Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009

60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie.
W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 15.12.2009 18:34

Wiesz JacYamaha, mnie drgało z każdym obsunięciem się w dół tej relacji.
Kiedy osiągnęła ostatnie miejsce na stronie już szykowałem się z jakimś pozdrowieniem, czy dzień dobry, co słychac?
Grzegorz Ćwik
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1343
Dołączył(a): 12.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Grzegorz Ćwik » 15.12.2009 19:37

Przepiękna opowieść, po prostu przepiękna. Zdjęcia genialne, wcześniej zaglądałem tu dorywczo, ale dzisiaj przysiadłem, mam dyżur, ale jak na razie spokojny. Przeczytałem, tyle ile moglem, ale to morze, to książka???
Indie są w moich planach, ale nie tych najbliższych. Twoja wyprawa była bardzo odważna, dużo szacunku. Miejsca które odwiedziłaś, warto, w większości warto. A tak olbrzymi kraj, odległości, trzeba wybierać, wszystkiego nie da się zaliczyć.

Tu zacytuje:
Zatrzymuje się gdzieś na poboczu, idzie do przydrożnych handlarzy czymś tam i przynosi nam dwa pierożki, które wyglądają jak nadziewane ciastka francuskie. Czarująco się uśmiecha: "indian fast food" No to "W imię Ojca i Syna" - próbujemy. Ciasto nibyfrancuskie jeszcze jakoś zjadłam, ale tego ognia z wnętrza tego smoka nie byłam w stanie! Obgryzłam i dałam Wioli. A pan taksówkarz sie rozbrajająco śmiał. Szybko się zatrzymał i kupił kolejne litry wody (oczywiście poddane przez nas ekspertyzie sanepidowskiej).

W hotelu - prosimy o obiad. znów się zdajemy na naszych kelnerów. Przynosi zupę z serii: ogień ognisty. I ryż z rodziny: ogień ognisty, ogniowym rozpalaczem podpalany. UMIERAM.


Wspaniałe, jestem fanem azjatyckiego żarcia, tego ostrego, takiego nie do przeżycia. Myślę, a nawet już wiem, że ta feria smaków to właśnie tutaj. I wiem, że jeżeli kiedyś tu zawitam, to taka kulinarna przygoda będzie jednym z głównych celów podróży.

Pozdrawiam, Grzegorz. :wink: :lol:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 15.12.2009 20:37

Jacek, Tadeusz... Silna wiara nas uratuje :lol: :lol: :lol:

Grzegorzu... :oops: :oops: :oops: Ale to Ty nas skusiłeś tą Azją. Wprawdzie do "Twojej" jeszcze nie udało się nam dotrzeć, ale wszystko przed nami. Wielkie dzięki za tyle ciepłych słów!

Co do tego żarcia... Ja bardzo lubię eksperymenty, ale naprawdę - nijak nie daję rady z tym ostrym indyjskim :lol: :lol: :lol:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 15.12.2009 21:47

1 lipca 2009

Tso Moriri - Taglang La - Leh

Vivaldi by nie nadążył


Dla Elizy O.

Zdaje się, że już w poprzednim odcinku sto lat temu zaczęłam ten 1 lipca 2009. Tak myślę czy nie złożyć hołdu Elizie Orzeszkowej :D:D:D:D Daruję Wam i sobie. Choć mi Eliza nigdy nie przeszkadzała. Się mi muzycznie zrobiło. Vivaldi w tytule, coś "Dla Elizy" na początku odcinka... No darujmy sobie :D:D:D:D

Mini Eliza nadaje: Na wysokościach podniebiańskich, rozczochrane i nieumyte wczoraj księżniczki, obudziło ostre słonko i szalony błękit. Spałyśmy jak kamienie - i to cieszy - wysokość nam nie uderzyła do głowy. Tak więc po 50 stopniach w Delhi, 35 w Lehu, nad
jeziorem był mróz!

