Do tego wyjazdu przymierzałam się od wielu lat. W końcu opór mojego męża osłabł na tyle, że nie kazał mi szukać innego towarzysza podróży i grudniowy termin mogłam potwierdzić. W północnych Indiach to pora sucha i chłodna; w nocy było 8-10 stopni (hotele nie mają ogrzewania), ale w dzień jest przyjemne 20-25, akurat na zwiedzanie.
Zobaczyłam wszystko, na czym mi zależało, zaczynając od Taj Mahal, a na stosach kremacyjnych w Varanasi kończąc.
Czy mi się podobało? Oczywiście, zabytki są poza konkurencją. A reszta? Hindusi są bardzo pozytywnie nastwieni do białych turystów, byliśmy dla nich większą atrakcją niż oni dla nas. To oni prosili nas o wspólne zdjęcia, a nie odwrotnie. I druga rzecz, bardziej prozaiczna a pożyteczna- mają wąż z wodą do podmycia w każdej ubikacji
To co podobać się nie może to wszechobecny syf i nędza. Pod względem ilości ludności Indie już przegoniły Chiny, jest ich ponad 1,4 miliarda. Z tego ponad 800 milionów żyje poniżej granicy ubóstwa, dostają od państwa woreczek 5 kg ryżu na miesiąc. Ulice miast są zaścielone nie tylko śmieciami, ale w nocy też ludźmi, którzy pozawijani w łachmany śpią po prostu na glebie. Tym sprytniejszym udaje się zdobyć miejscówki pod dachem np. pod wiatą przystanku autobusowego, gdzie mieści się, przytulonych do siebie, kilkanaście osób. Nie chcę myśleć jak to może wyglądać w porze deszczowej. Widzieliśmy też nieliczne noclegownie w postaci materacy ułożonych pod gołym niebem na skwerku pod płotem lub łóżek polowych w namiocie, ale pewnie niewielu stać na korzystanie z tych luksusów.
Tragiczny brud to nie tylko kwestia braku pieniędzy. Na co dzień kontaktowaliśmy się z ludźmi obsługującymi turystów, czyli mającymi pracę i dach nad głową. Miły kierowca, który nas woził, codziennie butelkę po wodzie rzucał pod nogi lub do rowu mimo, że widział jak szukamy na przystankach koszy na śmieci. Czarno-biały strój kelnera z hotelowej knajpy był klejąco-szary. Jak przyszło mu zebrać ze stołu resztki jedzenia, które wypadły z pojemnika, zrzucił je po prostu na podłogę pod moje nogi nie zważając, że obok stoi kubeł. Na zwróconą uwagę zdziwił się tak, jak bym kazała mu sięgnąć po gwiazdkę z nieba. Szef tych kelnerów, który miał zaszczytną funkcję nalewania drinków, muchę z kieliszka na moich oczach wyłowił własnym paluchem, wytarł jeszcze dokładnie brzeg kieliszka i tak mi podał.
W kilku miejscach widzieliśmy nowe inwestycje- budowę kanalizacji. Niestety nie była to szczelna rura z tworzywa (plastiku to raczej im nie brakuje) tylko ręcznie wylewane, dziurawe koryto z betonu, które jeszcze przed ukończeniem było zatkane śmieciami.
Najcięższe prace na budowie, np. rozbijanie kamieni czy noszenie gruzu na głowie, są przywilejem kobiet. O warunkach życia zwierząt nie wspomnę.
Nie burzyła bym się patrząc na takie rzeczy w czarnej Afryce, w krajach zacofanych gospodarczo. Ale Indie to potęga- najnowsze technologie IT, atom, loty w kosmos i sporo ludzi obrzydliwie bogatych. A ubóstwo i ciemnota porażają.
Dla jasności relacji- byliśmy na wycieczce z biurem „R”. Samodzielnego wyjazdu w tym kierunku, dla naszego przedziału wiekowego, nie polecam. Przemieszczanie się publicznymi środkami lokomocji z bagażami wymaga dużo czasu i dobrej kondycji. A prowadzenie pojazdu po ichnich drogach dla Europejczyka to pewny zawał. Do dzisiaj zastanawiam się za co tam można dostać mandat, bo za jazdę pod prąd po autostradzie to na pewno nie. Łatwo natomiast paść łupem naciągaczy i złodziei.
Nie zarzekam się, jak większość członków naszej wycieczki, że nigdy więcej Indii. Ale faktem jest, że nie jest to wyjazd dla każdego. To co widzieliśmy dalej śni nam się po nocach.
Obowiązkowa zajawka.
Obrazków mam kilka tysięcy, lecimy więc po kolei.