Miejsca mamy zarezerwowane na dachu jednego z budynków. Jest tłoczno, głośno i kolorowo. Ceremonia polega na ofiarowaniu bogini ognia w różnej formie oraz postaci i odbywa się równolegle na kilku ołtarzach z udziałem kilku kapłanów. Najbardziej okazałe jest stanowisko na środku. Wierni zawodzą, a mistrz ceremonii zapamiętale wali w bęben.
Mimo, że był to czas świąt katolickich oni też z jakiegoś powodu mieli okres urlopowy. Ludzi było mnóstwo, okupowali każdy wolny skrawek ziemi i wszystkie łodzie. Wyprowadzono nas sprawnie parę minut przed zakończeniem ceremonii, bo chwilę później pogubilibyśmy się w tłumie.
Jako, że do terminu świątecznego biuro oczekiwało ponad 1000zł dopłaty od pary, Pani Sylwia od wczoraj opowiadała nam o uroczystej kolacji na którą dzisiaj będziemy zaproszeni i robiła zapisy (właśnie tak, zapisy) na rodzaj dwóch drinków alkoholowych które nam przysługiwały.
Rzeczywiście w tym hotelu po raz pierwszy zobaczyliśmy świąteczne dekoracje i co niektórzy uczestnicy wycieczki nawet się ekstra wystroili- szpileczki, brokaty itp. Punktualnie o 20.00 udaliśmy się na piąty etaż do jadalni z tarasem, skąd dochodziła jakaś kocia muzyka i które to pomieszczenia miały służyć jako sala balowa, bo dyskoteka też była w planie.
I co zobaczyliśmy? Żadnego jedzenia, brudne stoły tak jak zostały po śniadaniu i jeszcze brudniejsi kelnerzy. Ich czarne portki były błyszczące od brudu, a białe koszule szare z tyłu i czarne z przodu. Ponieważ Pani Sylwia nie sprawdziła wcześniej jak wyglądają przygotowania do balu, teraz musiała urządzić pokazową awanturę. Myto i ustawiano stoły, ktoś poleciał do sklepu po alkohol (zamówiony dzień wcześniej), znoszono jedzenie.
O 20.45 w małej sali mogło usiąść 20 osób, dla pięciu nie starczyło miejsca. Jedna wkurzona już para oddaliła się na kolację do miasta, my zgodziliśmy się usiąść przy małym wysokim stoliku barowym. W nagrodę dostaliśmy do ręki po jednym widelcu. Serwowane nieudolnie jedzenie było całkiem smaczne, ale gęsta atmosfera nie sprzyjała zabawie. Mimo, że kelner oszukiwał wlewając połowę porcji alkoholu (nie żartuję, kazaliśmy mu wlać zawartość kieliszka do miarki) to i tak zabrakło zamówionego whisky i znowu posłaniec musiał skoczyć do sklepu.
Hitem wieczoru był Mikołaj z tortem na specjalnej paterze O dziwo w smaku nie było to złe i nikt nie dostał sraczki.
O 22.00 grzecznie poszliśmy spać.