Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009

60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie.
W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 26.01.2010 20:33

hahahahha - nie Lidio, ale Ty wiesz takie różne ciekawe rzeczy, na pomysł których ja bym nigdy nie wpadła


17 lipca 2009

Z Jaisalmeru do Delhi


Ach cóż to będzie za dzień! :hearts:

Znów ta długa podróż. Ale tym razem bez stresów. Jak się człowiek oddzieli taką miłą zasłonką od świata, to już w ogóle nie ma problemu. Kolejne dwie noce zapowiadają się nam w mało komfortowych warunkach - z 17 na 18 lipca lecimy, a potem będzie już Birmingham, gdzie nie mamy zaklepanego noclegu, bo wcześnie rano musimy być na lotnisku, więc nie opłaca się wydawać kasy na spanie.

Ale gdzieeeee to tam ta Euroooopa...

Kiedy już wstaje dzień, obserwujemy najpierw kolorowy świat za oknem pociągu - mnóstwo zieleni, ogromnych kałuż. Znaczy się - jest monsun. Kolorowe kobiety (tzn. kobiety w kolorowych szatkach) pracują na zielonych poletkach; na każdej stacji stoją tłumy mężczyzn (w tych upiornych koszulach i portkach z lat 70.)

Gdzieś nad ranem okoliczności chyba zmuszają mnie do odwiedzenia WC. Powstrzymuję się zawsze w drodze na ile to możliwe, bo po prostu mam opory i naciąga mnie, jak tylko pomyślę jak tam wygląda :D W naszym kibelku nie jest źle. Mało nas było w tym luksusowym wagonie na szczęście.
I te odwiedziny nieco mnie niepokoją. Hmmm. Co to się dzieje... Woda? Tylko butelkowaną piłam. Sok bambusowo-trzcinowy ;)? Ale wczoraj mi nic nie było. Tak wolno mi się życie wewnętrzne rozwijało? A może to jedzenie które Wiola przyciągnęła wczoraj?

Póki co jednak nie niepokoję się za bardzo, bo nic mnie nie boli!

Im bliżej Delhi, tym obrazki za oknem są dużo mniej wesołe. Ogromne osiedla slumsów - jakichś takich klitek krytych tekturami, foliami bądź blachą gdzieś tam znalezioną pewnie. Jedno ciasno obok drugiego. Toczy się tam całkiem normalne życie - tak przynajmniej wygląda to z okien pociągu.
Tuż przed Old Delhi pociąg stoi pod jakimś ogromnym wiaduktem/mostem. Z dziury w murze przecieka woda. I tam się kąpie człowiek. Przeraziło mnie takie życie...

Obrazek

Niewiele widać, bo szyba była brudna. Ale może cokolwiek

Obrazek

Bardzo się cieszę na ten dzisiejszy dzień. W planach mamy powrót do hotelu Down Town na Pahargandźu po bagaż, odwiedziny u krawca (ach to moje czerwono-żółto-pomarańczowe sari!!! i hennowy tatuaż (na jednej ręce, jak to się praktykuje u niezamężnych :D

Koło 20.00 na lotnisko i o północy lecim do Paryża. Nie mam czegoś takiego że nie chcę wyjeżdżać. Coś się kończy, coś się zacznie. Kiedyś przecież tu wrócę (to moja wakacyjna mantra ;) )
Cieszę się! Będzie super!!!

Jest gorzej, źle, bardzo, bardzo źle...

Kiedy wysiadamy z pociągu trochę mi słabo. Ależ to niiiiic - to wpływ tego powietrza. Z klimatyzowanego powietrza o temperaturze może +25 stopni na +40 - no musi być szok. Będzie dobrze.
Pod peronami cieszę się jak dziecko - mnóstwo małych małpek!!! Są wszędzie. Nie chce mi się wyjmować aparatu, ale komórką spróbuję. I jak tu nie ruszy na mnie kilka mamusiek z małymi przyczepionymi do grzbietu! Ale się wystrachałam :)

Obrazek

Szybko udaje się nam złapać autorikszę na Pahargandź. Ale jedziemy dość długo. Korki, smog, smród spalin. Coraz gorzej się czuję. Wiola mnie pociesza, że to na pewno z głodu i że od razu idziemy do Everestu.

ZACZYNA SIĘ ODCINEK, KTÓRY DAWNO TEMU ZADEDYKOWAŁAM BUBEROWI :D:D:D:D

Może być plastycznie, więc kto wrażliwy, to proszę uciekać :D

Do knajpki idę już mocno uczepiona ramienia Wioli. Ależ mi słabo. Nasi kochani Tybetańczycy przynoszą nam pyszne bułeczki z jaczym serem :) Jest i herbata miętowa. Nie wiem czy dobrze robię, ale mi smakuje.
Wypijam potem lodowatą colę, jedną i drugą. Dalej mi słabo. Pocę się jak szczur, choć pan starszy już włączył klimę. Siedzimy długo, ale nic mi to nie daje.
Wiola podejmuje decyzję - bierzemy pokój w hotelu. Muszę się położyć. Jak tylko wychodzimy, czuję, że muszę do toalety - wzywa dół. Na zapleczu knajpy jest wychodek. Nie pamiętam jak tam wyglądało. Wiola mówi, że jak tylko otworzyłam drzwi, to ją naciągnęło. W dodatku zaszwankowała hudraulika i nie ma wody w spłuczce.

