CD
Po pewnych perturbacjach, ale wszyscy dotarliśmy na stację kolejową we wschodniej Dżakarcie, zakup biletów - bez komplikacji. Pociąg zaraz podjechał. Trzeba zaznaczyć, że pociągi stanowią na przeludnionej Jawie ważny środek transportu. Tory są tej samej szerokości, ale same wagony są znacznie obszerniejsze, o wiele szersze niż nasze polskie. Jechaliśmy jedynym wagonem klasy 1, oprócz tej, były dwie niższe. Stłoczenie podróżnych wyło tam o niebo większe. Nasz wagon o typie przedziału lotniczego, wygodne fotele, rozkładane, w miarę czysto i jako jedyny posiadał klimatyzację. Dostaliśmy dodatkowo mały poczęstunek - wodę i jakieś bułki, koce i poduszki na noc. Następny wagon to odpowiednik naszego Warsu, czyli restauracja. Mocno brudno, kuchenka z jednym palnikiem i brudną patelnią, na środku wanienka do mycia naczyń z brudną wodą, łaziły tam jakieś robale. Początkowa chęć zjedzenia czegoś szybko odeszła. Kupiliśmy tylko puszkowe piwo, nawet nieco schłodzone. W kraju Allacha nie można liczyć na jakikolwiek alkohol poza regionalnym piwem, i dobrze o tym wiedzieliśmy.
Rano dotarliśmy do Yogyakarty, po drodze zabraliśmy dwóch nieco zdezorientowanych rodaków z plecakami. Hotel pawilonowy w stylu wczesnokolonialnym, prysznic i już można ruszyć w miasto. Yogyakarta to dawna stolica Indonezji leży u podnóża wulkanu Merapi, zresztą wokół na Jawie same wulkany, liczy prawie 450 tys. mieszkańców. Uważam, że warto udać się do pierwszej stolicy Indonezji - Yogyakarty. Yogya (nazwa potoczna, czytaj dziogdzia) jest o wiele piękniejszym miastem niż Dżakarta, pełna zabytków i świątyń. To ważny ośrodek sztuki jawajskiej. Wytwarza się tutaj znane na cały świat batiki, maski, wyroby ze srebra, to szkoła regionalnego baletu, teatru o niespotykanej regionalne ekspresji, to siedziba wielu wyższych uczelni.
Atrakcję stanowi Kraton-pałac sułtana zbudowany w początkach XVII wieku. Kraton sto przykład klasycznej architektury jawajskiego dworu cesarskiego. Na tym terenie znajduje się również kilka ciekawych hinduistycznych świątyń Borobudur i Prambanan, a pamiętajmy, że Jawa to miejsce wyznania Allacha.
Nasz hotel, to jest jadalnia, gdzie zbieraliśmy do wymarszu.
Indonezja jest słynna z tkaniny zwanej batik. Jest to tkanina bawełniana, pokryta wielobarwnym trwałym wzorem. Tematy na tkaninach są zwykle oparte o kulturę wiejską, elementy regionalnej historii, wzornictwo uzależnione jest od szkoły, z której pochodzą artyści danej galerii, a jest ich tutaj bardzo dużo. Oprócz zabytków architektury w Yogya trzeba odwiedzić jedną z wielu wytwórni batiku.
W wytwórni batików
Proces tworzenia batiku polega na rozrysowaniu wzorów na materiale przy pomocy płynnego wosku, a następnie nadaniu odpowiednich kolorów poprzez zanurzanie w barwnikach. Wzory uzyskuje się dzięki temu, że barwnik zmienia kolor tkaniny jedynie w miejscach nie pokrytych woskiem. Następnie wosk jest usuwany. Proces nakładania, barwienia i usuwania wosku jest powtarzany kilkakrotnie, dzięki czemu uzyskuje się skomplikowane i niepowtarzalne wzory. Do aplikacji wosku służy narzędzie zwane tjanting (bambus połączony z lejkami) oraz tjap (mosiężne stemple). To mniej więcej wygląda tak, gorący wosk...
Oczywiście po mieście nasza grupa poruszała się rikszami, niesamowita zabawa. Z uwagi jednak na wagę Europejczyków i małych Indonezyjczyków, w kilku wypadkach pod górę, panowie zsiadali i dawali naszym rikszarzon nieco odpocząć.
Ruch na jezdni koszmarny, jednak w większości to pojazdu jednośladowe.
Wspaniałe wyroby ze srebra, kości. Tu akurat jesteśmy w sklepie z antykami i staramy się coś nabyć. Kupić nie kupić a potargowac i popatrzeć zawsze warto.
Trochę zmęczeni, nie mówiąc o hotelowych rikszarzach, a teraz czas na obiad.
Pozdrawiam, Grzegorz.