Właśnie robimy kolacje, pomidorki z targu, czosnek z Podkarpacia, ser żółty i majonez ze sklepu. Pomidorki pokrojone na spód, na to majonez wymieszany z czosnkiem , na górę potarty ser. Chleb i oliwa z oliwek. Plus wino swojskie za 30kn

sito_zabrze napisał(a):U nas dzisiaj współczynnik ukonobienia jak u Janusza 0%
Właśnie robimy kolacje, pomidorki z targu, czosnek z Podkarpacia, ser żółty i majonez ze sklepu. Pomidorki pokrojone na spód, na to majonez wymieszany z czosnkiem , na górę potarty ser. Chleb i oliwa z oliwek. Plus wino swojskie za 30kn
Dlatego ani nie staram się w żaden sposób promować "ortodoksyjnych" konob (de facto to nawet przez moich 10 pobytów na Bałkanach w takowej nie byłem) ani też nie spisuję na straty każdego jednego ristorana, gdzie zdarzało się jeść tu i ówdzie. Głównie wybieram hotele z opcją HB i wtedy nikt w kwestii żarcia nie powinien mieć do nikogo pretensji, bo z jednej strony masz wybór, a z drugiej niby wiesz na co się piszesz.pixiedixie napisał(a):No właśnie nacięliśmy się w takiej ortodoksyjnej konobie. Stek z tuńczyka dziwnie zalatywał. Przyznać im trzeba, że uznali reklamację.
Chyba z racji września, w Novalji w restauracjach i konobach pełno przecen, nawet o połowę. Pizza za 30 kun, Meszane meso, wielki talerz, za 50 kun.
ŁukaszCiupa napisał(a):Skoro już tak przywołujecie co jakiś czas te chorwackie konoby, to pewnie Ameryki nie odkryję, jak napiszę że połowa z nich lub więcej nazywać się konobami nie powinna a co najwyżej restoran z ichniejszym menu, ale jakości menu w smażalniach i "restauracjach" nad polskim morzem...Fajną definicję konoby znalazłem w sieci. Otóż: "Konoba to takie miejsce, gdzie można poczuć prawdziwą Chorwację. Bardzo często schowana w zaułkach wąskich uliczek, ma kilka stolików i krótką listę potraw w menu. ... Mieści się w najwęższej chyba uliczce całej Dalmacji (Chorwacja)- stąd zresztą jej nazwa - i żeby ją znaleźć, trzeba wiedzieć, że ona tam jest". Dlatego prawdziwemu Januszowi prawdziwa konoba raczej nie grozi, powiem więcej, prawdziwemu Januszowi nawet nie zagraża restoran, choć tu już można napić się pospolitego Ożujska i Karlovacka więc kto wie?...A tak na poważnie - zgodnie z przytoczoną powyżej definicją konoby, to mało kogo jest tak na prawdę stać do takowej pójść z 4-5 osobową rodziną. Owszem - jakiś wypad z kobietą, dobre menu, po lampce czy dwóch dobrego wina - budżet się od tego nie zawali, ale żeby się tam stołować przez cały pobyt - no nie oszukujmy się. To nadal dość ekskluzywne hobby.
Konoba to dla mnie coś na wzór polskiego gospodarstwa agroturystycznego, takiego z prawdziwego zdarzenia, gdzieś w górach czy na mazurach, gdzie rano gospodarz uszykuje ci śniadanie na swojskim chlebie, masełku, wędlinie własnego wyrobu, serze własnego wyrobu, warzywkach i owocach z własnego ogródka a do tego coś z własnego "tłoczenia" (mam na myśli jakaś naleweczkę czy mocniejsze trunki). Podobnie z obiadem czy kolacją. Takie żarcie powinno być wg mnie serwowane właśnie w konobach, czyli prima sort. Jeśli ryba, to prosto od rybaka z łódeczki a nie z marketu, winko z własnej winnicy lub chociaż z zaprzyjaźnionej, reszta produktów podobnie. Tylko cyfra wtedy na pewno będzie odpowiednia.lew napisał(a):ŁukaszCiupa napisał(a):Skoro już tak przywołujecie co jakiś czas te chorwackie konoby, to pewnie Ameryki nie odkryję, jak napiszę że połowa z nich lub więcej nazywać się konobami nie powinna a co najwyżej restoran z ichniejszym menu, ale jakości menu w smażalniach i "restauracjach" nad polskim morzem...Fajną definicję konoby znalazłem w sieci. Otóż: "Konoba to takie miejsce, gdzie można poczuć prawdziwą Chorwację. Bardzo często schowana w zaułkach wąskich uliczek, ma kilka stolików i krótką listę potraw w menu. ... Mieści się w najwęższej chyba uliczce całej Dalmacji (Chorwacja)- stąd zresztą jej nazwa - i żeby ją znaleźć, trzeba wiedzieć, że ona tam jest". Dlatego prawdziwemu Januszowi prawdziwa konoba raczej nie grozi, powiem więcej, prawdziwemu Januszowi nawet nie zagraża restoran, choć tu już można napić się pospolitego Ożujska i Karlovacka więc kto wie?...A tak na poważnie - zgodnie z przytoczoną powyżej definicją konoby, to mało kogo jest tak na prawdę stać do takowej pójść z 4-5 osobową rodziną. Owszem - jakiś wypad z kobietą, dobre menu, po lampce czy dwóch dobrego wina - budżet się od tego nie zawali, ale żeby się tam stołować przez cały pobyt - no nie oszukujmy się. To nadal dość ekskluzywne hobby.
.....dzięki , za przybliżenie znaczenia tego słowa, bo myślałem , że to taka portowa tawerna
Nikt nie obiecywał, że będzie lekkolew napisał(a):.......jeśli miałby się zająć wyprodukowaniem tego wszystkiego samodzielnie, to myślę,że nie miałby czasu ci tego podać; ponadto w ostatnim czasie pewnie zjadłyby mu to wszystko ślimaki i rdza
Popieram.husband napisał(a):Zdecydowanie greckie tawerny biją na głowę resztę. Przywiązanie do swoich tradycji kulinarnych i kulturowych. To jest ten urok, myzyka lokalna nie jakieś tam amerykańskie mózgotrzepy.
robertms napisał(a):piotrulex napisał(a):robertms napisał(a):Jesli wtedy doliczysz do konkretnego wyjazdu cene kupna campera, to mozesz zostac finansowym rekordzistą urlopu w HR na tym wątku...
Oczywiscie wg schematu: materace, buty do wody, lody, camper...
Wspomniany wczesniej wspolczynnik "ukonobienia" nie bedzie za to mial wiekszego wplywu...
Zdrówka!
Nie widziałem, aby ktoś w koszt wakacji wliczał auto
No, camper to specyficzne-wakacyjne auto...
Powrót do Rozmowy o turystyce i nie tylko