Miło mi powitać po północy znów wszystkie Dodatki
:D:D:D i Całości od Dodatków
13 lipca 2009
Z Delhi do Jaisalmeru
Dostanę nagrodę
Jaisalmer/Dżaisalmer... Ta nazwa od razu mnie zelektryzowała, kiedy ją pierwszy raz usłyszałam. Pierwotny plan był taki, że nie ma co latać po tym ogromnym kraju. Trudno - na coś trzeba się zdecydować. Miał być więc jedynie Ladakh plus może Agra i legendarny Taj Mahal. A może najświętsze miasto Varanasi?
Ktoś jednak czuwał nad naszymi pomysłami, by te miejsca zobaczyć w warunkach normalnej, znośnej dla człowieka północy, temperaturze - KIEDYŚ TAM
. Indie monsunowe, to naprawdę koszmar, który odbiera ochotę na wiele...
I właśnie wtedy Wiola mówi, żebym nic nie czytała o Jaisalmerze i że chce mi zrobić nagrodę-niespodziankę za to, że w ogóle to tych Indii z nią poleciałam, choć tak nie za bardzo chciałam. I pokazała mi wydrukowany bilet kolejowy z Delhi do Jaisalmeru w Rajastanie - 921 km.
To znów na północy Indii - na ich północno-wschodnim krańcu, jakieś 40km od granicy z Pakistanem. Miasto wybudowane niemal na pustyni.
Jak popatrzycie na mapę, to może pomyślicie, że wariatki - żeby jechać taki kawał drogi po to, by trafić jedynie do jednego miasta w ogromnym stanie. Ale czy wszystko musi być logiczne i praktyczne?
:D:D
A mamy jeszcze jeden cel - chcemy sie przejechać indyjskimi kolejami!!! To naprawdę legendarne zjawisko. Wybór pociągów, cen, tras, przeogromny!
Kiedy poczytałyśmy o sposobie kupowania biletów, kilkugodzinnych kolejach bez pewności, że bilet się kupi, dla bezpieczeństwa, Wiola kupiła go przez net. W Ladakhu trochę mi żal było, że tak nas ten termin - 13 lipca - trzyma, bo bym tam chętnie została i ruszyła na tygodniowy trekking... Ale jak zwykle ufam, że zawsze dzieje się tak, jak ma być
Oczywiście nie byłabym sobą, jakbym jednak nie zajrzała do Pascala a tam pierwsze zdanie o celu naszej podróży: "Jaisalmeru nie można przyrównać do żadnego innego miasta indyjskiego"
Powrócimy wierni!
Ogromnie mnie nurtował ten Jaisalmer. Ale nim do niego trafimy - dłuuuuuuuuuuuuuga droga. Najpierw śniadanie w Delhi. Chcemy być miłe dla naszych hotelarzy i idziemy do wskazanej przez nich restauracji hotelowej. Już wiemy, że się nam nie spodoba. Żywej duszy, a wszystkie meble pokrywa gruba warstwa kurzu i pyłu. Kiedy dostajemy chłodną herbatę i stos zimnych tostów, odechciewa się nam i przenosimy się do naszych Tybetańczyków, gdzie jest bardzo miło.
Żywi się tu chyba pół dzielnicy! Dziś tłum facetów, z których każdy na śniadanie pochłania ogromny, kopiaty talerz ryżu. No tak - siłę do roboty trzeba mieć, a skoro nie jedzą mięsa, ani niczego konkretnego, to zapychają się tym ryżem.
Byście widzieli tę technikę wymiatania
Bo oni to własnymi ręcyma po tym wielkim talerzu i rach ciach do przełyku w tempie błyskawicy
Na drogę gospodarze nam przygotowują pyszne bułeczki z serem jaka
Jak za mną te miłe wspomnienia chodzą. Straszliwie się tęskni za tamtym światem.
Po śniadaniu kusimy się nawzajem: - Chodźmy do sklepiku pod swojską nazwą Misiek - po jakieś szmatki na tę pustynię. Żeby na zdjęciach fajnie wyglądać
Ja kupuje bordową bluzkę w kwiatki, a Wiola taką fajną tunikę, którą potem, na pustyni zobaczycie. Mojej nie zobaczycie, bo ja strojnisia jestem
i co innego jeszcze sobie kupię
:D:D:D
I już czas wymeldować się z hotelu. Jeszcze wcześniej chcemy skorzystać z prysznica, ale w naszym pokoju coś się zepsuło, więc dostajemy klucze do sąsiedniego - takiego luksusowego. Tam właśnie widzę taki ogromny wentylatoro-klimatyzator wielkości pokaźnego telewizora.
Trafiamy na służbistę w recepcji, który niezbyt chętnie reaguje na naszą prośbę o możliwość zostawienia tu dużych plecaków. Wczoraj chłopaki nie robili najmniejszych problemów. Ten dzisiaj dopytuje co jest w środku, czy na pewno nie ma żadnego jedzenia, ani niczego, co mogłoby się psuć. I żeby nie zostawiać żadnych dokumentów, bo on za to nie ręczy. Tu ma facet rację. Uspokajamy go, zapewniając, że za trzy dni wrócimy na sto procent
Zmierzłe kobity
Długo nam schodzi na łapaniu autorikszy, która nas zawiezie na dworzec Old Delhi. To kawałek drogi i nikomu za bardzo się nie chce. W końcu się udaje
Mkniemy znowu wśród smrodu spalin, w huku znanym Wam z pierwszych odcinków.
