napisał(a) boboo » 11.02.2016 08:59
Urlop zaczyna się od zamknięcia za sobą drzwi domu.
Do celu mam 1230 km. Taką odległość da się zrobić za jednym zamachem (wiem, bo robiłem) z jedną przerwą na tankowanie i WC. Tak wracaliśmy w zeszłym roku z Metajny. Pierwszy prom raniutko z Pagu i jeszcze "za jasności" byliśmy w domu (połowa września). Wracając do domu mogę sobie pozwolić na nierozpakowanie auta tego samego dnia (a nawet następnego) i walnięcie się "w buciorach" w pościel (moja pościel, moja pralka).
Ale jadąc na urlop dzielę to na dwa odcinki (2 lata temu na trzy, bo aż do Molunat i przez przełęcz Stelvio). W zeszłym roku stop z noclegiem w Monachium, w tym roku planujemy nocleg w Salzburgu.
Wyjeżdżając o 4-5:00 rano, jestem koło południa w międzycelu. Jest czas na regionalny obiad i trochę zwiedzania, pospacerowania.
Następnego dnia raniutko, wyspany i ze świeżymi siłami mam już tylko 500-600 km do celu i po przyjeździe mnóstwo czasu na dokończenia dnia ("winieta" na ponton, obiadek u gospodarza, pływanko i opalanko), nie będąc zaprzątnietym myślą: "gdzie by się tu położyć i zdrzemnąć".