Jak tylko wyszłam musiałam wrócić - tym razem góra. Jest bardzo źle. Ledwo się trzymam na nogach. W recepcji hotelu od razu padam na kanapie, a Wiola bardzo zdenerwowana usiłuje wytłumaczyć co się dzieje. W recepcji - znowu ten służbista. Jest przerażony. Mówi, że dziś rano wywieźli szóstkę turystów do szpitala z podobnymi objawami. Podobno coś w wodzie się znalazło.
Tylko, że do mnie to nie pasuje, bo ja w Delhi jestem dopiero od kilku godzin...

Zaczynam panikować z przerażenia. Za 12 godzin mamy wylatywać do Europy. Koronkowa siatka połączeń - 3 samoloty. Jeśli trafię do szpitala może być źle. Nie mam pojęcia jak wyglądają indyjskie szpitale i nie chcę wiedzieć. Gdyby Indie leżały tak blisko Polski jak Hiszpania, to bym się cieszyła. Zawsze można jakoś tam autobusem. Tu nie dam rady na pewno ;)

W hotelu zostały tylko pokoje za 400 rupii. Bierzemy (rety - znów facet musi robić zdjęcie do papierów meldunkowych; na pewno ślicznie wyszłam :D:D:D).
Jest koło 14.00. Ryzykujemy i na 19.00 zamawiamy taksówkę na lotnisko. Będę walczyć, żeby mi przeszło do tego czasu.
Do tej pory mówiłam, że mnie to co najwyżej walec może zniszczyć. Przecież nie dam się jakiejś sraczce-rzygaczce!

W pokoju Wiola włącza wszystkie możliwe klimatyzatory i wentylatory. Idę pod prysznic, ale tak właściwie to nie wiem po co. Po pięciu minutach pot płynie ze mnie strumieniem. Pół biedy. Właściwie to z muszli mogę nie schodzić. Na zmianę góra i dół. Nie ma 10 minut żeby poleżała spokojnie. Przepraszam teraz za opis, ale są wśród nas lekarze, którzy lubią te obrazki :D:D:D (Doktorze Buberku kocham Cię :D:D:D ) To coś co wylatuje i z góry, i z dołu ma kolor i wygląd ugotowanego ryżu :D

Gdybym się umiała wtedy skupić i pomodlić, to modliłabym się o 15 minut spokojnego snu. Nic z tego. Koło 17 jestem totalnie wycieńczona. Piję wodę ze smectą na okrągło. Ale wydaje mi się, że wszystko tylko przelatuje przeze mnie.

W końcu zrozpaczona Wiola idzie do apteki. Wraca z jakimiś tabletkami, ichniejszym odpowiednikiem smecty i dwiema butelkami wody, która jak zapewnił aptekarz na pewno jest dla nas bezpieczna. Mam wziąć jedną tabletkę, a za 12 godzin następną. I cały czas pić wodę z tym elektrolitem. Człowiek chory może niezbyt mądrze myśli - zjadam od razu cztery tabletki.

Nic mi nie jest lepiej. Wiola się modli. A ja tylko podobno jęczę błagając bez przerwy, żeby mnie nie zostawiła w tym kraju i że już nigdy tu nie chcę wrócić :lol: :lol: :lol:
Ja nic nie pamiętam. Boję się, że nie będę w stanie ustać na nogach i że nie wpuszczą mnie do samolotu w takim stanie.
Wiem, że jak trwoga to do Boga. To był trzeci piątek miesiąca. Przypomniało się to Wioli o trzeciej naszego czasu. Wierzący z Was na pewno wiedzą, że to dzień dedykowany Miłosierdziu Bożemu. Ja tylko prosiłam o jakąkolwiek pomoc - byle by dziś wylecieć do domu.
Jedni mogą mówić, że to zbieg okoliczności, skuteczność leku czy przypadek. Ale właśnie wtedy udało mi się zasnąć na całe pół godziny. Wizyty w WC były coraz rzadsze, ale dalej mną szarpało.

Czołgamy się

Tuż przed 19 dzwonią chłopaki z recepcji, że czas iść do taksówki. Jakoś się zbieram. Nie mam pojęcia co będzie. Nooo i to nie koniec moich przygód. Stoję już w drzwiach iiiiiiii... Jak mnie ruszyło (tym razem góra)!!! To byłam pewna, że nie mam w sobie już nic. No i co? I się skończyło!!! Naprawdę! Byłam okropnie słaba, ledwo włóczyłam nogi za Wiolą, która niosła nasze cztery plecaki przez pół kilometra do taksówki, bo auto nie dało rady podjechać bliżej, ale już nie musiałam do toalety!

