napisał(a) ŁukaszCiupa » 03.09.2020 07:32
Skoro już tak przywołujecie co jakiś czas te chorwackie konoby, to pewnie Ameryki nie odkryję, jak napiszę że połowa z nich lub więcej nazywać się konobami nie powinna a co najwyżej restoran z ichniejszym menu, ale jakości menu w smażalniach i "restauracjach" nad polskim morzem...Fajną definicję konoby znalazłem w sieci. Otóż: "Konoba to takie miejsce, gdzie można poczuć prawdziwą Chorwację. Bardzo często schowana w zaułkach wąskich uliczek, ma kilka stolików i krótką listę potraw w menu. ... Mieści się w najwęższej chyba uliczce całej Dalmacji (Chorwacja)- stąd zresztą jej nazwa - i żeby ją znaleźć, trzeba wiedzieć, że ona tam jest". Dlatego prawdziwemu Januszowi prawdziwa konoba raczej nie grozi, powiem więcej, prawdziwemu Januszowi nawet nie zagraża restoran, choć tu już można napić się pospolitego Ożujska i Karlovacka więc kto wie?...A tak na poważnie - zgodnie z przytoczoną powyżej definicją konoby, to mało kogo jest tak na prawdę stać do takowej pójść z 4-5 osobową rodziną. Owszem - jakiś wypad z kobietą, dobre menu, po lampce czy dwóch dobrego wina - budżet się od tego nie zawali, ale żeby się tam stołować przez cały pobyt - no nie oszukujmy się. To nadal dość ekskluzywne hobby.