Słowo się rzekło, jedziemy do Borobudur.
Największa na świecie buddyjska świątynia Borobudur leży około 40km od Yogyakarty. Wzniesiono ją na początku IX w. n.e., a trwało to około 75 lat. Tylko około dwustu lat spełniała ona funkcje religijne. W 1006 roku wybuch wulkanu Merapi zasypał większą część świątyni. Po kilku następnych latach sanktuarium zostało opuszczone a cały teren dość szybko porosła tropikalna dżungla.
Jest jeszcze inna teoria mówiąca o tym, że ostatecznej destrukcji i zasypania świątyni dokonali wyznawcy Allacha. Islam rozprzestrzenił się na wyspach Indonezji nie poprzez święte wojny ale raczej drogą pokojową ekspansji gospodarczej, szlakami handlowymi na wschód. Na Jawie Islam stał się dominującą religią w XIII wieku i ślady po minionych kultach stały się zupełnie niepotrzebne. Muzułmanie do dzisiaj stanowią olbrzymią większość tutejszego społeczeństwa. Codziennie rano byliśmy o tym przekonywani, gdy równo o godzinie czwartej, pośród głębokiej nocy chrapliwy głos muezina płynący z megafonów ponad dachami miasta budził nas równo i przez jakieś 30 minut doprowadzał do szewskiej pasji.
Ponad dachami Yogyakarty
Borobudur został ponownie odkryty pod koniec XVIII wieku, kiedy wojska brytyjskie zajęły Jawę. W latach 1907-1911 dokonano początkowej rekonstrukcji świątyni. Holenderski inżynier, Theodoor van Erp, starał się dokonać najwierniejszej rekonstrukcji budowli. Pod koniec lat 70-tych podjęto kolejne systematyczne prace restauratorskich, tym razem już pod egidą UNESCO. Cała świątynia została rozebrana, kamień po kamieniu. Dopiero po odnowieniu wszystkich ponad miliona bloków, zestawiono je ponownie w formie jaką do dzisiaj widzimy. Dziwnym i jednocześnie szczęśliwym zrządzeniem losu było to, że sanktuarium w świetnej formie przetrwało olbrzymie trzęsienie ziemi jakie przeżyła Jawa w roku 2006, którego ślady widać w wielu miejscach wyspy do dzisiaj. Inna równie znana świątynia Prambanan została wtedy w olbrzymim stopniu zrujnowana.
To obrazek z Internetu, ale pokazuje świątynię z lotu ptaka, tak normalnie nie da się tej niesamowitej budowli sfotografować.
Świątynia Borobudur to olbrzymia budowla w formie stupy czy piramidy. Składa się z ośmiu nałożonych na siebie tarasów zbudowanych z bloków twardej skały. Cała konstrukcja budowli odpowiada buddyjskiej wizji świata - każdy jej element stanowi symbol z buddyjskiej teologii. Pięć dolnych kondygnacji symbolizuje świat ziemski związany z bytem doczesnym, a trzy bardziej koliste, górne odpowiadają królestwu ducha. Ostatni poziom już nie dla nas maluczkich, zarezerwowany dla wielkiego Buddy. Zwiedzający przechodzi więc od świata materialnego do duchowego. Na górnych kondygnacjach rozmieszczono 72 małe stupy w kształcie ażurowych dzwonów. Mieszczą one posągi medytującego Buddy. Jedna z nich została odsłonięta i bustwo spogląda uwolnione na rozległą w tym miejscu okolicę i pobliskie góry.
Na szczycie świątyni znajduje się najwyższa stupa o średnicy 15 m, symbolizuje ona duchową wolność lub w innym określeniu niebo.
Na dwóch dolnych poziomach świątyni widoczne są reliefy ukazujące zmagania człowieka ze swoją słabością, jego dobre i złe uczynki w życiu doczesnym. Środkowe kondygnacje są poświęcone wydarzeniom z życia Buddy. Na górnych piętrach przedstawiono tematy filozoficzne z metafizycznych pism Mahajany.
Wejście do świątyni Borobudur kosztuje 7 USD, dla studentów 4 USD. Niedaleko świątyni Borobudur położone są dwie mniejsze świątynie buddyjskie - Pawon i Mendut (wejście 3.000 Rupi). Można wynająć przewodnika w języku angielskim po świątyni Borobudur (cena około 20.000-30.000 Rp).
I tak jak wszędzie tam, gdzie pojawiają się turyści kwitnie handel tzw. dziełami sztuki regionalnej czyli suwenirami. Niekiedy do tego stopnia, że grupa natrętnych sprzedawców nie chce wypuścić busa z parkingu. Wtedy jednak ceny są najniższe a wysokość stawki pokazywana jest za pomocą palców. I zawsze coś tam trzeba kupić, wypchane walizki trudno potem wsadzić do samolotu a za nadbagaż trzeba słono płacić. A potem już w domu zastanawiamy się po jaką cholerę to kupiliśmy. Właśnie! Tez mam trochę takich rzeczy.
W następnym odcinku zwiedzamy wieś Jawajską.
Pozdrawiam. Grzegorz.