Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009

60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie.
W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 05.11.2009 16:08

30 czerwca 2009

Leh-Tso Moriri

Gdzie czomo wołała ri ri


Dygresja z Salvadorem Dali ;)


Budziki były niepotrzebne! Może tylko po to, żeby nie zapomnieć, jak się trzyma telefon w ręku :D:D:D Już od czwartej nie śpimy.
To nasza druga noc na wysokości 3500m, ale uprzedzę fakty i powiem Wam, że drugą sprawą, jaką zawaliłam na tej wyprawie (po niezrobieniu zdjęć Himalajów z samolotu), było to, że nie spisywałam swoich snów.
Takich głupot, jakie tam mi się śniły co noc, to by nawet Salvador Dali nie wymyślił. Co rano serwowałam Wioli opowieść, co było dziś i od rana płakałyśmy, bo zawsze był tam tłum dziwnych bohaterów w przedziwnych okolicznościach Powinnam się zacząć leczyć. Żałuję, że mało co pamiętam, bo byłoby to znacznie ciekawsze od tej mojej opowieści. A i na fantastyce może by się coś zarobiło ;) :):):)

Tak więc to pierwszy ewidentny objaw choroby wysokościowej, jaki zauważyłam. Drugi - złapie mnie gdzieś za dwa dni. Wiola się nie przyznawała, że też to ma. Ale potem, chodząc po Lehu i zauważając tu czy tam śmieci po białych, zauważyłyśmy, że mają tam to prawie wszyscy.
Uwaga wrażliwcy - to z serii Waszych ulubionych momentów fizjologicznych. Chusteczki z porannego oczyszczania nosa zawsze urozmaicała krew :D:D:D Nie miałyśmy tam kataru, ale tę atrakcję - codziennie.

Po tej dygresji (piszę, bo fot chyba nie będzie za dużo, to nadrabiam ściemnianiem) przechodzimy do meritum :)
Poranna herbatka z cynamonem, kąpiel, zęby myte w wodzie z kranu (jest tak swojsko, górsko, krystalicznie, że tu się jakoś już nie pilnujemy), łapiemy plecak, aparaty i zbiegamy na dół o 5.55.
Już przybiega nasz młody z drugim młodym. Dżuleej oczywiście, buźki chłopaków od ucha do ucha, ten drugi łapie nasz plecak zdziwiony, że mamy tylko jeden i to taki lekki. I upewnia się czy karimaty i namiot wzięłyśmy.
Nasz chłopak życzy nam miłej wyprawy i wskakujemy do naszego jeepa. Dziś chevrolet :D:D:D
Przed nami 210 km doliną Indusu do jeziora Tso Moriri (po drodze będzie jeszcze maleńkie Thadsang Karu).


Królewska cena

Wskakujemy sobie do tyłu. Jest strasznie zimno. Dzień dopiero wstaje. Trochę sie martwimy, bo niebo zachmurzone w 100%. Jeszcze nie wiemy jakie tu panują obyczaje pogodowe i co oznaczają chmury o tej porze. Ale za chwile mamy nową troskę. Nasz uśmiechnięty od ucha do ucha kierowca i przewodnik w jednym, mknie przez miasto. Trochę niepewnie spoglądamy na siebie... No tak - to się dogadałyśmy... Pytamy go czy jedziemy tylko we dwie? On wyraźnie zachwycony pokazuje całe uzębienie: YES!

Jeśli myślicie o tym, o czym ja myślę, to się mylicie! Nie wystraszyłyśmy się chłopaka ;) Wczoraj pytałam Młodego czy cena wycieczki to za pełnego jeepa. On mówił, że tak. To ja, że na takiego się piszemy. Ale źle się zrozumieliśmy :):):) Miałyśmy nadzieję, że pojedziemy z dwójką, trójką innych ludzi. Wtedy koszty się rozkładają. Nie dogadałam się, więc teraz mamy :)
Trochę się boczymy na siebie, że zdaje się stopniało nam w sekundzie nieco kasy. ALE... Przejdzie nam, kiedy się przekonamy, że choć wycieczka nie była tania, a nawet bardzo, bardzo droga (8 tys. rupii za nas dwie), to podróżując tylko we dwie, miałyśmy najbardziej komfortową wyprawę, jaką można sobie wyobrazić.

