
Nad Zalewem można kupić różne dobroci, w tym oliwę, lawendowe olejki i oczywiście trufle, z których Istria słynie:
Można też wybrać się w rejs po Kanale, ale mamy zbyt napięty grafik, więc odpuszczamy
Panowie wrócili z połowu, a turyści podziwiają jego efekty, a może i kupują rybki:
Innego dnia zatrzymamy się na jednym z kilku punktów widokowych, żeby zobaczyć Kanał Limski z góry. Teraz natomiast jedziemy dalej, w stronę Puli.
Ponieważ jesteśmy na Istrii pierwszy raz i wszystko nas interesuje , plany co chwilę ewoluują. I tak spontanicznie zatrzymujemy się na parkingu przed miasteczkiem Bale, po włosku - Valle. Idziemy na spacer po tej pięknej sennej miejscowości:
Turystów nie ma tu zbyt wielu. Jeśli już się zaplączą, siadają w jednej z kafejek i przystosowując się do otoczenia, leniwie sączą kawę. My oczywiście zwiedzamy I tak trafiamy na prawdziwą perełkę - kościółek św. Ducha (sv. Duh) z XV wieku:
Wnętrze jest przepięknie udekorowane freskami autorstwa Alberta z Konstanzy:
Największą budowlą w Bale jest ufortyfikowany gotycko-renesansowy pałac (kasztel) Soardo-Bembo z XVI wieku:
Z zachwytem spacerujemy cudnymi kamiennymi uliczkami:
Casanova też tu był :
Słynny uwodziciel spotykał się tutaj podobno z panną z rodziny Soardo i był częstym gościem w pałacu Soardo-Bembo.
Uliczki doprowadzają nas do kościoła Nawiedzenia św. Elżbiety:
Kawałek dalej stoi inna świątynia - romański kościółek św. Heleny:
W spokoju upajamy się atmosferą uliczek Bale:
Docieramy pod piękny budynek urzędu gminy:
który stoi naprzeciw pokazywanego już pałacu Soardo-Bembo. W ten sposób zamykamy pętelkę i możemy powoli opuścić miasteczko.
Jeszcze zdjęcie kamiennych murków i górującej nad miejscowością dzwonnicy:
i ostatnie spojrzenie na Bale - już z drogi:
Kamienne miasteczko bardzo nam się podobało i choć zobaczymy podobnych miejsc na Istrii całkiem dużo, to pierwsze szczególnie przypadło mi do gustu