Z przerażeniem myślałam co to będzie dalej - przed nami półtorej godziny przeciskania się autem w korku na lotnisko. Udało się.
Choć u celu nie obeszło się bez awantury. Za taksówkę Wiola zapłaciła w hotelu. A na lotnisku taksówkarz wykłóca się o swoje. A my bez żadnego pokwitowania. Oooo nie - za dużo tego! Wiola kazał mu iść się wywrzeszczeć na gościa z hotelu. Pojechał i dał nam spokój :D

Mamy jeszcze dużo czasu, a do hali wylotów wpuszczają według kolejności startów samolotów. Nasz jeszcze się nie wyświetla. Ciągnę się więc za Wiolą do restauracji po drugiej stronie ulicy. Nic nie chcę od życia - tylko spać, spać, spać. Kładę się na kanapie, kiedy Wiola mi oznajmia - kurczę, chyba mi się zaczyna bieganie.

Strasznie mi jej żal, ale nie mam fizycznie siły, by się podnieść i chociaż powspółczuć. Nie jest tak makabrycznie jak u mnie, ale musi chodzić co trochę. Łyka tabletki i popija tą ichnią smectę. Wyglądamy jak dwa upiory na pewno.

Siłą woli w końcu koło 23.00 ładujemy się do hali przylotów. Męczymy się z wypisywaniem papierów wizowych. I kiedy chcemy nadać bagaż, dowiadujemy się, że właśnie niedawno rząd wprowadził jakąś opłatę lotniczą, której my nie uregulowałyśmy, bo bilety kupiłyśmy już dawno temu. Hmmm mamy mały problem, bo nie mamy tyle gotówki. Jest moja karta , do której nie znam PIN-u. Dojdzie do tego, że będziemy dzwonić do ambasady zdaje się...

Na szczęście na karcie Wioli są jeszcze pieniądze i możemy nią zapłacić!!! Ufff. Koniec stresów!!! Lot nasz opóźnia się o jakieś dwie godziny. Obie jakoś się zbieramy. Jesteśmy bardzo głodne. Ale rzecz oczywista - nie tkniemy niczego. Finał byłby tragiczny :D:D:D

W całym tym naszym nieszczególnym stanie, tuż przed odprawą paszportową, nie zauważyłyśmy napisu, że to ostatnie miejsce, gdzie można wymienić rupie. Miałyśmy tego jeszcze jakąś symboliczną kwotę. Chciałyśmy kupić jeszcze jakieś głupotki (i magnes na lodówkę dla Moondków :D ) ale niestety - nie można było już tam płacić rupiami, a terminal nie przyjmował tego dnia kart... No cóż... Rupie siedzą gdzieś tam wśród pamiątek u Wioli w domu :)

To lecimy. Gdyby to było możliwe, to był powiedziała panu kapitanowi, żeby leciał szybciej :D:D:D:D:D:D:D:D

Nie mam sari :( , nie mam hennowego tatuażu :( , ale siedzę w samolocie :hearts: , żyję :hearts: i co najważnijesze - nie muszę do WC!!!!!!!!!!!!! :hearts: :hearts: :hearts:
Ostatnio edytowano 26.01.2010 20:50 przez U-la, łącznie edytowano 1 raz
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 26.01.2010 20:45

Końcówka mocna 8)
Trochę znam ten ból - nie ma się co śmiać, choć u mnie była mniejsza ekstrema :lol:
Grunt że szybko "przeleciało" i nie dopadło Cie na początku bo wtedy mogłaby nastąpić lekka "korekta" planów :wink:
Ale......takie to uroki różnych dziwnych miejsc
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 26.01.2010 21:03

Masz rację Piotrze.. A ja już myślałam, że jestem taka niezniszczalna, bo podobno nie ma człowieka, któremu by się tam układ pokarmowy nie zbuntował. Pychę mi ukróciło :lol:


18-19 lipca 2009

Delhi-Paryż-Birmingham-Kraków-Bielsko-Biała


Koniec? Albo myśli z wanny

Lot upływa nam na stresowym drzemaniu i grzecznym odmawianiu stewardesom wszystkich posiłków. Och jaka jestem głodna!!!
Odzyskujemy nasze stracone godziny i wczesnym rankiem meldujemy się na Szarlu de Golu w Paryżewie :D Mamy tylko podręczny bagaż, bo główny przemieszcza się poza naszym wzrokiem do Anglii :D
My za kilka godzin też odlatujemy do Birmingham :lol: Totalna cisza w naszym kąciku lotniska i naszym gejcie ;) Jest tylko murzyńska mama z trójką łobuzów w wieku - 2-5 lat. Mamy ubaw z ich teatrzyku.