Wyjeżdżamy z Lehu przez ozdobną bramę przy dworcu autobusowym i mkniemy na południe, a właściwie taki południowy wschód. Wczoraj kupiłyśmy mapkę w księgarni (Nie mam skanera, więc zrobiłam fotkę). Zajrzyjcie - dziś nas interesuje ta zielona droga z Lehu w dół, wzdłuż Indusu.

Obrazek


YES MADAME

Szybko zapominamy o naszej wpadce. Tuż za miastem - pierwsza kontrola naszych paszportów i zezwoleń. Ze wszystkim biega nasz kierowca. Ekscytacja tym, co nas spotka - rządzi!
Jest wesoło, bo... Nasz przesympatyczny kierowca jest bardzo małomówny. Generalnie nie pytany nic nie mówi. W sumie to nie wiem czy mogę gadać (a możliwości mam nieograniczone - nooo jak angielskiego brakuje, to migowy i po polsku wyraźnie mówię. Tzn. nie zawsze wyraźnie, bo mi aparat na zębach przeszkadza, ale jestem rozumiana tak na co dzień :))

No więc nie wiem czy mogę do niego gadać i go tak dekoncentrować, bo ma coś takiego, że jak tylko mówię: Excuse me... To on gwałtownie odwraca głowę i tym swoim głębokim głosem Ladakijczyka co to oddycha rozrzedzonym powietrzem mówi: tak jakoś dobitnie: YES MADAME
Staram się więc tak szeptem, żeby szept wymusić, ale i tak zawsze powtarza się ten sam motyw. W sumie to droga prosta jak stół póki co, więc moje "Excuse me" wyrywa mi się co chwilę. Wiecie - to strasznie śmieszne.

Jesteśmy tak wysoko, ale jednak na dachu. Póki co jest płasko. Tylko z prawej i lewej rosną nam potężne góry. Mijamy miasteczko Choglamsar. Cały czas pamiętam zasłyszane zdanie, że w Lehu widać góry tak wysokie, jakich w Europie nie widać nigdzie...
Z prawej to nawet takie po 5-6 tys. Z przepięknym Stokiem Kangri - ma 6163m. Wyglądem z jednej strony (chyba północnej :D:D) trochę przypomina Matterhorn. To ten centralnie na zdjęciu. A góra jest o tyle sympatyczna, że podobno da się tam wejść bez specjalistycznego sprzętu. Jedyny problem to wysokość. Wrócimy do niej :D:D:D Ale tak wysoko to niestety nie ;(

Pod Kangri znajduje się wioska Stok. Dla poddzierżania razgawora pytam naszego kierowcę czy ta zielona plama pod kawowo-brązowymi górami to Stok. On: yes madame, to Stok. Moja rodzinna wioska :)
I chłopak bardzo szczęśliwy, że mamy taką orientację w terenie. Oswajamy się ze sobą - a mamy ze sobą spędzić dwa dni, więc warto :)
Przez okno robię widoczek z prawej:

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijamy też to, z czego słynie Ladakh - pierwsze słynne, majestatyczne klasztory buddyjskie, co to wszystkie podobne do tej stodoły z Lehu - kilkupiętrowe i takie jakieś zwaliste. A w pobliżu zawsze czorteny. Tu też trafimy później: Shey, Thiksey, Stakna w oddali.
Po drodze miniemy także piękny domek, do którego w sierpniu przyjeżdża na wakacje Dalaj Lama. Każdy, kto wtedy odwiedzi Ladakh ma ogromną szansę go spotkać. Pod warunkiem oczywiście, że Dalaj Lama przyjedzie. Jak nam wyjaśnią - będzie, o ile lekarz mu pozwoli, bo ma problemy z sercem. Z tego co pamiętam, to chyba nie był, a był wtedy w Warszawie. Ale mogę się mylić.


I N D U S

Głowy nam latają na prawo i lewo wysoko, Kolory ogromnych, surowych gór zmieniają się - kremowe, piaskowe, brązowe, pomarańczowe, fioletowe, czerwone. Szał, szał!!! Co kawałek ozdabiają je modlitewne chorągiewki i wymalowana kolorami mantra Om mani padme hum... Nie zrobiłam zdjęcia, ale ściągnęłam z Wikipedii.

