napisał(a) tuktuk » 11.08.2017 14:47
Rano złapaliśmy autobus do Sanur, gdzie zakwaterowaliśmy się w fajnym znalezionym w poprzednim dniu w internetowej knajpce hotelu. Hotel całkiem fajny z dużym basenem i pięknymi bungalowami w ogrodzie kosztował w przeliczeniu niecałą stówkę PLN za noc. Nic tylko mieszkać. No ale nie przyjechaliśmy na Bali wylegiwać się nad basenem, toteż szybko ruszamy do Pura Luhur Uluwatu – ostatniej świątyni, którą zaplanowaliśmy odwiedzić. 30 km drogi zrobiliśmy kombinacją mikrobusu z autostopem. Sama świątyńka jest bardzo mała, poświęcona bogom morza i właściwie jako obiekt nie jest tak atrakcyjna w porównaniu z tymi co już widzieliśmy. Ale za to, wyróżnia się wspaniałym położeniem na samej krawędzi klifu. Widoki naprawdę robiły wrażenie. Ciekawe, że wchodząc na jej teren poradzono nam zaopatrzyć się w solidny kij, do odpędzania bezczelnych makaków.
Klif ma około 70 m i wolałem się położyć, żeby go sobie dokładnie obejrzeć
Wracaliśmy przez Kutę, czyli najbardziej znaną wakacyjna miejscowość na Bali, opanowaną przez australijskich surferów. Hałaśliwe, zasmrodzone spalinami miasto. Ceny dwukrotnie wyższe niż gdziekolwiek indziej. Jak miałbym tam spędzić urlop, to byłym nieszczęśliwy. Wieczorkiem odstresowaliśmy się nad basenem podczas fachowo wykonanego balijskiego masażu.
Ostatni dzień na Bali postanowiliśmy wykorzystać na kąpiel. Ponieważ w Sanur, mimo że zabudowana drogimi hotelami, plaża była taka sobie
popłynęliśmy na cały dzień na wysepkę Lembogan, położoną około 20 km od Sanur.
I był to strzał w dziesiątkę. Na wyspie właściwie nie ma ruchu kołowego, jeżeli nie liczyć skuterów, piękne plaże, kryształ woda. Problemem było natomiast jak z osady portowej dostać się na jakąś cichą plażę. Studiując mapę wybraliśmy plażę o wdzięcznej nazwie Dream Beach i powędrowaliśmy pieszo. Po drodze zaczepił nas chłopak na skuterze i po krótkiej rozmowie zaproponował, że odda nam skutek za niewygórowaną stawkę, a po kończonej wycieczce mamy go zostawić w miejscu gdzie odpływają łodzie na Bali. Oczywiście się zgodziłem i na Dream Beach dotarliśmy skuterem (co prawda z trudnościami i niewygodnie bo 2,5 osoby).
Dream Beach okazała się pięknym miejscem z piaskiem pudrem na plaży, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po krótkich negocjacjach, umówiliśmy się z miejscowym rybakiem na tour dookoła wyspy. Miał nam pokazać najlepsze miejsca do popływania z maską. Mina nam trochę zrzedła, jak wypłynęliśmy na morze małą wąską pirogą z tradycyjnymi dwoma pływakami po bokach, bo zaczęło konkretnie kołysać, a łódka solidnego wrażenia nie sprawiała. Nie mniej wycieczka była przednia, a snorkelling należał do najlepszych jaki udało nam się zaliczyć.
I to był koniec naszej indonezyjskiej przygody. Następnego dnia mieliśmy samolot do Kuala Lumpur i jeden dzień w stolicy Malezji
cdn
Ostatnio edytowano 07.09.2017 14:23 przez
tuktuk, łącznie edytowano 1 raz