Jest dopiero koło południa, a nasz pociąg mamy o 17.15, ale bałyśmy się, że możemy nie znaleźć dworca, albo trafimy nie na ten, na który trzeba. Bo na bilecie nazwy dworca nie było, a są one dość odległe od siebie. Nieprzebrany tłum ludzi chodzących, leżących, śpiących, stojących w kolejce po bilety (rodem sprzed mięsnego w PRL-u - x100), na ogromnym dworcu. To nas utwierdza w przekonaniu, że jednak bilet przez Internet to był genialny pomysł.
Mamy czas, więc idziemy na spacer po Old Delhi. Zaczynamy być mocno zmierzłe i nerwowe. Kurz, pył, duchota, nieustanne zaczepki rikszarzy, a do tego gorące zapachy przypraw, przedzieranie się przez tłum przechodniów, pomiędzy ludźmi śpiącymi na chodniku tuż obok głośnej ulicy (JAK MOŻNA SPOKOJNIE SPAĆ W TAKICH WARUNKACH???) kosztują nas sporo nerwów. Usiłuję coś tam pstrykać, ale już (JUŻ!!!) zmęczona nie mam ochoty. Bardzo chcemy zobaczyć tę okolicę więc spacerujemy, podziwiając spokój żyjących i pracujących tutaj ludzi. Wściekle oblepiają nas muchy - fuuuj.
Spokój tej pani był miodem na moje rozkołatane serce:)
Na widok kościoła przy którym zawieszono ogromny obraz Jezusa - naszego, Miłosiernego z Łagiewnik
- chcemy wejść na chwilkę spokoju. W tym świecie różnych religii, to wreszcie nasz pierwszy kontakt z kościołem chrześcijańskim!!! Tęskni się nam za naszą duchowością. Niestety kościół zamknięty
Ale tuż obok skaczą na boisku dzieciaki w mundurkach. Znaczy się - jest tu szkoła
Dopadamy jednego pana, który przychodzi uśmiechnięty z kluczami w dłoni. Otwiera i zostawia nas, dyskretnie zerkając. Z wystroju wnioskujemy, że trafiłyśmy do jednego z kościołów ewangelickich. Chwilka na modlitwie w ciszy dobrze robi naszym duszom. Można iść dalej walczyć - ze sobą i z rzeczywistością, która jakoś dziś wyjątkowo dokuczliwa
:D:D
W powolnej drodze na dworzec, przechodzimy obok zagrodzonego i pozamykanego, zielonego parku Gandhiego. Ulicą co trochę przejeżdżają wozy zaprzęgnięte w... według mnie to woły!!! Straszliwie wielkie zwierzęta! Nie wiedziałam, że to aż takie bydlaki
Nim wejdziemy na dworzec, zaliczamy knajpkę, gdzie obie doprowadzamy się do rozpaczliwego śmiechu. Okazuje się, że po tym spacerze jesteśmy brudne od pyłu jak nieboskie stworzenia. Wystarczyło przeciągnąć chusteczką po czole, a jest już cała czarna
:D:D Mało komfortowy stan - w perspektywie mamy ponad dobę bez wody
Pocieszające jest to, że wybrałyśmy sobie wagon z klimą. Będzie bez wrażeń z pociągów najtańszej klasy, ale za to bardziej komfortowo (przynajmniej jeśli chodzi o temperaturę).
To Wiola (wybaczy mi, że dałam ją z taką miną
) przed budynkiem ogromnego dworca Old Delhi
Na peronie jesteśmy już koło 15.00. I tak obserwujemy sobie świat i przeładowane do granic pociągi (PRL wysiada
:D:D ). Przepraszam za jakość - mam jeszcze kilka, ale każde jeszcze bardziej rozjechane w pędzie pociągu
A to nasi sąsiedzi z drugiej ławki
Podchodzą do nas Indyjanki w cudownie kolorowych kieckach. Noooo nie odmówimy sobie robienia zdjęć w takich warunkach. I my, i one mamy niezły ubaw przez dobre pół godziny.
Kiedy - indyjańskim zwyczajem - proszą nas o przysłanie zdjęć, my prosimy o zapisanie adresu. Hmmmm no to mamy problem - panie nie potrafią pisać. A kiedy znajduje się młody człowiek, który potrafi - w naszym Pascalu pisze nam: Shyam Devi from Agra. To zdaje się trochę za mało, żeby pocztowcy sobie poradzili...
Jest nam dalej miło mimo tych pisarskich niepowodzeń, kiedy to spod ziemi wyrasta jakiś chudy, wiejski macho, krewny (chyba) naszych kobitek. Strasznie coś po nich wrzeszczy, po czym one potulnie zbierają swoje szmatki i przesuwają się kilkanaście metrów od nas, co chwile nam machając i chichrając się ukradkiem.