Cóż - moi mili Państwo. U mnie nie ma stanów pośrednich. Po wczorajszej gehennie nie mam dziś żadnej potrzeby odwiedzania toalety. Gdyby nie głód, to pewnie już bym była w stuprocentowej pełni sił. Za to Wiolę męczy co jakiś czas jej życie wewnętrzne.

Dziwnie nam. Po miesiącu w cywilizacji. I ludzie inni, i zachowują się inaczej. I tak tu cicho :D Noooo ale na tym koniec. Już w samolocie do Angli, tuż przed nami siada trójka... Hindusów!!! Tzn. starsze małżeństwo i syn taki po 40-tce. I już nas irytują, bo strasznie głośno się kłócą o miejsca, przesiadają na milion sposobów, poniewierają stewardesami, które muszą przybiegać do niech średnio co półtorej minuty.

Kiedy przynoszą na śniadanie rogaliki i kawę/herbatę, Indyjanie osiemset razy odmawiają, bo tam jest mięso i oni chcą coś innego. Dziewczyny tłumaczą, że to słodkie, że nie ma mięsa. Zaczynamy nienawidzić Indii :D:D:D:D:D:D:D
W takich warunkach nawet oczu nie dało się zamknąć. Ci ludzie mieli w sobie coś z takiej roszczeniowej postawy - za nasze udręki kolonialne damy Wam teraz po tyłku :D

W Birmingham wszyscy z naszej kolejki ustawiają się do odprawy paszportowej. Tylko dwa okienka, a jeszcze przyleciał drugi samolot pełen Anglików - tylko facetów. Może jacyś sportowcy, no nie wiem.
I kiedy my wszyscy grzecznie stoimy w długiej kolejce... Oto pojawia się obsługa lotniska - sześciu mężczyzn pcha sześć wózków inwalidzkich, a na wózkach... Indyjanie!!!

Oczywiście wszyscy grzecznie ustępujemy im miejsce, żeby nie musieli stać w kolejce. Potem wszyscy razem czekamy na bagaże I tu następuje cudowne uzdrowienie Indyjan!!! Jak tylko na taśmie pojawiają się bagaże, cała szóstka tratuje rosłych Anglików i biegnie po swoje walizki!!!
Takie rzeczy tylko w Indiach!!! Już wiem czemu tak nagle wyzdrowiałam!!! Ja już jestem Indian women!!!!!!!!

W Birmingham spędzimy jakieś 15 godzin. Nad ranem lecimy do Krakowa. Oddajemy więc bagaże do przechowalni i jedziemy do miasta. Jeju... jest zimno. A na dodatek wsiadamy do jakiegoś autobusu, który wiezie nas przez dzielnicę, w której mieszkają muzułmanie, sikhowie i hindusi pewnie też...
Na każdym kroku obrazki sklepów, które widziałyśmy wczoraj. Kiedyż my się od nich uwolnimy :D:D:D:D

Ale jakie to miłe pooddychać normalnym powietrzem. Chodzimy sobie po sklepach i myślimy jak Sokrates na agorze - och bez iluż to rzeczy człowiek może się obejść :D
Nie musimy wydawać pieniędzy na jedzenie, bo dalej się boimy skutków. No kupujemy po suchej bułce.

Tak całkiem bezowocnie po tych sklepach nie chodzimy. Kiedy tu byłyśmy ten blisko miesiąc temu, Wiola upatrzyła przepiękny ogromny, gumowy basen w kształcie Tomka - tzn. tej lokomotywy z bajki. Michaś, siostrzeniec Wioli jest od początku swojego trzyletniego życia zagorzałym fanem kolejnictwa, a zwłaszcza Tomasza. Wiola chce Miśkowi kupić ten basem.
Ooooo jaka miła niespodzianka!!! Przecenili zabawkę. Musimy kupić Tomasza. Tylko jak go zabrać. Lecimy z Ryanairem. Możemy mieć tylko dwie sztuki bagażu, przy czym główny bagaż nie może ważyć więcej niż 10 kg. Tak sobie myślimy - nooo damy radę.

Po południu spacerujemy po targu w Birmingham. Jakiś młody gościu wrzeszczy coś o promocyjnej cenie bananów. Spróbujemy. Może przeżyjemy :D:D:D Śmiejemy się do łez - za jednego funta dostałyśmy 12 bananów. Ciekawe kiedy to zjemy :D:D:D

Obrazek

Noc spędzamy na karimatach na lotnisku. Wiola wciąż z przygodami toaletowymi. A ja już jak młody bóg. Co za szczęśliwa ironia losu.
A potem jeszcze myślimy o naszym forumowym Zawodowcu i Jego Ag, którzy właśnie stają na ślubnym kobiercu. Źle policzyłyśmy godziny odlotów samolotów. Miałyśmy nadzieję być teraz, o tej porze w Łodzi. Ale na odległość dobrze im życzymy!!!