Upiornie zimne, nocne powietrze szybko się ogrzewało. Słonko wchodziło nam do namiotu, a za plecami miałyśmy ośnieżone większe Himalaje. Ja skakałam po strumyku, robiąc zdjęcia lodowcom na przybrzeżnych trawach. Wiola zgrywała bohaterkę nabierając wody z butelki i myjąc zęby. Pozazdrościłam jej, żeby mieć o czym pogadać po powrocie z panem dentystą - tzn. jak tam z nadwrażliwością zębów :):):):)

Obrazek

Nasz Ladakhijczyk z dala pomachał ręką, ale chyba chciał się jeszcze pomodlić, bo nie przyszedł do nas i siedział sobie z ichnim różańcem na kamieniu
A my przeżywałyśmy katusze, bo oto z jednego obozowiska przywiało do nas zapach jajecznicy. To kucharz dwójki Amerykanów robił im śniadanko. Nam ten zapach musiał wystarczyć :D:D:D Nie to, że nie przygotowałyśmy się na pichcenie - miałyśmy ze sobą żelowe paliwko, ale coś słabo paliło się na tych wysokościach, a ogniska nie chciałyśmy rozpalać. Zapchałyśmy się chlebem z miodem i czekoladą. Nasze urocze chłopaczysko nic nie jadło i nic nie chciało jeść, więc wiedziałyśmy, że znajdzie nam na pewno jakąś knajpę niebawem.

Obrazek

Dziś już powoli wracamy do Lehu, ale poznamy inne bezdroża. Mało kto się wypuszcza tą drogą, która pojedziemy z powrotem, bo autko musi być naprawdę wytrzymałe i niektórym po prostu żal je tamtędy tłuc.

Coś tajemniczo się nasze chłopaczysko uśmiecha i pyta czy na pewno dziś chcemy wracać do Lehu - bo skoro tak się nam podoba, to on by nas zabrał jeszcze nad Pengog Tso - popatrzcie na mapkę znowu. To tam z prawej strony, w połowie zdjęcia mapki.

Obrazek


Wysokość uderzyła księżniczkom ;)

Generalnie pomysł się nam bardzo podoba (choć nasze kręgosłupy na pewno mówią coś innego :D ). Ale mówimy mu, że mamy jeden problem - kasa. Niestety nie stać nas na tę wycieczkę. Jemu też żal, bo strasznie lubi swoją robotę, świetnie radzi sobie na tych bezdrożach, no i - co tu ukrywać, fajne laski jesteśmy ;) :D:D:D:D:D:D - bardzo nas polubił, bo podobno nie jesteśmy kapryśne, nie marudzimy i jak ktoś tak "ocha" i "acha" jak my na okoliczności przyrody, to on by nas zawiózł w każdy zakątek Ladakhu.

Póki co - przed nami cały dzień niesamowitych wrażeń, więc nie myślimy o tym, czego nie zobaczymy. Chwilo trwaj - jesteś piękna! I to jak!!!

Wrócmy do mapy, bo pojedziemy dziś tak - zieloną linią na północ, tak jak w tę stronę - przez Namshang La i w Puga Sumdo nie pojedziemy w stronę Indusu, w prawo, a ostro w lewo w kierunku Puga, Polo Kongha La i dalej tą ścieżyną (tzn. na mapie to ścieżyna, w rzeczywistości, to różnie będzie :D )

Wyjeżdżamy z naszego kempowiska, przez wioskę (rozglądam się za moim upiornym kapeluszem, ale ni ma go :) ) Powolutku objeżdżamy jezioro nieco inną drogą. Nowe kolory, inaczej świeci słońce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Znów ogromne stada jaków i owiec. Pasterze powoli wychodzą ze swoich wielkich namiotów. I tu bardzo miła ciekawostka - u nas to ekologiczna ekstrawagancja, a w Ladakhu każdy ubogi pasterz czerpie energię elektryczna z baterii słonecznych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Robimy sobie ha ha hi hi, że pewnie tak to też działa gdzieś tam w Afganistanie, gdzie obszarpani talibowie siedzą w takiej jaskini albo namiocie, bateria na zewnątrz, a w środku komputeryzacja taka, że bez instrukcji nie podchodź.

