No to jedziemy dalej...
Rano spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w dół Monkey Forest Road w poszukiwaniu obszerniejszego lokum. Zdecydowaliśmy się na tzw homestay w formie pawilonów zgromadzonych wokół basenu. Zawsze uśmiechnięta córka właścicielki
zaoferowała ponadto, że poleci nam kierowcę z samochodem na parę dni zwiedzania Bali. Żaden to wielki przywilej, bo spacerując po Ubud, kierowcę z samochodem możesz wyhaczyć w 5 minut, ale gość okazał się całkiem sympatyczny z nową Toyotą, to doszliśmy do porozumienia i na następne 3 dni mieliśmy transport po wyspie za 320.000 rupii na dzień tj około 24 $.
Na dzisiaj jednak zaplanowaliśmy atrakcje Ubud. A więc po pierwsze Monkey Forest Road. Jest to spory obszar tropikalnego lasu z dużą ilością makaków, balijskich świątyń, kamiennych rzeźb i tym podobnych atrakcji. Parę słów o religii na Bali. Panuje tu forma hinduizmu, co jest ewenementem w kraju wszechobecnego islamu. Świątyń jest tu pełno. Od okazałych, ogromnych, po malutkie, wręcz mikroskopijne ołtarzyki na rogu ulicy, czy pośród pól ryżowych.
Monkey Forest robi wrażenie. Mroczna atmosfera wilgotnego, zacienionego lasu, wszechobecne małpy, świątynie, rzeźby z hinduistycznego panteonu i czujesz się jak na filmie z Indiana Jonesem.
Po powrocie na ulice Ubud, po pierwsze uzupełniliśmy wypocone płyny w pierwszej knajpce i ruszyliśmy w górę miasta, leniwie zaglądając do sklepów
Następnym punktem był miejski market z całą różnorodnością typową dla tropikalnych targów. Udało się nam kupić laski wanilii – wzięliśmy tego dobrze ponad kilo. Jak potem obliczyliśmy 1 laseczka wanilii kosztowała nas 1 zł.
Potem był Pałac Królewski, który wciąż oficjalnie jest siedzibą rodziny królewskiej Ubud. Zwiedzać można imponującą bramę wejściową oraz tonący w zieleni dziedziniec, pełen kamiennych rzeźb
I na koniec dnia imponująca świątynia Pura Taman Saraswati. Zwiedzając świątynie balijskie trzeba być odpowiednio ubranym. Najczęściej zakładano nam sarongi. Czasami Kubę jako niedorosłego chłopca traktowano ulgowo, przewiązując go kolorową szarfą.
- Mała kapliczka na skraju pola
Powrót na kwaterę, chłodzenie w basenie i wieczorny spacer po galeriach. Obiadokolacja w knajpce z rewelacyjnym stekiem z tuńczyka, który nam tak smakował, że następne dni w Ubud stołowaliśmy się tylko tam. Ostatecznie gdzie można zjeść stek z tuńczyka za 12 zł za solidną porcję.