Obrazek

Obrazek

A nie zrobiłam dlatego, że cały czas jedziemy i źle się patrzy pod stroma ścianę, do której przytula się droga po lewej. Tu na skałach są te napisy. Po prawej... Po prawej jest coś, co urzeka mnie do tej pory i co z trudem dociera do mózgownicy. Z prawej majestatycznie toczy te swoje srebrno-mulaste wody INDUS.

Powtórzcie sobie dużymi literami: INDUS. To tak jak HIMALAJE. Słyszeliście to na historii starożytnej, na geografii, na polskim. Ponad trzy tysiące kilometrów ogromnej tradycji. I oto ten mityczny INDUS jest na wyciągnięcie ręki. Tzn. nie tak całkiem, ale jest no - ot tak - blisko jak rzeka Biała z mostu na ul. 11 Listopada w Bielsku-Białej :D:D:D:D:D:D:D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nasz kierowca pędzi sobie pustą drogą tym małohimalajskim traktem, aż w końcu nie wytrzymujemy i szepczemy mu do ucha ;) - Excuse me... Mógłbyś się zatrzymać? Bo zdjęcia chciałyśmy zrobić. Nooo jakby kto chłopaka poparzył! Gwałtowanie zjeżdża na pobocze, zatrzymuje auto i ożywiony woła (tym swoim głębokim głosem Ladakijczyka co to oddycha rozrzedzonym powietrzem :D ): Oczywiście! I mówcie kiedy tylko chcecie się zatrzymać!
My na to, że to dość ryzykowane, bo my to tak co 2 km byśmy chciały. Śmieje się, ale wyjaśniamy sobie nasze pierwsze niepewności i nieśmiałości; Chłopak mówi, że to on i samochód są dla nas. Będzie się zatrzymywał nawet co kilometr, jeśli będziemy chciały.

Obrazek

Obrazek

Co ta Wiola tu wyprawia. Jak dobrze miec aparat z odchylanym wyświetlaczem... ;)

Obrazek

I to jest podstawowy plus tej wyprawy we dwójkę. W innej sytuacji pewnie musiałybyśmy pytać naszych towarzyszy podróży czy nie mają nic przeciwko temu, żeby się zatrzymać. Tu jesteśmy paniami (madamami i księżniczkami :D:D:D ) - rozwalamy się w całym aucie ze swoimi gratami. I faktycznie zatrzymujemy się co trochę na fotki.
To teraz porcja z trasy. Te "obrobione" przez Wiolę szybko rozpoznacie. Tu będzie kilka. Resztę wkleję jak się dziewczyna odrobi ;) :D
Na początek widoki, które zmusiły nas do wynegocjowania pierwszego chwalebnego w skutkach postoju.

Generalnie: Księżyc

Pamiętamy jak jeden z pasażerów jeepa do Lehu mówił nam, żebyśmy zostały w Kaszmirze, bo w Ladakhu to tylko pustynia, brak zieleni i generalnie: KSIĘŻYC. Po tym, co widzę, w ogóle nie czuję, że jestem w jakimś wstrętnym miejscu. Ta surowość to mnie akurat zachwyca. I gdzieniegdzie te zielone wioseczki wciśnięte w dolinki między górami. Ach, och, uch i ech :)

A teraz widok, na który czekałam od naszej podróży ze Śrinagaru. Wtedy nie było warunków, żeby się zatrzymać. Teraz warunki są. Brakuje mi tylko błękitnego nieba. No nic - łapiemy to, co jest. I teraz moi Czytelnicy - znowu uruchamiamy zmysły: surowe góry, totalna cisza, no Indus sobie wody toczy i... i powalający zapach dzikich róż. Właściwie to za dużo innej zieleniny tu nie ma, ale te krzaki towarzyszą nam dość długo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trochę drogi z przyległościami

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na całym odcinku ponad 200km spotykamy całe wielkie bazy wojskowe. Żołnierze się chyba czasem nudzą, bo na zboczach gór układają z kamieni monstrualnych rozmiarów napisy - nazwy swoich jednostek, emblematy, herby czy jak to się tam nazywa.
Co jakiś czas też widzimy ciekawe zjawisko. Idzie sobie samotny człowiek ze szczoteczką do zębów w ustach. Idzie chyba do pracy, ale gdzie ta praca, skoro kawał drogi przed nim i po nim, niczego nie ma? I tych ludzi ze szczoteczkami, co to rankiem idą pojedynczo lub w grupkach, jest naprawdę wielu.