Nie przewidujemy już żadnych mocnych wrażeń. Snujemy marzenia - jak tylko przyjedziemy do Krakowa to jedziemy do miasta i zamawiam rosół, de volaille'a, ziemniaki i wiaderko mizerii. I kompot z truskawek. Wiola mówi - A ja ruskie. Albo z mięsem :D

Ale Ci z Was, którzy już z nami jeździli wiedzą, że nie może być spokojnie. Kiedy bladym świtem sobie spokojnie chcemy nadać bagaż, okazuje się, że jest rozpaczliwie - nie możemy nadać bagażu we dwie, jak to jest w każdej normalnej linii lotniczej, kiedy podróżuje kilka osób. Mamy w sumie za dużo o 3 kg. Dziewczyna z obsługi podaje nam jakieś chore kwoty w funtach za każdy kilogram nadbagażu. Nie mamy zamiaru płacić. Robimy czystkę w plecakach - wylatują wilgotne ciuchy, resztki kosmetyków, baterie - wszystko, byle by się uzbierało te 3kg. Ech, ale się spociłyśmy :D:D:D Tomasza trzeba zabrać w komplecie, z pudełkiem!!! :D Kiedyś opowiemy Miśkowi, jak heroiczne ma ciocie ;)

Kraków wita nas ulewnym deszczem i zimnem. Na dworcu kolejowym oddajemy plecaki do przechowali, a same idziemy na Starówkę. Wstępujemy na mszę. Bogu dzięki jesteśmy prawie w domu... A potem - taaaaaaaaak. KNAJPKA!!! Nasz pierwszy poważny posiłek od wielu dni! Jeśli za czymś tęskniłam, to właśnie za tym :D:D:D Ale rezygnuję z rosołu na rzecz pomidorowej! Nie ma kompotu, ale dzis pasuje mi herbata z cytrynką :D R A J!

Obrazek

W Bielsku jesteśmy po południu. Wskakuję do wanny... Pół godziny leżenia i jestem pewna - już mam ochotę znowu gdzieś pojechać... :D:D:D:D

A jeszcze sobie stane na wadze. Hmmmm... Rozmiarowo nie czułam różnicy w ciuchach. Albo wagę kłamie, albo gdzieś zapodziałam 6kg :lol:

C H Y B A

K O N I E C :D



Ale nie definitywny. Chciałyśmy jeszcze przygotować niespodziankę. To znaczy Wiola chciałaby coś pokazać. Póki co sprawy osobiste uniemożliwiają jej przygotowanie tej niespodzianki. Ale wierzę, że się uda prędzej czy później.

Dziękujemy za uwagę! Jesteście kochani!!! :):):):):)

Pewnie się pokuszę o jakieś podsumowanie jeszcze. Ale nie wiem czy już dziś :D
Ostatnio edytowano 27.01.2010 12:48 przez U-la, łącznie edytowano 1 raz
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 26.01.2010 21:03

Co Wam było, zostawiam lekarzom.

Coś Wam jednak zaszkodziło, strułyście się. Skoro nie wodą to jedzeniem.

Ja jestem pod tym względem bardzo wrażliwą osobą. Mnóstwa razy w życiu to przeżywałam. Jeden z najdziwniejszych przypadków to wypita w środku nocy zimna chińska herbata (a była taka liściasta). W zeszłym roku uprzedzając fakty też mieliśmy problem w Rumunii. Ale okazałam się o wiele silniejsza od Pawła. Z mojego doświadczenia zupełnie nie zalecanego przez lekarzy wynika, że gdy tylko pojawiają się jakiekolwiek dolegliwości zaczynam absolutną dietę ani grama żadnego jedzenia ani militra żadnego picia i żadnych lekarstw. Po 2 maksymalnie 5 godzinach koniec problemów.


Super się z Wami zwiedzało, aż żal że to już koniec. No ale już za kilka dni będą nowe przygody, nową podróż i kiedyś będzie relacja z indiańskiego kontynentu.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 26.01.2010 21:14

Lidio, niekoniecznie sie struły.
W tych klimatach zerwiesz świeży owoc z drzewa i siedzisz przez to w kibelku 2 dni :lol: - inna flora bakteryjna, do której nasze żołądki nie sa przyzwyczajone

Ula/Wiola to czekam na ten suplement :wink:
mutiaq
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1892
Dołączył(a): 19.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) mutiaq » 26.01.2010 21:40

shtriga napisał(a):(...)krowę-ofiarę. Krowa-killer (...)

:lool: :lool: :lool: :mrgreen: krowa-killer.... nie moge :lol: :lol:
No to z przygodami, jak to zwykle bywa, ale w końcu szczęśliwie do domku wróciłyście :)
Opowieść poniewiera :lol: :lol:
zoohha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1195
Dołączył(a): 07.12.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) zoohha » 26.01.2010 21:56

Dżizus Ulka.
:-) ) Najpierw balsam na me oczka, takie piekności opisywałaś takie cudowności pokazywalaś, a potem podniosłaś moje cisnienie ma 500.
Na litość B. czy to nie mogło sie wydarzć ( "sraczkai-rzygaczka" :-) w innym wątku. Internistycznym np. )

OCH BIEDY WY NASZE))). Dobrze, że skończyło się ok. I szkoda, że skończyło się już...

