OPIS TRASY
Wyjeżdżamy w piątek (25.07) - spokojnie, po śniadaniu i porannej kawie. Jak się później okaże przynajmniej o jakieś 6 godzin za szybko
Jedziemy początkowo tzw. trasą klasyczną czyli kierunek na Barwinek. Presov, Kosice.
Na Węgry wjeżdżamy przez Tornyosnemeti (tym razem po raz pierwszy bez jakiejkolwiek kontroli granicznej) i jedziemy w kierunku autostrady M-3 i dalej do Budapesztu.
Na Węgrzech nie kupujemy winiet.......zrobiliśmy to w domu.
Polecam taka formę zakupu
Nigdzie nie trzeba zatrzymywać się, szukać budek itp.
Winieta kupiona drogą elektroniczną kosztuje więcej o.....CAŁE 1,40 PLN
Dla chętnych
link do strony.
W Budapeszcie nie kierujemy się jak to dotychczas w zwyczaju było na M-7 tylko na M-5 czyli kierunek Szeged.
Ponieważ zjazdów na M-5 nie znałem, więc jadąc tam pierwszy raz potwierdzę, że również odbywa się to bezstresowo jak w przypadku M-3 czy M-7, miasto jest oznakowane perfekcyjnie.
Nie widzę możliwości zgubienia się jeżeli uważnie zwraca się uwagę na to co jest napisane na drogowskazach (od razu zaznaczam, że nie jeżdżę na GPS-ie
).
M-5 w okresie wakacyjnym to ciekawe zjawisko socjologiczne
Na M-5 (w sezonie) odbywa się nieco inny sposób poruszania niż na pozostałych autostradach węgierskich.
Dochodzi nam bowiem element folklorystyczny
czyli....całe tabuny niemiecko-holendersko-austriacko-belgijskich Turków, którzy udają się w okresie wakacji do swojej ojczyzny.
Turcy poruszają się stadnie - poznać ich po wszelakich odmianach Zafir, Sharanów, Galaxy i innych vanovatych (najczęściej ciemnych kolorach), tudzież SUV-ach, najczęściej czarne BMW X5.
Jazda z nimi w towarzystwie to istna droga przez mękę
Tak jak pisałem poruszają się stadnie po kilka, kilkanaście samochodów w kolumnie.
Za żadne skarby stada rozdzielić nie można
bo grozi to tym, że osierocona część stada będzie nam wisiała na zderzaku do momentu kiedy będą mogli nas wyprzedzić
A nie zawsze się da to zrobić, bo wbrew pozorom, Turcy jeżdzą przepisowo i z głową (z małymi wyjątkami
)
Jeszcze gorsza sytuacja jest w nocy - Turek (Serbowie i Bułgarzy niestety też) jak wrzuci światła długie to nie raczy ich wyłączyć siedząc nam na zderzaku czy choćby jadąc z naprzeciwka.
Normalnie chłopaki wychodzą z założenia, że przecież ich nic nie oślepia
To co opanowaliśmy w czasie jazdy to to, że widząc zbliżającą się stadną kolumnę - zjeżdżało się lekko w prawo, żeby wyprzedzili całą watahą i był spokój na jakieś 15-20 minut dokąd nie jechali następni.
Częstotliwość stadnego poruszania się rozgryzłem ale od czego ona zależy to już nie
Temat Turków na autostradach to temat rzeka - żałuję tylko, że nie miałem przy sobie dobrego teleobiektywu bo wartało zrobić kilka niezłych fotek na parkingach, niezły hardcore
Towarzystwo opisałem, miałem je aż do Turcji co chyba nie dziwi
A my sobie jedziemy dalej przed siebie w kierunku przejścia granicznego H/SRB - Roszke/Horgosz, pełny luzik w myśl zasady:
"nieświadomi żyją dłużej".
Dojeżdżamy za Szeged, tankujemy do pełna ON (to chyba już nie dziwne, że taniej niż w Polsce
) i udajemy się w kierunku granicy.
Paszporty i zielona karta przygotowana a tu szok....chyba wypadek na autostradzie bo wszystkie pasy zatkane
No cóż bywa tak, tego przewidzieć się nie da.
Wysiadam z samochodu i idę na spacer wzdłuż zaparkowanych na autostradzie aut zobaczyć co się stało i czy długo będziemy stali.
I tu przeżyłem szok nr 2 - to nie wypadek tylko.....kolejka do granicy serbskiej
90 % stanowią wspomniani wyżej zachodnio-europejscy Turcy, normalny exodus
Staliśmy prawie 3 godziny
, całe szczęście, że było już po zachodzie słońca bo było czym oddychać.
Okazało się, że czas oczekiwania był tak długi z uwagi na to, że Serbom się nie spieszyło z odprawami
Granice serbską przekroczyliśmy i sypiemy na Belgrad. Przynajmniej taki miałem zamiar.
Pod Novim Sadem wymiękłem, a raczej moje oczy.
To co pisałem wyżej - koszmarny zwyczaj jeżdżenia na światłach długich. W samochodzie i tak całe moje towarzystwo padło jak nieżywe, więc zjechałem na parking celem przespania się chwilę w ekskluzywnych warunkach a raczej w celu doczekania poranka bo wtedy była szansa na wyłączenie długich świateł przez współtowarzyszy podróży
Poranek w Serbii nie przywitał nas ciekawą pogodą
:
Ale nie jest źle, jak jest chłodniej to i lepiej prowadzi się samochód.
Po przebudzeniu się zjazd na poranne espresso i śniadanie.
W Serbii na autostradach jest sieć barów, gdzie można zjeść coś na śniadanie bez obawy czy dojedziemy do najblizszego kibelka
. Jedzonko całkiem przyjemne, kawa też.
Ceny bardzo niskie i co najważniejsze można płacić kartami.
W razie awarii terminala do kart lub "kartowstrętu" obsługi (bywa tak) - Ne ma problema, na sieciowych stacjach (OMV, MOL, LUKOIL i kilku innych, których nazw teraz nie pamiętam) są bankomaty.
Śniadanie zjedzone jedziemy do Belgradu.
Miasto oglądamy tylko z obwodnicy (fotek z auta nie robimy bo pada deszcz i jest paskudne światło) i kierujemy się na Nis.
W Nis kasują nas po raz ostatni za autostradę.
Formy płatności są 3:
Dinar
Euro. Płacąc w euro resztę wydają w euro. Nie kantują na reszcie bo i nie ma na czym
karta płatnicza (Visa, Master Card, American Express)
Ceny za poszczególne odcinki:
Subotica-Novi Sad: 5 euro,
Novi Sad-Belgrad: 5 euro,
Belgrad-Nis: 13 euro.
Cennik w
dinarach (trzeba kliknąć na
"Korisne informacije" i dalej na
"Putarine" )
I tu wreszcie coś dla oka zaczyna się pojawiać.
O ile krajobraz do Nisu był monotonny i wyglądał mniej więcej tak:
to od Nisu aż do Sofii trasa jest przepiękna widokowo:
Dzięki widokom trasa nie dłuży się więc szybko dojeżdżamy do Gradina/Kalotina czyli granicy SRB/BG. Dojazd do granicy jest hardcorowy
(co widac na załączonym obrazku)
TIR-y zajmują jeden pas jezdni a ten drugi służy do jazdy pozostałym uczestnikom ruchu drogowego jadącym w kierunku przeciwnym (kolumna TIR-ów również się pojawia)
tym razem szybka odprawa paszportowo-celna u Serbów
i wjeżdżamy na granice Bułgarską
Z uwagi na to, że to granica zewnętrzna UE Bułgarzy kasują od nas na dzień dobry 2 euro (innej waluty nie przyjmują) za niby dezynfekcję (na granicach wewnętrznych np. z Grecją już jaj sobie nie robią).
Dobrym rozwiązaniem u Bułgarów jest to, że nie trzeba biegać za winietami - za żadne skarby nie wpuszczą do siebie jak jej nie wykupimy na granicy.
Koszt winiety:
5 euro za 7-dniową
lub 13 euro za 30-dniową.
Można płacić w euro lub w lewa, nie można kartami płatniczymi.
Jesteśmy w Bułgarii
pozostał nam odcinek ok. 350 km do granicy bułgarsko-tureckiej w Kapitan Andreevo/Kapikule............
Ostatnio edytowano 16.04.2009 18:10 przez Użytkownik usunięty, łącznie edytowano 2 razy