Potem mnie morzy sen - za dużo tych wrażeń i głowa sama mi spada. Jedziemy i jedziemy, i jedziemy. Ale nie pytamy "Daleko jeszcze???", bo samo podróżowanie dostarcza miliardów zachwytów na sekundę.
No i mamy z płytki CD muzyczkę. MUZYCZKĘ... Hm. Tę też Wam będziemy musiały jakoś zaprezentować, bo to oczywiście: ladakhi music :) I to jest nasz pierwszy raz. Ale później się zorientujemy, że te kawałki będziemy słyszeć wszędzie, tam, gdzie nie będziemy słyszeć mantry!!! Bo to muzyka z jakiegoś himalajskiego wyciskacza łez! Dojdziemy to niego też :D:D:D

Obrazek

W końcu budzę się, bo po jakichś trzech godzinach zatrzymujemy się w jakiejś wioseczce. Chłopak mówi, że pokaże nam hot springs. Rzucam do Wioli: mówiłam, zabrać stroje kąpielowe! I mamy. Zawsze mamy. A bo to człowiek wie, gdzie mu się trafi mycie :) Tzn. mamy nadzieję, że się trafi. Choć dzień menela, a nawet, dwa czy trzy dałoby się może przeżyć ;)

Ale nim podejdziemy do źródełka, robimy przerwę na śniadanie. Jesteśmy w Chumathang. Z lewej strony drogi, nieco powyżej - restauracja.

Obrazek

Z pewną taką nieśmiałością pytamy naszego chłopaka co zjeść, żeby przeżyć. Śmieje się i dobrze doradza. On bierze jakieś takie marynowane warzywa (OGIEŃ), omleta i ciapaty. Ja zadowalam się ciapatami, podgryzam Wioli trochę omleta. Ona je te warzywa, ja zjadłam troszeczkę i miałam wyparzony dziób.
Do knajpki - hmmm to za duże słowo, bo to tak jakby większy pokój w domu; do niego przylega kuchnia, w której pichci rodzinka, właściciele tego miejsca - no więc do knajpki co chwilę zaglądają babeczki i chłopcy z buddyjskiej szkółki, którzy czekają na autobus z Tso Moriri w stronę Lehu. A więc jeździ wbrew temu, co czytałyśmy.

Nasze chłopaczysko gada jeszcze z właścicielami, a nam pokazuje którędy do źródełka. To po drugiej stronie drogi, w labiryncie budynków z cegły. Hmmm. Nie bardzo wiemy czego szukać, bo hot springs to się nam z Besenovą na Słowacji kojarzą :D:D:D:D:D:D:D:D Ale w końcu: JEEEEEEEEEEEEEEST nasze źródełko. Bulgocze sobie taki garnuszek, że jajko dałoby się ugotować, a w pobliżu drugi. Nasze chłopaczysko już z nami. Opowiadamy mu o Słowacji - nie może się nadziwić. Chyba nie bardzo wie, o czym mówimy, ale słucha uważnie ;)

Obrazek

W drodze powrotnej, idziemy jeszcze na fotki z babeczkami i chłopcami sprzed restauracji.
Oto Trzy siostry:

Obrazek

I reszta towarzystwa:

Obrazek

Obrazek

Na koniec, babki bardzo proszą Wiolę, żeby im zrobiła zdjęcie przy fototapecie pałacu w tybetańskiej Lhasie. Na katce zapisują adres. Kod - Leh. Nie możemy się nadziwić, że aż tu dotrze poczta :) A co do pałacu w Lhasie. Takie fototapety spotkamy w bardzo wielu miejscach na ścianach w całym Ladakhu. Ten pałac, jak i zdjęcia z Dalaj Lamą to dla nich jak świętość.

Obrazek

Obrazek

Autko wspina się powoli. Już jesteśmy przy moście. Z mapy wynika że to Mahe Bridge i że stąd do Tso Moriri jeszcze 60 km. Fajne zdjęcie Wioli oszczepniczce zrobiłam, co nie? Muszę kiedyś zrobić jakąś taką kolekcję. Mam Wiolę z palmą w głowie i z papierosem w Nicei. Tak wyszło, choć to był jakiś element z poręczy czy ogrodzenia.

Obrazek


Don't be Gamma

Kiedy kierowca leci z papierami do kontroli, na moście trwają manewry, bo auta się nie mieszczą. Ktoś wycofuje, ktoś tam mierzy odległości. Pasażerowie zawinięci w pledy i śmieszne czapki wychodzą z aut. Niektórzy z dłuższych trekkingów wracają, bo dość sporo sprzętów targają.
Na moście - i to też bardzo charakterystyczne - znowu tysiące chorągiewek. I jeszcze o jednej rzeczy muszę napisać, bo zapomniałam o tym wspomnieć, kiedy jechaliśmy do Lehu.

Tam co jakiś czas przy drodze stoją takie żółte murowanki z rymowankami po angielsku. Nie zapisałam sobie, ale na szczęście, znalazł się ktoś, kto w necie zapisał :) Tutaj znalazłam: If you are married, divorce speed (Jeśli się ożeniłeś, rozwiedź się z szybkością), Don't be Gamma in the land of Lama (Nie bądź chojrakiem w kraju lamów), Check your nerves on my curves (tuż przed ostrym zakrętem: Sprawdź swoje nerwy na moim zakręcie), Check your brakes on my curves (Sprawdź hamulce na moim zakręcie), Start early, go slowly, reach safely (Wyrusz wcześnie, jedź powoli, dojedź bezpiecznie), It's not a rally, admire the valley (To nie wyścigi, podziwiaj dolinę), Speed thrills but kills (Szybkość fascynuje ale zabija) i wiele innych".
Świetne prawda? Myślę, że to też tak rozrywkowo i odprężająco działa na kierowców :)

Obrazek

Na kilku tych tablicach widziałyśmy też ostrzeżenia przed AIDS. Nie pamiętam rymowanek o tej chorobie, ale wszystko to ma działać jakoś tam na świadomość. Zresztą tych ostrzeżeń przed AIDS było więcej - także na zwykłych budynkach wymalowanych kredą.
Coś się nam widzi, że do tej pory nie mieli tu tego problemu. Pewnie odkąd zaczął Zachód tak masowo przyjeżdżać do tej oazy jakiegoś pierwotnego piękna, to się pojawił... Niestety.

A wracając do nas, to... znów epizod fizjologiczny, bo zaczyna działać wysokość ;) I jej objawem zaczyna być mniejsza pojemność pęcherza. Trzeba dużo pić, ale nawet jak się nie pije, to się strasznie siku chce co chwilę. Pewnie da się to jakoś tam wytłumaczyć, ale to nie moja działka :)
Prosimy naszego chłopaka o "natural toalet". Oczywiście reaguje błyskawicznie, tak jak by już strużka ode mnie dopłynęła do niego i przepraszająco mówi, że jeszcze kawałeczek i będzie dobre miejsce ok?
No pewnie , że ok - się chichramy. I na tym pustkowiu znajduje nam polankę z tamaryszkopodobnymi krzaczorami, gdzie my, kobiety, niewyposażone w tak praktyczne urządzenie jak panowie, spokojnie załatwiamy swoją potrzebę.

Coraz wyraźniej czujemy, że się wspinamy. Droga jest coraz gorszej jakości. Właściwie to zdarza się, że drogi nie ma, tylko taki wyjeżdżony pas na mocno stwardniałej glinie z kamyczkami. Ciśnienie najlepiej odczuwa mój mózg. Zasypiam w sekundzie, choć bardzo chcę oglądać co za oknem. W końcu czuję kościstą łapkę Wioli pod żebrem: Mysza, budź się, patrz jak ekstra. Postój!