Miłe jest to, że kiedy trzaskamy zdjęcie numer milion dwieście osiemdziesiąte trzecie dzisiaj, nasze chłopaczysko dochodzi do wniosku, że to naprawdę warto uwiecznić :D:D:D I teraz on prosi o chwilę przerwy tu i tam i lata z komórką, robiąc jak i my tony zdjęć :D

Jak dziecko z pastwiska

Raz po raz z namiotu dzieci wystawiają swoje rozczochrane główki zaopatrzone w brudne, uszpiczone, ale uśmiechnięte od ucha do ucha buzie i najpierw nieśmiało, a potem zamaszyście machają.
Buźki urocze. Zaraz coś tam znajdziemy w fotach.
Zresztą tu też urodzi się nam nasze lehijskie hasło - bo mamy włosy jak te dzieci (od strasznego pyłu) - co rano Wiola zapyta jak wygląda, a jej odpowiem, że jak dziecko z pastwiska.

Już nie mały, a wielki głód zagląda w oczy, więc po rytualnym pokonaniu Namshang La (znaczy się rondo dokoła flag), zjeżdżamy do maleńkiej (tzn tu wszystko co związane z wytworem ludzkich rąk jest maleńkie) wioski. Maleńkie murowane chatynki, wyglądające na mocno zapuszczone po prawej stronie drogi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po lewej - znów namiot spadochronowy. No i jest bateria słoneczna :D To nasza knajpa na śniadanie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zamawiamy wszyscy ciapaty, tradycyjną :D:D:D zupę chińską z omletem, ja black tea, a Wiola wytrwale tą słoną tłuścielinę do picia :D Bardzo sympatyczna dziewczyna, której przerwaliśmy lekturę słownika english-ladakhi ochoczo biegnie do strumienia, skąd będzie woda na nasze śniadanie.

Obrazek

A tu taka ptaszyna nad strumieniem siedzi sobie.

Obrazek

Nasz Ladakhijczyk potrzebuje chwili samotności w pobliskiej latrynie, a my lecimy do wioski.

Obrazek

Obrazek

I tu uwieczniam mojego "Mikrokosmitę i jego talerz" - jutro upływa termin wysyłki fot na nasz forumowy konkurs "Mikrokosmos". Bardzo chcę coś wysłać. Wiem, że chodzi o makrofoto, ale ja mam generalnie bardzo luźne skojarzenia w wielu tematach i tak mi ten mały pasuje :D:D:D:D

Obrazek

Tu mikrokosmita z mamusią:

Obrazek

Uszpiczone, rozczochrane pchają znów te małe paluszki w moje druty. Czy ja coś wiem o chorobach brudnych rąk...? :D:D:D:D

Smutno...

Po śniadaniu ruszamy w drogę. Psuje się nam pogoda - niebo robi się szare. Nie pada, ale robi się tak jakoś surowo, smutno, a nawet groźnie - choć nie ma ku temu podstaw. A smutno będzie już na całej trasie. Przy szutrowej drodze, na której potwornie trzęsie, pracują prawdziwe tłumy ludzkie - kobiety, dzieci, mężczyźni. Z metalowymi koszami na plecach śpiesznie chodzą po zboczach okolicznych gór i zbierają kamienie - tylko sobie znanych rozmiarów - które układają w jakieś takie sześcianowe murki - mało które sześciany tworzą mur. Ale sprawia to wrażenie, że kiedyś ktoś je połączy :D. Pojęcia nie mam o co w tym chodzi.

Serce boli kiedy patrzy się na tych biednych drogowców. Zimno. Głowy poowijane szalikami, chustkami, szmatami. Całe te ich ubożuchne ubrania pokryte pyłem z drogi. Nie wyobrażam sobie być tu kobietą. Mieszkają w niziutkich murowanych domeczkach. To najczęściej uchodźcy z Nepalu, Buthanu, Tybetu - mówi nasz Ladakhijczyk.
Oprócz nich przez bardzo długi czas nie spotkamy tu żywej duszy.

Gnamy sobie naszym chevroletem po ogromnej płaszczyźnie, z prawej i lewej ośnieżone pięcio-, a nawet chyba sześciotysięczniki.

Obrazek

Obrazek

I znów punkt kolorowo oflagowany i rondko - a więc kolejna przełęcz - Polo Kongka La (znalazłam, że to około 4900 m npm - znów kilka źródeł i różne wielkości, więc piszę około).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I dwa dzikie konie

Powoli zaczyna się nasza wspinaczka, aż w pewnej chwili ostro hamujemy i nasz Ladakhijczyk rzuca szybkie: "Look!!!" Nooo i dooooczekaaała się Wiola! Oto mkną sobie "dwa dzikie konie" z piosenki zdaje się Elżbiety Adamiak:

Przed wielu laty, daleko gdzieś,
Żyły dwa dzikie konie,
Grzywy miały ze srebra,
W ich oczach czaił się płomień.

