Dobiliśmy do końca naszej podróży przez wyspę Flores. Miasto Maumere położone na północnym cyplu wyspy, niczym nie wyróżniające się, parterowa zabudowa, duszny tropik, skwar jak diabli. Miejscowość była kiedyś schronieniem na końcu świata hippisów z lat gdy wybuch kultowego ruchu nieco podupadł. Niewątpliwie można tu doświadczyć nieziemskiego spokoju, ciszy, szczególnie nad samym morzem, bo po to tu się właśnie przybywa.
Ośrodek Sea World Club, enklawa w sumie małych i średnich chatek oraz domków letniskowych, położona bezpośrednio nad morzem, z dala od miasta. Ośrodek polecany dla nurków, opłaty łodzi i sprzętu niewielkie.
Wyjście bezpośrednio na prywatną plażę, cisza, spokój. Właścicielem ośrodka jest Niemiec, który jak sam się przyznaje uciekł z Europy po wojnie. Przyczyny nie wyjaśnił, ale domyślać można się wszystkiego. Dla nas Polaków uprzedzająco miły, kilkukrotnie gościł już grupy z naszego kraju. Mieszka w jednym domku w 2 linii od plaży, co rano chodzi kąpać się do morza ze swoją małpą albinoską.
Dziwny typ, ale uśmiechał się do nas stale, może dręczyły go dawne wyrzuty sumienia, a może po prostu tak trzeba.
Chatki z gankiem wychodzącym na plażę, widok... no po prostu chce się rano wstawać i buch na pierwsze kąpanie do cudownego morza.
Chatki z resztą o dobrym standardzie, klima, łazienka z ciepłą wodą, a to jest ważne na końcu świata, gdzie luksus prysznica z wodą niepodgrzewaną jest już na miarę wybawienia. Dodatkowo kuchenka z wyposażeniem, ekspres do kawy z wkładami, odstraszacz moskitów, no.
A przede wszystkim takie morze,
Piasek lekko żwirowy, szarawy, ale to wulkaniczna wyspa, w wodzie za to genialny. Na plaży człowiek od człowieka na jakieś 50 a może 100 metrów. Woda aksamitna, cały dzień bez falki, jedynie przypływy i odpływy urozmaicają monotonię lenistwa na plaży. To chyba jedno z najlepszych mórz jakie widziałem, mam tu na myśli ciepłotę, jakość wody, otoczenie orientalnego tropiku. Gdyby wasze szlaki przecięły te okolicę, polecam.
Jedynym naszym zmartwieniem podczas byczenia się na plaży było to, czy kokos z palmy nie zleci nam na głowę...
Pozdrawiam, Grzegorz,