I tu nasza kolejna obserwacja - kobiety tam były nas ogromnie ciekawe. Same podchodziły, przyglądały się, zagadywały jak potrafiły. I zawsze w końcu niestety zjawiał się jakiś taki wkurzający chłop, który po nich fuczał.
Co zrobić... Boję się, że tam by mi groziło zostanie feministką
I jeszcze jeden obrazek. W pewnej chwili widzimy dziwną procesję na torach. Najważniejszy w tej procesji jest człowiek, który pcha jakieś takie urządzenie na kółkach. Urządzenie ma szerokość torów. Drugi facet niesie nad nim parasol. Obok trzech z notatnikami, a przy nich kolejnych trzech z parasolami. Kiedy przejeżdzają wzdłuz torów, unoszą się nieprawdopodobne stada much!!! Robimy duże oczy nie wiedząc o co chodzi. Ale siedzący obok nas młody człowiek szybko nam wyjaśnia, że ci goście sprawdzają czy upał nie zaszkodził już torom.
Około 17 robi się nam jeszcze goręcej niż nakazuje klimat
Choć na peronie wyświetlają się szczegóły na temat każdego przyjeżdżającego pociągu, my nerwowo wszystkich dokoła pytamy, czy to na pewno nie nasz. Tak bardzo nie chcemy w tym Delhi zostać
:D:D:D Ale w końcu jest!!! Odnajdujemy nasz wagon i nasze miejsca.
Ze strachem patrzę, że póki co siedzimy w szóstkę. Na noc, kiedy rozłoży się te nasze kuszetki, będą trzy piętra. I teraz nie wiem czy chcę spać na samej górze czy raczej nie. Nie chcę, bo się obawiam, że nie dam rady tak wysoko się wspiąć. No i jak tak będę chciała do toalety to chyba umrę
.
A z drugiej strony chcę na samej górze, bo... Bo w naszym wagonie jesteśmy jedynymi kobietami! To nam psuje humory do reszty. Wzbudzamy ogromne zainteresowanie wszystkich facetów. Natarczywe, milczące przyglądanie się nam wszystkich siedzących i przechodzących doprowadza nas do paniki. Największe zaufanie wzbudza siedzący obok Wioli student. Widzi chyba w jakim stanie jesteśmy. Nie odzywa się jak i inni, ale jakoś tak niegroźnie mu z oczu patrzy
Jak wywołać I wojnę polsko-indyjską
Żeby się nieco odizolować od tych spojrzeń wyjmujemy telefony. Piszę miliony smsów, niektóre tylko zapisuję i nie wysyłam, byle tylko nie musieć podnosić wzroku. Obok mnie siedzi potężnie zbudowany facet. Czuję się napastowana przez jego wzrok szczególnie
:D:D Teraz to chichy-śmichy, ale naprawdę się bałam co nas spotka.
W końcu przychodzi konduktor. Jest tak cicho w wagonie, a my chcemy mu powiedzieć, że nie chcemy siedzieć tutaj, że chcemy gdzieś, gdzie są inne kobiety!!! Facet dziwnie na nas patrzy i nie rozumie o co nam chodzi
:D:D:D:D:D Mówi, ze raczej się nie da, bo wszędzie jest pełno.
Student, który jak i wszyscy, doskonale słyszał o co prosiłyśmy pana kolejarza, uprzejmie proponuje, żebyśmy wybrały sobie miejsca, które by nam na noc odpowiadały. Już nam jest obojętne. I tak nie damy rady zasnąć w tych warunkach!!!
Około 22.00 faceci zarządzają rozkładanie łóżek. A wtedy... Ludzie!!! Tu nawet sandałów nie da się zdjąć, żeby nie mieć na sobie 15 par oczu!!! Pakujemy się pod pościel i...piszemy do siebie smsy
:D:D Jesteśmy obie na środkowym piętrze, ale wolimy ze sobą nie rozmawiać, żeby naszych nastrojów nie słyszeli
To chyba nasze najdroższe rozmowy w życiu
Odwracam się twarzą do ściany, żeby nie spotykać wzroku spacerujących nieustannie facetów. A tym samym wypinam tyłek, bo trudno inaczej
:D:D I nietrudno rozpoznać kształt babskiego tyłka nawet ukrytego pod prześcieradłem. Kiedy gaśnie światło, co chwilę czuje na tym moim tyłku czyjąś łapę. Chce mi się wyć!!! Moje wykrzyczane po polsku : Nie życzę sobie!!! na chwilę uspokaja tych wredzieli. Wiola jest bardziej zdecydowana. Siada wściekła na łóżku i wrzeszczy do tych gości, którzy akurat muszą gadać przy naszych miejscach: Chciałeś coś debilu???!!! Wystarczyło. Może się dopiero teraz zorientowali, że pewne zachowania nie uchodzą i że naprawdę narobimy zaraz rabanu. Łącznie z konfliktem międzynarodowym
:D:D:D:D:D
To już uspokoję sytuację. Jakoś zaśniemy. A potem będzie już dzień
UFF.