Splątane grzywy rozwiewał im wiatr,
Szczęśliwe były i dumne,
Spod srebrnych kopyt wzbijał się kurz,
Na niebie rozpalał łunę.

Jeśli wśród nocy podejdziesz do okna,
Zobaczysz w gwiezdnej pożodze,
Jak w dzikim pędzie konie dwa,
Biegną po mlecznej drodze.

Splatane grzywy rozwiewa im wiatr,
Szczęśliwe są i dumne,
Spod srebrnych kopyt wzbija się kurz,
Na niebie rozpala łunę.


Koniec kącika poetyckiego :D Ale piosenka ładna co nie?
Sokole oczy wypatrzą konie :D:D:D

Obrazek

I chyba one żyją parami, bo wypatrzyłyśmy jeszcze je w Ladakhu. Trudno dostrzec, bo tak kameleoniasto wyglądają na tle tych surowizn...

Do nieba

Tak nas trzęsie, aż do kolejnego jeziora - Tsokar. Jest tak zawiesiście, horrorzasto, jakby zza tych niebosiężnych gór za chwilę miał wyjść jakiś smutny, zrozpaczony wręcz stwór :D:D:D A może to mi sie tak wydaje, bo jakoś cały czas mam smutny obraz tych drogowców...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaczyna się wspinaczka na serio. Bywają momenty, że na drodze jest miejsce tylko na jeden samochód. Pojęcia nie mam co się stanie jak spotkają się tu dwie ciężarówki, o autobusie nie wspomnę. Podobno ktoś musi zjeżdżać, żeby ustąpić temu jadącemu z górki. Nie chciałabym jechać autobusem, któremu się to trafi. Bo czasem trzeba zjeżdżać chyba dość długo.

Obrazek

Kiedy spotykamy pierwsze jeepy jadące od strony Lehu ciśnienie jeszcze w normie, ale kiedy widzę, jak doganiamy jakąś ciężarówkę i wyprzedzamy ją tak dość zdecydowanie i odważnie, to nie wiem czy bardziej z przerażenia czy z babskiej ciekawości rozdziawiam dziób i otwieram szeroko oczy, bo normalny człowiek to je chyba tu zamyka.

Z wrodzonym urokiem wazelinarza mówię naszemu kierowcy, że jest najlepszym szoferem po tej stronie Równika, na co ten reaguje takim specyficznym śmiechem pełnym takiej męskiej próżności ;) :D Ale nie mam mu tego za złe - po prostu chłopak naprawdę się zna na tym, co robi. Niepotrzebnie nie ryzykuje.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

TA DAAAM - Jej wysokość -Taglang La!!!

Wreszcie docieramy do najwyższego punktu na ziemi, na jakim w całym naszym dotychczasowym życiu udało się nam stanąć! Taglang La - (5360m npm na mapie, a na tablicy 5328... Rożnie podają.. Ale tak czy inaczej - wysoko!!!)! Druga na świecie przejezdna przełęcz! Dla naszego chłopaka to miejsce tak oczywiste, że dziwi się, iż chcemy tu robić zdjęcia :D Jest brzydko i bardzo zimno. Ale nie odpuścimy przecież!!!

Budynek na przełęczy, to chyba legendarne, najwyżej na świecie położone toalety. Ale nie sprawdzam, bo mi się ciężko oddycha i ograniczamy się jedynie do pozowania oraz do zrobienia jakichś dziesięciu kroków by zrobić zdjęcia tego i owego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu już jest śniegowo. :D kiedy wskakujemy z powrotem do auta i zaczynamy powoli zjeżdżać, pozdrawiamy się z szalonymi motocyklistami, którzy owinęli głowy we wszystko co mieli - dają nam znać, że zimno i brak tlenu ostro się im dają we znaki, ale nie odpuszczą, chcą dojechać do przełęczy :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Raz po raz znowu ekipy drogowców. Tym razem jest jeszcze gorzej. Proszą o coś do jedzenia albo picia. Oddajemy im naszą ostatnią butelkę. wody i chleb. Szkoda, że nie mamy więcej, bo co chwilę ktoś nas prosi o pomoc. Widok przygnębiający. To chyba jest tak, że wojsko wywozi ich tutaj do pracy, ale nie bardzo dba się o to jak sobie na dużej wysokości, w chłodzie i wilgoci radzą.