Dzięki dziewczyny. Było PRZEPYSZNIE .
ZoOle
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 26.01.2010 22:20

shtriga napisał(a):

C H Y B A

K O N I E C :D




Całe szczęście,że chyba :D :D Bo ja się już przyzwyczaiłem do tych indyjańskich opowieści jak moja mama do "Mody na sukces" :D :D
To kiedy ten suplemencik :?: :D :D
Basiulinek
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4400
Dołączył(a): 10.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Basiulinek » 26.01.2010 23:10

Ojej-Ula-ale przyspieszenie!! Gratulacje! A wrazenia,fotki,Twoje opowiesci-wszystko niesamowite :D
Ta koncowka podrozy troche tragiczna...Ale tych 6 kg mniej na wadze -zazdroszcze (tak po babsku :D )
No i ta historia z klapkami...Nie ukrywam- lezke otarlam.Ale juz tak mam,ze latwo sie wzruszam.I pewnie zachowalabym sie tak samo.
Mam nadzieje,ze to jednak jeszcze nie koniec.
I jeszcze Wiola szykuje nam niespodzianke :hearts:
Usciski serdeczne!
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 27.01.2010 00:30

Jaisalmer - nazwa jest śliczna :idea: .
Pierwsze skojarzenie - JA i ... SŁONE MORZE
Myślałem, ze po GÓRACH niczym mnie nie zaskoczycie... ale miasto jest jak z bajki. Taki Angkor Wat, czy cuś. tyle, że żyjące.


... wiola napisał(a):Ciekawe jak tam ceny LPG i winiet po drodze do Chorwacji


:lol: :lol: :lol:
Jakby kto zabłądził w te strony - to LPG zwyżkuje, winiety stoją :lol: .

Takie hasło w Radżastanie jest równie abstrakcyjne jak stary kawał:
"Płynie łódź podwodna przez pustynię. Gościu na wielbładzie zatrzymuje ją machnięciem ręki. Z kiosku łodzi wychyla się kapitan. -Przepraszam bardzo - mówi gość od wiełbłąda - która jest teraz godzina?. Na to kapitan wyciąga termometr spod pachy, patrzy na niego i mówi: - Tak obiad już gotowy" :wink:


A Księciunie mają ładnie podkręcone wąsiska.
Wiola rzeczywiście wygląda na groźnego herszta, ale prawdziwą władzę podpisywania papierów z ważną miną, to ma kto inny :wink: .

A z dzidziusiem Ula to Ci całkiem, całkiem do twarzy :wink: .

Ula napisał(a):Bez pieluchy, bez pieluchy... Oby bez katastrofy


Z chłopakami nie jest tak źle - od tyłu można ich brać :wink: - grunt, żeby nie stać naprzeciwko :lol: .
A te pustynne fotki - że też piaseczek ma tyle odcieni - każdy kot chyba zgłupiałby ze szczęścia :D .

Ula napisał(a):Nie wie co ma robić. Starszy chłopak cudownie się uśmiecha i pomaga mu nałożyć buty. Mały płacze i ucieka. Tamten mówi tylko za niego: dziękuję. Płaczę ja, płacze Wiola.

Żeby mieć miękką pupę, mam twarde serce, ale jak to przeczytałem też ... się popłakałem.
Cieszę się Ulka że napisałaś o tym.
Jesteście wspaniałe ....



KRÓWKI ...
Sympatyczna twarz tej na fotkach zdradzała głęboką dumę i inteligencję :wink: .
Ale naprawdę z tą wołowinką to ni huhu ?
Nawet dobrze curry przyprawioną ... ?
Troszkę ... szkoda :wink: .


Ula napisał(a):ZACZYNA SIĘ ODCINEK, KTÓRY DAWNO TEMU ZADEDYKOWAŁAM BUBEROWI


No kurza twarz ... dzięki :? - teraz wszyscy pomyślą, że jestem jakimś kaprofilem :wink: .
Ale na poważnie mam koncepcję na ten temat.
Sądzę, że warzywa w cieście zagryzałaś opakowaniem, czyli gazetą, która była już nieświeża, bo wczorajsza :wink: .
Tak, czy siak szczerze się cieszę, że palec Boży pomógł i wsio skończyło się pozytywnie.

A wracając jeszcze ogólnie - to strasznego przyśpieszenia Ula dostałaś.
Rano przeczytałem 2-3 odcinki.
Teraz po szychcie ... już KONIEC.
I nie mam wyjścia - takie długie, zbiorcze komentarze muszę smarzyć :wink: .
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 27.01.2010 08:38

shtriga napisał(a):Gdyby to było możliwe, to był powiedziała panu kapitanowi, żeby leciał szybciej


:lol: :lol: :lol:

Dobrze, że na pokład Was wpuścili.
Zatrucie?
Ile taki brzuszek można wytrzymać tej wódy i coli.
mutiaq
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1892
Dołączył(a): 19.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) mutiaq » 27.01.2010 11:08

Buber napisał(a):(...)- teraz wszyscy pomyślą, że jestem jakimś kaprofilem :wink: (...)

Aż musiałam sprawdzić, kto to jest.. 8)
tylko chyba nie kaprofil, tylko koprofil?? :roll:
ten co koper lubi :wink: :lool: :lool: :lool: :oczko_usmiech:
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 27.01.2010 12:15

Dziewczyny, to chyba najdalsza i najbardziej egzotyczna z Waszych dotychczasowych podróży. I widzę, różnie bywało, ludzi też spotykałyście różnych, ale co zobaczyłyście, czego doświadczyłyście, co przeżyłyście, to Wasze. Wnukom (co daj Panie Boże. Amen :!: :D:D:D ) będziecie miały co opowiadać.

Wszystkiego nie będę komentować, bo ja mało gadatliwa jestem, wspomnę tylko o bucikach. Piękna sprawa!!! :hearts::hearts::hearts:
Chylę czoła przed Kobietą o Wielkim Sercu. :!: :D:D:D
I jak kręgosłup Wioli wytrzymał te Wasze trzęsawki, to też nie mam pojęcia. Podziwiam! 8) :D

Mało brakowało, a byśmy się spotkały w upalny wieczór 18 lipca. :D:D:D Ale cóż... Wy w tym czasie na karimatach na lotnisku w Birmingham... :( :)

Dzięki za wspaniałą opowieść i mnóstwo fantastycznych zdjęć.

Serdecznie pozdrawiam
Powodzenia u Południowych Indian!!! :D
Jola
Ostatnio edytowano 27.01.2010 12:26 przez Jolanta M, łącznie edytowano 1 raz
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 27.01.2010 12:25

mutiaq napisał(a):
Buber napisał(a):(...)- teraz wszyscy pomyślą, że jestem jakimś kaprofilem :wink: (...)

Aż musiałam sprawdzić, kto to jest.. 8)
tylko chyba nie kaprofil, tylko koprofil?? :roll:
ten co koper lubi :wink: :lool: :lool: :lool: :oczko_usmiech:


:lol: :lol: :lol:
Przekręt był oczywiście celowy :wink:
Nie piszę takich wstrętnych i obleśnych słów jak kop..fil , a kopru - ble - nie lubię . :mrgreen:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 27.01.2010 13:31

Lidia K napisał(a):Z mojego doświadczenia zupełnie nie zalecanego przez lekarzy wynika, że gdy tylko pojawiają się jakiekolwiek dolegliwości zaczynam absolutną dietę ani grama żadnego jedzenia ani militra żadnego picia i żadnych lekarstw. Po 2 maksymalnie 5 godzinach koniec problemów.


Może to jest jakiś sposób... Ja dla odmiany jestem bardzo odporna na te sprawy. I generalnie u nas mogę jeść byle co i nigdy mi nic nie ma. A jakby co, to się ratuję amolem albo gałką muszkatołową z cukrem i przechodzi. A tam... No powaliło i rozjechało jak walec :D

Piotrek_B napisał(a):Ula/Wiola to czekam na ten suplement :wink:


Pewnie mi się będzie co chwilę coś przypominało jeszcze :lol:

mutiaq napisał(a):Opowieść poniewiera :lol: :lol:


Nooo - jak ta moja "sraczka-rzygaczka" mną :lol: :lol: :lol:

zoohha napisał(a):Na litość B. czy to nie mogło sie wydarzć ( "sraczkai-rzygaczka" :-) w innym wątku. Internistycznym np. )


A jest tu gdzieś taki??? :lol:

wojan napisał(a):Całe szczęście,że chyba :D :D Bo ja się już przyzwyczaiłem do tych indyjańskich opowieści jak moja mama do "Mody na sukces" :D :D
To kiedy ten suplemencik :?: :D :D


Muszę coś pozmyslać :lol: A w tej "Modzie" to podobno (naprawdę nie oglądam!!! Nawet nie wiem kiedy to leci :lol: Ale się orientuję, jak każdy inteligentny człowiek :wink: :lol: :lool: ) ludzie się nie starzeją i są niezniszczalni.

Basiulinek napisał(a):Ojej-Ula-ale przyspieszenie!! Gratulacje! A wrazenia,fotki,Twoje opowiesci-wszystko niesamowite :D
Ta koncowka podrozy troche tragiczna...Ale tych 6 kg mniej na wadze -zazdroszcze (tak po babsku :D )
No i ta historia z klapkami...Nie ukrywam- lezke otarlam.Ale juz tak mam,ze latwo sie wzruszam.I pewnie zachowalabym sie tak samo.
Mam nadzieje,ze to jednak jeszcze nie koniec.
I jeszcze Wiola szykuje nam niespodzianke :hearts:
Usciski serdeczne!


