Witam szanownych forumowiczów. To jest mój pierwszy wątek, chociaż forum czytuję od dłuższego czasu w poszukiwaniu inspiracji do odwiedzenia nowych, ciekawych miejsc. I wielokrotnie Wasze relacje pomagały mi ułożyć program co zobaczyć, gdzie warto pojechać. Postanowiłem podzielić się wspomnieniami z wakacji w Indonezji, mając nadzieję, że może dla kogoś stanie się to inspiracją, która zaowocuje pasjonującym wyjazdem. Trasa obejmowała zasadniczo 3 indonezyjskie wyspy: w bardzo ograniczonym zakresie Jawa, Lombok i Bali. Uczestnicy: 2+1. Ten jeden to Kuba, ośmiolatek mający już nieco podróżniczego doświadczenia. Parę zdjęć obrazujących charakter wyjazdu.
Wyjeżdżaliśmy w Wielkanocny Poniedziałek na około 3 tygodnie. Najlepszą ofertę miał wtedy Etihad Aiways. Lot przez Abu Dhabi do Kuala Lumpur, jak wszystkie międzykontynentalne, był męczący jak diabli i bogata oferta rozrywki na pokładzie niewiele zmieniała. Gorzej, bo KL nie było wcale końcem podróży. Po opuszczeniu terminalu, szybko poszukaliśmy stosowny autobus, który w pół godziny zawiózł nas na lotnisko, z którego startuję samoloty popularnego lowcosta Air Asia. Tam złapaliśmy lot do Surabaya, już w Indonezji, na Jawie. Wylądowaliśmy po 21:00 miejscowego czasu, gdzie po złapaniu taksówki, dotarliśmy w końcu do zabukowanego przez booking hotelu, który okazał się całkiem wypasiony. Doceniliśmy to następnego dnia rano, bo zaserwowane śniadanie było rewelacyjne, a po śniadaniu Kuba długo nie mógł wyjść z basenów otoczonych bujną roślinnością. No, ale nie przyjechaliśmy tu pluskać się w basenach. Toteż zbieramy się szybko, pakujemy plecaki i z niejakim żalem opuszczamy hotel, w poszukiwaniu lokalnego dworca autobusowego. Dworzec okazał się typowym dla tej części świata miejscem, pełnym chaosu, hałasu i koloru. Miejscowi wskazali nam autobus, który powoli wypełniał się pasażerami i w końcu ruszyliśmy. Naszym celem było Probolingo, gdzie bez przeszkód dotarliśmy po 2 godzinach. Tam przesiadka w mały lokalny busik, który po półtorej godzinie wyrzucił nas w Cemoro Lawang – małej wiosce położonej u stóp wulkanów, na grzbiecie ogromnej kaldery o iście księżycowym krajobrazie. To punkt wypadowy do Parku narodowego Bromo-Tengger-Semeru, chyba największej atrakcji Jawy, mekki turystów spragnionych wulkanicznych wrażeń. Trochę kłopotów ze znalezieniem czegoś do spania, bo wszystkie turystyczne hotele są zabukowane przez grupy zorganizowane. Ostatecznie znajdujemy skromną chatkę za umiarkowaną cenę. W miejscowej knajpie wykupujemy udział w standardowym tourze na wschód słońca i pierwsze dwa dni za nami.