Obrazek

Co chwilę my, jak i ci, którzy dotarli tu przed nami, mamy przymusowy postój, kiedy usuwają z drogi śnieg, błoto i podsypują kamienie tam, gdzie drogę zniszczyły lawiny.

Obrazek

Obrazek

Widoki na góry za to mamy oszałamiające!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jestem dumna z tego zdjęcia, które teraz zdaje się jest awatarem Wioli :)

Obrazek

I jedziemy sobie dalej

Obrazek

Obrazek

Lato w lecie

Wyraźnie czujemy, że tracimy wysokość. Robi sie coraz cieplej, pył znów zastępuje śnieg i błoto. Cała droga w remoncie. Ciężkie życie tu mają. Za dwa, trzy miesiące znowu spadnie śnieg. Ciekawe ile drogi uda się naprawić przed kolejną zimą...

W końcu dojeżdżamy do miejscowości Upshi i znów mamy obok nas Indus. Przeżyłyśmy już dziś jesień, zimę i wiosnę. A teraz wjeżdżamy w Lato - dosłownie i w przenośni, bo jedna z miejscowości po drodze tak właśnie się nazywa :D Vivaldi by nie nadążył ;)

Gdzieś po drodze robimy sobie kolejny postój. Chłopaczysko pyta czy na pewno nie chcemy nad Pangong Tso :) bo skręca się tam w Karu. Cóż.. Chcieć, to my bardzo chcemy... Ale nie zawsze można mieć wszystko, co się chce :)
Kiedy trafiamy już na konkretny asfalt, nasz chevrolet gna jak oszalały. Jesteśmy złe, bo nie da się robić zdjęć i choć mówimy o tym chłopakowi, on taki już jakiś nieobecny :D:D:D Wiola mówi, że to przez to, że mu powiedziałam o tym kierowcy z tej strony Równika, to teraz chłop się popisuje ;)

Tak na szybko coś tam z auta złapane:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


No to wiosna panie sierżancie!

I sprawa się zaraz rypnie :D Upewniwszy się, że na pewno nie jedziemy nad Pangong Tso, nasz kierowca mówi nam o półgodzinnej przerwie. Idziemy na przechadzkę, ale podglądamy, jak łapie za telefon, uśmiechnięty sprawia wrażenie, że kogoś czaruje. Jak nic - kobietę!
Po czym dokonuje obmycia w lodowatym strumieniu, goli sie, robi na bóstwo i wypachnia tak, że cała okolica czuje. Znaczy się - nie damy mu zarobić, ale za to będzie randka :D:D:D:D:D

Bardzo nas cieszy, że tak mu się przysłużyłyśmy - w końcu "być" jest zawsze ważniejsze od "mieć"!
Kiedy on się robi na bóstwo, my sobie indusujemy :) Na przykład odnajdujemy ślady obcych :D:D:D

Obrazek

I lato już normalniejsze ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jeszcze trochę z sesji "LATO"

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Teraz metodą dla japońskich wycieczek jesteśmy informowane, że oto mijamy klasztory w Hemisie (tzn. nie widać, ale jest za górką :D), w Staknie (to ten daleko), Thiksey, Sheyu. I już znowu jednostki wojskowe i Choglamsar i... wreszcie zatłoczone uliczki Lehu.
Dzieciaki wracają ze szkoły, kierowcy trąbią gorączkowo. Jakoś strasznie dużo turystów. Jak nic sezon zaczyna się na dobre....

Pod hotelem wita nas nasz uroczy młody recepcjonista tym fajowskim dżuleeej. Wypytuje o relację na gorąco: jak było???!!! No jak... :D:D:D Panie kochany angielskiego tak nie znam, żeby o wszystkim, co mi w duszy zagościło opowiedzieć...
Żegnamy się z naszym kierowcą, łapiemy za plecak i już wspinaczka do naszego pokoju.