Jesteśmy na przełęczy Namashang La - 4990m npm (różne cyfry znalazłam i nie jestem pewna - od 4840 po 5270). Właściwie to takie rondko na pustyni, okraszone w środku chorągiewkami. Nieco się zdziwię, kiedy nasz kierowca zrobi kółko zanim się zatrzyma. Pytamy czemu tak. Bo to jak młynek modlitewny. I ta rundka to jak przejście z obracaniem młynka. Tak będzie na każdej przełęczy, gdzie taki manewr będzie możliwy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czuję, że jest wysoko. Bardzo chcę dużo focić. Ale czuję się jak zdobywca Księżyca w tym kosmicznym kombinezonie. Moje buty to chyba z pół tony ważą. Ależ mi się ciężko idzie!!! W końcu znajduję sobie mały przyczółek :D:D:D I siedząc robię zdjęcia pięknym fioletowym kwiatuszkom. Na siedząco próbuję robić widoki na prawo i lewo. Wiola podobnie - fotki są pochodzenia dwojaczego :D
O rany, jak ciężko. Nie jest mi słabo tylko tak strasznie wolno się ruszam. Powoli organizm się jednak przyzwyczaja, że więcej tlenu nie dostanie i musi sobie radzić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu skończę dzisiaj, bo naszym oczom za chwilę ukaże się magiczny turkus... I napiszę o czomo i ri ri :) A przy okazji dokleję zdjęcia. Coś żaba mnie dziś nie lubiła. Nie chciała łykać.
Ostatnio edytowano 18.12.2009 22:37 przez U-la, łącznie edytowano 5 razy
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 05.11.2009 16:10

Kiedy ja się gimnastykowałam, to widzę, że Wy w obuwniczym siedzieliście :lol: :lol: :lol: Ja bez butów :lol:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 05.11.2009 16:58

Ja cież...........

Ulka nie tylko, że szczęka mi opadła na klawiaturę i musiałem ją stamtąd siłą usuwać, żeby cokolwiek napisać, to jeszcze zostałem bez traperów zawiązanych repem 8O
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 05.11.2009 17:00

Ekskjuzmi...
Sny-telefon i dyktafon.
Asfalt -jakoś mnie zdziwił ten widok.
Rymowanki-może to taka kampania społeczna.
Wielki turkus.
Hugs.
Dżuuulej.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 05.11.2009 17:08

Widzisz Leszek... A ja to miałam na żywo. I dziwić się, że do tej pory mam zadrutowaną szczękę :mrgreen:

Nas asfalt też dziwił. Ale tam naprawdę równo jak po stole. Dopiero potem jest mała wspinaczka i już asfaltu. Bo cóż to wielkiego - różnicy wysokości za dużej nie ma - skoro z 3500 wjechaliśmy ledwo na - docelowo - 4300.

A najbardziej nas dziwił asfalt na - pi razy oko - odcinku 500m. A przed i za nim - pustynna droga :D A o pustyni będzie w następnym odcinku. Jak tu przyjdzie Marsylka to mnie zabije za to "w następnym".
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 05.11.2009 17:23

shtriga napisał(a):...do tej pory mam zadrutowaną szczękę :mrgreen:
...

Się wcale nie dziwię i nawet zazdraszczam, ehh jak zazdraszczam tej wyprawy. Jest tyle cudownych miejsc na świecie... Czekam na ciąg dalszy :D
wiolak3
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 808
Dołączył(a): 28.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiolak3 » 05.11.2009 18:25

Ludkowie Kochani! :D :D :D
Czując się wywołana....- kiedyś pobiję Ulę za te plecionki na temat moich fot...! Nic nikomu nie spadnie bo foty są zwyczajnie normalne a mogły być piękne...Kiedyś tam jeszcze zawitam. Dziękuję za wszystkie dobre słowa i życzliwość. Widoki rzeczywiście są nieziemskie i zapierają i tak zaparty :lool: od wysokości dech w piersiach. Nie chce niczego tu dodawać bo Ula ma pomysł i kolejność i wszystko w głowie przemyślane. Gdyby ktoś chciał kilka fotek zobaczyć, to zapraszam. Bez problemu domyślicie się które z tych terenów to opisane powyżej. Mam nadzieje, że nie zakłócę toku opowieści http://www.fanfoto.pl/pysza.html :oops: :oops: :oops:
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 05.11.2009 18:33

shtriga napisał(a): Masz mnóstwo innej pracy na forum - tym serdeczniej dziękuję, że jesteś

Jasne, że jestem i to od dawna :) , chociaż milczałam zamurowana z wrażenia 8).
Na szczęście czasem udaję się połączyć obowiązki :wink: z przyjemnością :) wędrowania razem z Wami. Zresztą, dla TAKIEJ przyjemności warto zarzucić wszelakie rozpoczęte prace :lol:, żeby pozdobywać górskie szczyty i pogapić się na "indiańskie" przecudne kolorki, czasem urozmaicone przez barwy nieco pustynne.
A jak kiedyś przyjdzie pora, to z Wami i tango zatańczę :) , chociaż :? marna ze mnie tanecznica. Na razie południowoamerykańskie klimaty ćwiczę na sucho i bez tańczenia... Mianowicie podglądam bloga prosto stamtąd. A jak autorka (jedna z dwojga eksloprerów i pisarzy jednocześnie) - moja osobista siostrzenica :) zresztą - wróci od tamtejszych Indian w połowie grudnia, to jeszcze bardziej swoją teoretyczną wiedzę wzbogacę. Kroki trochę nie te, ale będę trochę bliżej :) Waszego tanga :wink: .


shtriga napisał(a):A bo to człowiek wie, gdzie mu się trafi mycie :) Tzn. mamy nadzieję, że się trafi. Choć dzień menela, a nawet, dwa czy trzy dałoby się może przeżyć

No, czasem menele aż tak źle :wink: nie mają :lol: :arrow:
Obrazek


A teraz znów wzuwam moje kapcie :lol: , żeby :idea: miało co spadać, jak się pokaże kolejna wrzuta od Księżniczek.
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 05.11.2009 18:50

Ula napisał(a): bo mi aparat na zębach przeszkadza
Ulka, ponieważ napisałas to zdanie, to pozwolę sobie nawiązac do tego tematu :D mianowicie, dzisiejszy odcinek oglądałam na raty (potem w końcu go w całości przeczytałam), bo Maluchy były bardzo zainteresowane Waszymi zdjęciami ze świata. I Majeczka, jak zobaczyła Ciebie na jednym ze zdjęć, to radośnie wykrzyknęła: to ciocia Ula, która ma takie pięęękne ozdóbki na zębach.... :D

Ula napisał(a): Idzie sobie samotny człowiek ze szczoteczką do zębów w ustach. Idzie chyba do pracy, ale gdzie ta praca, skoro kawał drogi przed nim i po nim, niczego nie ma? I tych ludzi ze szczoteczkami co to rankiem idą pojedynczo lub w grupkach jest naprawdę wielu.
Brzmi to, jak w czeskim filmie :lol:

Wiola napisał(a):Nic nikomu nie spadnie bo foty są zwyczajnie normalne a mogły być piękne.
A właśnie, że spadnie :D Zwyczajne normalne foty to ja naszą małpką robię, a te Twoje - miodzio :D

pozdrawiam babska drużynę
:D
zoohha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1195
Dołączył(a): 07.12.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) zoohha » 05.11.2009 19:05

Och :-) madamy Ul_Violaki
Yt kant bi tru...
cieplutko pozdrawiam
Doctor Wu
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 246
Dołączył(a): 20.01.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Doctor Wu » 05.11.2009 20:46

Trochę off topic..
Kto trzydzieści lat temu i więcej miał naście lat, pewnie czytał sagę Alfreda Szklarskiego o Tomku Wilmowskim. Nie jestem pewny czy to było Tomek na tropach yeti, czy Tajemnicza wyprawa Tomka - w tym pierwszym tomie podróżują w Indiach Waszym śladem od południa w Himalaje, w drugim przez Afganistan kierują się w stronę Rosji. Nieważne.
Autor zamieszcza tam wspaniałe opisy m. in. Śrinagaru i Lech, stolicy Ladakhu. Na koniec Tomek spotyka yeti, ale nie ma aparatu fotograficznego, i nie może udowodnić tego faktu. Jako że Wy obie cały czas pstrykacie, liczę na ostre portrety tego futrzaka :lol:
I jeszcze : olśnienie na temat książki Szklarskiego nadeszło, gdy przeczytałem ''dżuuulej''. Szklarski opisuje to słowo jako powitanie w języku ladakhijskim, dodając jeszcze, że towarzyszyło mu .... wywalenie języka na brodę :roll: Ciekawe, czy ten zwyczaj przetrwał, o ile w ogóle nie był fikcją literacką.
Ale Wam zazdroszczę :(

I jeszcze raz :
Padło pytanie - gdzie jest Matiz? Tu, za tą panią.
Obrazek
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 05.11.2009 20:48

Ja pier...niczę 8O 8O 8O
Dech mi zaparło i mowę odjęło...to chyba przez wysokość n.p.m. :lol:
Ula, Ty talencie literacki, do pisania....będę wyszukiwał w Empiku książek podróżniczych :lol:
Serdeczne pozdravki.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 05.11.2009 21:31

dangol napisał(a):A jak kiedyś przyjdzie pora, to z Wami i tango zatańczę :) , chociaż :? marna ze mnie tanecznica. Na razie południowoamerykańskie klimaty ćwiczę na sucho i bez tańczenia... Mianowicie podglądam bloga prosto stamtąd. A jak autorka (jedna z dwojga eksloprerów i pisarzy jednocześnie) - moja osobista siostrzenica :) zresztą - wróci od tamtejszych Indian w połowie grudnia, to jeszcze bardziej swoją teoretyczną wiedzę wzbogacę. Kroki trochę nie te, ale będę trochę bliżej :) Waszego tanga :wink: . .


Danusiu! To i ja nie mogę się doczekać opowieści! Za linka dziękuję! Poczytam!!!

dangol napisał(a):No, czasem menele aż tak źle :wink: nie mają :lol: :arrow:


Hahaha - dobre! A gdzie to?

Tymona napisał(a):I Majeczka, jak zobaczyła Ciebie na jednym ze zdjęć, to radośnie wykrzyknęła: to ciocia Ula, która ma takie pięęękne ozdóbki na zębach.... :D


:D :D :D Jaka słodka ta Majeczka - i tak jej te moje zęby utkwiły... Że też się nie wystraszyła, tylko za ozdóbki to wzięła :lol: Ale uprzedzając znowu fakty powiem, że nie jestem pewna w takim razie czy Majeczka nie jest jakąś księżniczką z Radżastanu... Hmmm :wink: :lol:

Ze szczoteczką - nooo czeski film :lol:

zoohha napisał(a):Yt kant bi tru...


Ależ to najprawdziwsza truuuu!!!

felder*eagles napisał(a):Trochę off topic..
Kto trzydzieści lat temu i więcej miał naście lat, pewnie czytał sagę Alfreda Szklarskiego o Tomku Wilmowskim. Nie jestem pewny czy to było Tomek na tropach yeti, czy Tajemnicza wyprawa Tomka - w tym pierwszym tomie podróżują w Indiach Waszym śladem od południa w Himalaje, w drugim przez Afganistan kierują się w stronę Rosji.


Żaden OT !!! Serdecznie Ci dziękuję za to, co napisałeś! Olśniłeś mnie! Przeciez też czytałam Tomki sto lat temu, ale zupełnie zapomniałam! Ogromne dzięki! Muszę koniecznie do tego wrócić.
A co do powitania z językiem na brodzie. To coś w tym musi być, bo nawet autorzy "Siedmiu lat w Tybecie" to pokazali.
Tam na miejscu się z tym nie spotkałyśmy :lol:

Co do Yeti... Hmmmmm Coś się znajdzie :lol: :lol: :lol: :lol: :lol:

Za matiza też dziękuję. Same sokole oka tu na forum dookoła :wink: :D

slapol napisał(a):Ja pier...niczę 8O 8O 8O
Dech mi zaparło i mowę odjęło...to chyba przez wysokość n.p.m. :lol:

To na pewno wysokość :lol: :lol: :lol: Wielkie dzięki za miłe słowa :oops:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 05.11.2009 21:42

Ula, Wiola - szacunek :!:
Dla mnie Wasza trasa jest o tyle ciekawa, że kiedyś dawno, dawno temu byłem już zawizowany i "zabiletowany" na ten kierunek i z pewnych niezależnych ode mnie przyczyn 2 tygodnie przed terminem wszystko poszło się........ :cry:
Pozdrawiam i czekam na CD :papa:
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 05.11.2009 22:37

shtriga napisał(a): Hahaha - dobre! A gdzie to?


To taki menelowy grecki patencik w Limenarii na Thassos. Fotkę ściągnęłam z netu, bo :? nie mogłam się dokopać do płytki z tegorocznymi sierpniowymi fotami Woja, na których ten obiekt widziałam po raz pierwszy :D. Noooooooooo, nie korzystał z tego hotelu :arrow: Nie załapał się :lol: , musiał się zadowalić 30-letnią przyczepą :wink: na kampie.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Azja

cron
Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009 - strona 23
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone