Dziękuję bardzo za słowa zachęty. Nie przypuszczałem, że ten wątek może zyskać tylu czytelników, jest mi w takim razie szczególnie miło i postaram się okresowo wtrącić tutaj coś nowego, choć terminy w pracy gonią mnie mocno. Jednak do wspomnień wakacyjnych zawsze miło wracać...
Singapur to wyspa zieloności, pełno tu niebywałych skwerów, niesamowitych drzew, kwiatów. Nigdzie jednak nie ma trawy, to co pokrywa ziemię, to roślinność o długich listkach i gęstych korzeniach rozpełzająca się po wokół. Pamiętajmy, że miasto powstało na bagnach. Idąc wzdłuż ulic do centrum widzimy szereg kanałów, burzowców. Tędy odprowadza się wszechobecną wodę oraz deszczówkę. Wszystkie ulice i drogi zbudowane są na palach (choć tego wcale nie widać), aby utrzymać w podmokłym terenie ich konstrukcje. Niesamowite wrażenie, że takie budowle i gmaszyska mogły powstać na prawdziwym bagnie. Gdzieniegdzie widoczne są stawy pośród licznych parków, w których tapla się niezliczona ilość żółwi. Trzeba uważać, aby nie rozdeptać towarzystwa.
Wspaniałe City rozłożyło się nad brzegami Singapore River. U podnóża wszechobecnych wieżowców pozostał jednak ślad przeszłości. To zachowany fragment starej dzielnicy jeszcze z przełomu XIX i XX wieku. To Clarke Quay, miejsce kultowe, którego tutejsze władze oraz ludność nigdy nie zburzy, stanowi to dla nich klejnot przeszłości.
Obecnie to głownie sklepiki, małe prywatne restauracje i kultowe puby.
Z Clarke Quay można wybrać się w rejs statkiem, z którego roztacza się piękny widok na Singapur. Taki rejs trwa około godziny, fantastyczne wrażenia, polecam.
Symbolem Singapuru jest lew z ogonem ryby- Merlion. Stoi on koło nabrzeża, rzygając obficie wodą na przechodniów i przepływających turystów. Pomniki lwów, statuetki widoczne są w całym mieście, podkreśla to jego znaczenie.
Samo City to mieszanina banków, siedzib wielkich znanych firm i korporacji finansowych. Pełno elegancko ubranych pracujących tu młodych ludzi.
Tutaj czuje się wielkość Singapuru. Idąc dalej nabrzeżem widzimy liczne fajne knajpy, i co jest charakterystyczne dla tego miejsca, rzeźby z brązu, przedstawiające sceny z minionej historii.
Starałem sie nawet pewne rzeczy dokładnie przeniknąć, ale pismo było dla mnie zbyt trudne.
Nie brak tu nawet polskich akcentów, oto nasz krewny Józef Conrad-Korzeniowski, który wielokrotnie przebywał w Singapurze. Tu właśnie powstawała część jego marynistycznych opowiadań.
Na szczęście Singapur nie zmienił się jeszcze w betonową pustynię. Jest to nadal żywe, miasto z rozległymi parkami i terenami zielonymi. Palmy i krzewy, którymi wysadzane są największe aleje Singapuru, nadają miastu przyjazny wygląd, będący sukcesem oficjalnych akcji pod hasłem Keep Singapore Green (zachować zieleń Singapuru) oraz Keep Singapore Clean (zachować czystość Singapuru). Do niedawna nie pozwalano jeść i pić na ulicy, w dalszym ciągu nie wolno jednak w miejscach publicznych palić ani żuć gumy. No i oczywiście rzucać śmieci. Za śmiecenie na ulicy grożą wysokie mandaty.
Dwa dni spędzone na włóczędze po tym barwnym mieście upłynęły szybko. Teraz ostre pakowanie, transfer na przepiękne i supernowoczesne lotnisko - Changi Airport, i już wieczorem serce Indonezji. Dżakarta.
Pozdrawiam. Grzegorz.