Wieczorem biegniemy do naszej tarasowej knajpy. Szalejmy wygłodzone. Dziś będzie biryani - to taki ryż z warzywami i np. mój z kurczakiem (taki ciemny, ganiany po podwórku pewnie ;) ). Porcje jak dla górnika dołowego albo drwala, więc podziubałyśmy po połowie i musiałyśmy zostawić. Pocieszające, że to wszystko za 3 dolary! Naprawdę!

Obrazek

Obrazek

Po wyprawie marze o jednym - iść na 25km spacer na własnych nogach. MAM DOŚĆ TŁUCZENIA SIĘ PO GÓRACH AUTEM!!!!!!!!!!!!! (Jak księżniczka, to księżniczka. Tamtej ziarnko grochu przeszkadzało. Mnie tyłek od kamyków drogowych boli :) )
Ostatnio edytowano 29.06.2011 18:45 przez U-la, łącznie edytowano 3 razy
zoohha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1195
Dołączył(a): 07.12.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) zoohha » 15.12.2009 22:06

cmoooooook
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 15.12.2009 22:09

zoohha napisał(a):cmoooooook


:hearts: :hearts: :hearts: :lol: :lol: :lol: Też Was kocham na zabój :lool:
plavac
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4893
Dołączył(a): 11.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) plavac » 15.12.2009 22:16

Ula - i polskiego języka mało, by opisać, jak mi teraz dobrze na duszy :)
I nie języka Orzeszkowej by trzeba ( choć kobieta, to jednak pozytywistyczka :wink: ) ale bardziej romantycznego takiego lub młodopolskiego, takiego Przybosia albo Tetmajera :D
Żeby tak z uczuciem opisać ten jeden kamyk, co przepełnił czarę uwierania :!:
Dzięki za wędrowanie po bezkresie. Momentami rzeczywiście smutnawym, ale pięknym.
A jak nie jest to niedyskretne pytanie - to ile kg ubyło Ci po tym wyjeździe ? Czym Ty żyjesz, dziewczyno :?:
Pozdrawiam :)
mutiaq
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1892
Dołączył(a): 19.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) mutiaq » 15.12.2009 22:48

Obrazek
Woooooow!
Zdjęcia nad tym jeziorem.... 8O :D
Piękne!
Takie na ścianie powiesić.... :roll: :D
a to ja
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4755
Dołączył(a): 18.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) a to ja » 15.12.2009 22:51

O ubywaniu będzie ... w zakończeniu :oczko_usmiech:

Tak ... poza czasem i pieniędzmi :lool:

P.s. Ula, a ja czekam i czekam i czekam ... :oczko_usmiech:
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 16.12.2009 08:27

Pomału robi się z tego mały rytuał - najpierw wielka radość - jest.
Potem zamykam pokój i siadam z gorącą herbatą.
Smakuje...

Shiva honey.
Sztuczna trawa i duży taras w knajpie (śniadanie).

Kiss&hugs
MWN
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1996
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) MWN » 16.12.2009 09:38

Piękne zdjęcia...
a te koniki takie mniejsze jak te tarpaniki na Mazurach? Bo z braku skali i nieodgadniętej odległości; wszystko takie nierealne. Piękne i groźnie okrutne...
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 16.12.2009 10:05

plavac napisał(a):ale bardziej romantycznego takiego lub młodopolskiego, takiego Przybosia albo Tetmajera :D
Żeby tak z uczuciem opisać ten jeden kamyk, co przepełnił czarę uwierania :!:


HAHAHAHHAHAHHAHHA!!!!!!!
A wisielcza Młoda Polska też mi się podoba... Ja mam skojarzenia - właśnie mi się tłucze po głowie tetmajerowe: "Przychodzą na mnie godziny zwątpienia" w wykonaniu Piotra Wisza :D

plavac napisał(a):Dzięki za wędrowanie po bezkresie. Momentami rzeczywiście smutnawym, ale pięknym.
A jak nie jest to niedyskretne pytanie - to ile kg ubyło Ci po tym wyjeździe ? Czym Ty żyjesz, dziewczyno :?:
Pozdrawiam :)


Eee no Piotrze, ja to sobie krzywdy nie dam zrobić. Jeśli chodzi o odchudzanie to mam tak silną wolę, że robi ze mną co chce :D Ja jak kamela - jak nie ma co jeść, to nie jem i żyje, ale jak trafię na pyszności, to szaleństwo! Mi tam bardzo brakowało pachnących, śródziemnomorskich warzyw i owoców. Niby jakieś w ogóle są, ale np. nie przepadam za rzepą, którą tam dawali do wszystkiego :D:D:D Z owoców szalałyśmy z mango. A arbuzy były wielkości naszych melonów. Coś tam napiszemy o tym.

Tej paskudnej kuchni indyjskiej nie byłam w stanie zdzierżyć, ale to, co było jakoś tam zjadliwe, to na pewno jest baaaardzo zdrowe.
Co charakterystyczne - przynajmniej ja to tak widziałam - tam prawie wcale nie ma otyłych ludzi. Sami tacy jacyś żylaści. Chyba tylko właściciele hoteli i niektórzy agenci z biur trekkingowych byli okrąglejsi :D:D:D Bo czym się tam upaść...? Generalnie nie ma szczególnie tłustego jedzenia.

Już się nie dziwiłam czemu te porcje ryżu takie ogromne, jak widziałam w jakim tempie wymiatają ten ryż rękami tubylcy - faceci - na śniadanie. Dwa wielkie talerze! Z czegoś siłę do pracy na budowie trzeba mieć...

Ja straty szybko wyrównuję ;) A ile mi ubyło... To już Atojka coś wspomina :D. Jakoś dotrzemy do ostatniego odcinka, który chyba już wcześniej dedykowałam Buberowi :D:D:D:D w ramach jego fizjologicznych zainteresowań :D i napiszę :D


mutiaq napisał(a):Obrazek
Woooooow!
Zdjęcia nad tym jeziorem.... 8O :D
Piękne!
Takie na ścianie powiesić.... :roll: :D


Dzięki mutiaq!!! A wiesz jak to było w rzeczywistości... :D Taka szalona cisza do tego spokoju jeziora...


a to ja napisał(a):P.s. Ula, a ja czekam i czekam i czekam ... :oczko_usmiech:


Raaany... :oops: Nie mogę Ci pozwolić na tęskne czekanie... Już wysyłam - najpóźniej jutro. PS dla tych, którzy nie rozumieją - sto lat temu obiecałam Dorotce, która ma świętą cierpliwość, 8 GB zdjęć :lol:

JacYamaha napisał(a):Pomału robi się z tego mały rytuał - najpierw wielka radość - jest.
Potem zamykam pokój i siadam z gorącą herbatą.
Smakuje...

Shiva honey.
Sztuczna trawa i duży taras w knajpie (śniadanie).


Jacek - tak po cichu zapytam - Ty tak możesz się sam zamknąć? :lol: Faaajnie Ci :D Ja to z kocem na głowie przed komputerem w pracy jak na forum wchodzę :D

Herbatka jaka? :lol: Ja sobie zorganizowałam jakiegoś liptona kaszmirskiego :wink: Ale najlepsza tam to zwykła czarna z kawałkiem cynamonu :D

Shiva też na nas zrobił wrażenie - w tybetańskim sklepie :D A sztuczna trawa ... No wieeeem - odkryłam tego Corela i czasem przesadzam w odkrywaniu efektów specjalnych :D Już mi Wiola zwróciła uwagę, więc teraz już tylko zmniejszam i nie eksperymentuję :D:D:D

Kiss&hugs :D:D:D


MWN napisał(a):Piękne zdjęcia...
a te koniki takie mniejsze jak te tarpaniki na Mazurach? Bo z braku skali i nieodgadniętej odległości; wszystko takie nierealne. Piękne i groźnie okrutne...


Dzięki wielkie! Teraz dam popis - ja jeszcze nigdy nie byłam na Mazurach... :oops: Tzn. przejeżdżałam pociągiem na trasie Olsztyn-Ełk, ale to raczej nie to... :) Na moje 85 urodziny zrobię sobie Tour de Pologne. Żartuję oczywiście. Może to grzech jeździć po świecie nie znając własnej ojczyzny, ale jakoś tak myślę, że tu może jeszcze zdążę, a tam już nie dam rady później...