Trochę z tych 6 kg to ja szybko nadrobiłam (nie lubię mieć szczurzej, wychudzonej mordki :lol: ) Może jednak lepiej znaleźć inne metody :lol:
Sama jestem ciekawa czy to, co Wiola chce zrobić się uda.

Co do bucików... Nie to, że lubię łzawe historie, ale najcześciej na wakacjach (a już zwłaszcza tam) mamy tak, że chcemy zrobić dużo zdjęć fajnym/interesującym wizualnie ludziom, zabytkom, przyrodzie.

I w ogóle jak już gdzieś jesteśmy krótko, to też raczej nie przesiadujemy na pogaduchach. Mi się to jednak bardzo podoba i nie przyjdzie mi do głowy, że to czas stracony. Tak jak i posiady z Hanią, Andrzejem, Lidką i Emilką w Ladakhu. I nie żałuję, że nie widziałam mnóstwa rzeczy, że nie zwiedziłam całego Jaisalmeru nawet.
Chyba się starzeję :lol: :lol: (pewnie dlatego, że nie jestem z "Mody na sukces" :lool: )

Buber napisał(a):(...)


Wojtek... Wielkie dzięki za wszystkie Twoje teksty. Notuję sobie w podręcznym zeszyciku na poprawę humoru do poczytania w "tym trudnym okresie" :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:

JacYamaha napisał(a):Zatrucie?
Ile taki brzuszek można wytrzymać tej wódy i coli.


:lol: :lol: :lol: Powiem prawdę - nie znoszę wódki. Wykrzywia mi ryjkiem jak tylko czuję zapach. Piłam tam tylko wtedy jak poderzewałam, że naprawde coś się wydarzy. Z biegiem czasu już tylko po jedzeniu.
Ale ta cola mogła poczynic jakieś spustoszenie :wink: :D

mutiaq napisał(a):
Buber napisał(a):(...)- teraz wszyscy pomyślą, że jestem jakimś kaprofilem :wink: (...)

Aż musiałam sprawdzić, kto to jest.. 8)
tylko chyba nie kaprofil, tylko koprofil?? :roll:
ten co koper lubi :wink: :lool: :lool: :lool: :oczko_usmiech:


Buber napisał(a):Przekręt był oczywiście celowy :wink:
Nie piszę takich wstrętnych i obleśnych słów jak kop..fil , a kopru - ble - nie lubię . :mrgreen:


Kasia! Ja też sprawdzałam :lool: Ile się człowiek na tym forum nauczy o prawdziwym życiu... :lool:

Jolanta M napisał(a):Dziewczyny, to chyba najdalsza i najbardziej egzotyczna z Waszych dotychczasowych podróży. I widzę, różnie bywało, ludzi też spotykałyście różnych, ale co zobaczyłyście, czego doświadczyłyście, co przeżyłyście, to Wasze. Wnukom (co daj Panie Boże. Amen :!: :D:D:D ) będziecie miały co opowiadać.

Wszystkiego nie będę komentować, bo ja mało gadatliwa jestem, wspomnę tylko o bucikach. Piękna sprawa!!! :hearts::hearts::hearts:
Chylę czoła przed Kobietą o Wielkim Sercu. :!: :D:D:D
I jak kręgosłup Wioli wytrzymał te Wasze trzęsawki, to też nie mam pojęcia. Podziwiam! 8) :D

Mało brakowało, a byśmy się spotkały w upalny wieczór 18 lipca. :D:D:D Ale cóż... Wy w tym czasie na karimatach na lotnisku w Birmingham... :( :)


Powtórzę sie Jolcia, choć już pisałam u Kamila - cieszę się ogromnie, że znów Cię widzę!!! Też miałam nadzieję na Łódź, no ale statek powietrzny nie pociąg pkp - nie zdążył :D

Faktycznie - to nasza wspólna podróż tak daleka - jak do tej pory. Choć już dawno jestem wyznawcą teorii - nieważne gdzie, ważne z kim, to jednak jak ma się jedno i drugie, to jest fajowsko :D

Kręgosłup Wioli... Jak powiem, że jak człowieka nic nie boli, to znaczy, że umarł, to trochę przesadzę, ale coś w tym jest. Muszę Wiolę nakłonić do jakiejś spowiedzi tutaj. Ale ona teraz ma jeszcze trochę ważnych spraw do załatwienia.

Jeszcze raz Wam wszystkim - wielkie dzięki za każde dobre słowo, za Waszą nieziemską spostrzegawczość, doping, za wszystko (a jest tego mnóstwo) czego się od Was/dzięki Wam nauczyłam i uczę dalej!

CAŁUJĘ MOCNO!!!

Co będzie z Indianami - tymi drugimi... No właśnie - jak się sprawy Wioli wyjaśnią to będziemy wiedzieć czy w ogóle będą. Ale od razu uspokoję, że nie chodzi o jej zdrowie :)

Ruszam do czytania innych! :lol:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Azja


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009 - strona 44
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone