Mimo,że już widno ja nadal stoję na jezdnię.
Nie patrzę nawet w lusterko,ale jestem przekonany,że wyglądam teraz jak
lykanin,albo jeszcze gorzej.
Przejeżdżający obok dziwnie się mi przyglądają a ja proszę Moc,żeby nikt nie rzucił jakimś głupim komentarzem przez okno bo........zabiję!
Nie mam bladego pojęcia kiedy w ogóle ktoś tu przyjedzie i cz w ogóle przyjedzie.
Ku mej nieopisanej radości po ok 1,5 godz. laweta przyjechała na miejsce!
Bardzo miły i "rozgadany" pan wysiadł z kabiny i zaczyna mi oglądać auto jak jakąś padlinę ,którą mu kazali posprzątać.
Bez słowa.
Rozwija linkę stalową,podkłada wózek pod wahacz....
Ewidentnie będzie mi to holował!
Próbuje wytłumaczyć,że nie trzeba.....że klucz....odkręcić....wyjąc....zakręcić z powrotem....że zapłacę....itd...itp...
Wtedy zaczyna mi coś objaśniać pięknie brzmiącym i "całkowicie dla mnie zrozumiałym"
tzw.
magyar nyelv.
Oczywiście nie mam bladego pojęcia o czym mówi,ale odpuszczam temat.
Rób co chcesz (se myślę) tylko nas stąd zabierz!
Po załadowaniu samochodu na lawetę,siadamy do "szoferki" i jedziemy.
Nie wiem gdzie....nie wiem z kim......Nic nie wiem.
Pewnie na warsztat.
20.....30 km, my dalej jedziemy....
W końcu docieramy do jakiejś miejscowości,w której zauważamy pierwsze oznaki cywilizacji....
Przede wszystkim jest.....kościół.
Nie ma źle- chrześcijanie.
Może stąd wyjedziemy.
Laweta wjeżdża na warsztat, samochód "ląduje" na parkingu,a kierowca coś mi tłumaczy.
ktoś ma tu za chwile przyjechać i mi to naprawić.....
Już całkowicie odpuściłem temat klucza,e niby sam se zrobię....
Niech robią.
Po ok.pół godziny pod warsztat przyjeżdża..........czarna
bejca.
Wysiada z niej strasznie duuuuuuuuuuży facet.Łysy,bez karku......
Q...wa,pięknie!
Rozkręcą na części,natłuką po mordzie i puszczą "z buta".
O ile puszczą.
Jak się jednak okazuje to właściciel warsztatu za którym chwile później przyjechał mechanik.Coś se tam gadają i po chwili auto ląduje na podnośniku.
Konkretny klucz......10 minut roboty i...........gotowe.
W miejscu dziury widnieje już śliczna,nowa śruba w złotym kolorze!
Piękna!
Stoję przy mechaniku patrząc co robię ,jednak nie rozglądam się zbytnio dookoła.Mając świeżo w pamięci wygląd i gabaryty szefa, wolę nie widzieć co ma na parkingu...
Usługa wykonana= idę płacić.
Siadam w biurze z bossem
,gwarzymy se po..........niemiecku
,kreśli gość jakieś faktury.
Po chwili dostaję jedną na której widnieje kwota.........40 ojro!
Tłumaczy mi,że holowanie było
free,a to tylko koszt robocizny i.....części!
I pyta czy mi to pasuje.....
Ponieważ strach nie pozwala,żeby mi cokolwiek nie pasowało, ochoczo płacę i goły jak święty turecki wychodzę z biura.
Wyjeżdżamy tak koło 9.00 i po godzinie docieramy do M1.
Nie pytajcie mnie gdzie byłem.
Nie wiem.
I nawet........nie chcę wiedzieć!