Te koniki były bardzo daleko od nas, ale mam wrażenie, że były takie duże jak zwyczajne nasze. Znaczy się duże :) Spróbuję poguglać trochę. Jak się dowiem, to napiszę.

Dziękuję serdecznie, że jesteście!
Muszę jeszcze zajrzeć do Chińskich smaków i Zdradziecko się zrekonesansić - bo zaległości potworne.
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 16.12.2009 10:30

Olaboga, zostałem wyróżniony przez Jej Wysokości, głupio mi, zawstydzony zalałem się różem. Księżniczko, mnie tam bardzo daleko do tak wspaniałych opisów, przepięknych zdjęć, w klimacie tak ciepłym, że nawet patrząc teraz za okno jest mi gorąco. Twoja wspaniała relacja może zachwiać rynkiem wydawniczym o tematyce podróżniczej. Przecież w księgarni takiej perły ze świecą szukać, co ja mówię ze świecą, szperaczem nie wypatrzy. Spory odcinek otrzymaliśmy w prezencie wczoraj i nie chciałbym, aby to był świąteczny.
Niskie ukłony z pozdrowieniami. :D :D
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 16.12.2009 11:18

shtriga napisał(a):Jacek - tak po cichu zapytam - Ty tak możesz się sam zamknąć? :lol: Faaajnie Ci :D Ja to z kocem na głowie przed komputerem w pracy jak na forum wchodzę :D

Tak po cicho odpowiem - mam swój własny, osobisty gabinecik :lol: a monitor plecami do wejścia. A kocyk też dziś mam (ale nie na głowie) bo na święta w pakiecie dostałem :) .

shtriga napisał(a):Herbatka jaka? :lol: Ja sobie zorganizowałam jakiegoś liptona kaszmirskiego :wink: Ale najlepsza tam to zwykła czarna z kawałkiem cynamonu :D

Ahmad Tea from London :wink: No 1
Ale jak kiedyś pojadę gdzieś dalej niż Półtusk to też sobie jakiś korbowód czy kardamon przywiozę...

shtriga napisał(a):Shiva też na nas zrobił wrażenie - w tybetańskim sklepie :D A sztuczna trawa ... No wieeeem - odkryłam tego Corela i czasem przesadzam w odkrywaniu efektów specjalnych :D Już mi Wiola zwróciła uwagę, więc teraz już tylko zmniejszam i nie eksperymentuję :D:D:D

Ja naprawdę myślałem, że ona taka jest...biedna, mała, karłowata. O postprocesingu się nie wypowiadam bo każdy ma inne oko czy monitor.

shtriga napisał(a):Kiss&hugs :D:D:D

Nieustająco.

Czy Ty wiesz ile czasu już straciłem na szukaniu tej piosenki ? :lol:
Chodzi gdzieś w głowie cały czas...
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 16.12.2009 12:06

tadeusz2 napisał(a):Olaboga, zostałem wyróżniony przez Jej Wysokości,

Róbcie sobie dalej żarty kolego :lol: :lol: :lol: A tak na serio - przyznaję, że Ci pozytywnie zazdroszczę misternych opisów do zdjęć. Mnie to trochę przerasta i wklejam Wam tak hurtem.
Już nieraz mówiłam, że w świetnych męskich relacjach na tym forum jest dużo konkretów, opisów (parzenie herbaty u Ciebie mnie powaliło), a ja to takie moje babskie zachwyty i co mi ślina na język przyniesie :lol: :lol: :lol:

JacYamaha napisał(a):Ale jak kiedyś pojadę gdzieś dalej niż Półtusk to też sobie jakiś korbowód czy kardamon przywiozę...


Okropnie się zaplułam :lol: :lol: :lol:

JacYamaha napisał(a):Czy Ty wiesz ile czasu już straciłem na szukaniu tej piosenki ? :lol:
Chodzi gdzieś w głowie cały czas...


Dwa dzikie konie? Nie ma? Ja znalazłam tylko słowa. Pamiętam, że w dawnych czasach był w TV jakiś taki teatr młodzieżowy i stamtąd kojarzę. Na pewno główną rolę grała tam Ewa Wencel. Ale nie wiem czy to było w "Małgosia kontra Małgosia" czy w czymś innym.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Azja

cron
Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009 - strona 29
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone