Kolejnego dnia z uwagi na co-nieco pochmurne poranne niebo postanowiliśmy się wybrać po południu na kolejna wycieczkę.
No bo to chłodniej będzie i w ogóle...
SPLITW miarę zbliżania się do miasta zaczęliśmy się przekonywać jak bardzo się pomyliliśmy co do temperatury.
Termomert w samochodzie wskazywał jakieś......35 st! Istotnie...Dziś będzie...."chłodniej'!
No,ale przecież nie będziemy tylko z tego powodu wracać,nie?
W planach był Pałac Dioklecjana, stadion Hajduka ,Salona oraz co nam tam przyjdzie jeszcze na bieżąco do głowy.
Ponieważ mamy GPS (maskara,nie?
) udaje się nam jakoś dojechać w pobliże miejsca z którego mamy zamiar rozpocząć.
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia,gdzie zaparkowaliśmy.
Był tam jakiś kościół...armata.....takie tam.
No to idziemy do centrum.
Oczywiście nie ma siły żeby po drodze nie było:
O nie!
Nie tym razem!
Ponieważ sprzeciw i opór był mniejszy niż się spodziewałem
,udaje się przejść to "niebezpieczne" miejsce stosunkowo szybko.
Przed nami park.
Ale zanim do niego dojdziemy jesteśmy świadkami najpiękniejszego wydarzenia jakiego doświadczyłem w czasie pobytu w tym mieście!
Otóż na jednym z parkingów,stoi piękny,śliczny Peugeot 407 SW (dla niezorientowanych po prostu kombi
).
Choć stwierdzenie
stoi jest mocno naciągane.
Bardziej na miejscu byłoby -wisi.
Tak.Właśnie wisi jakiś metr nad ziemią. Jest bowiem w trakcie "załadunku" na lawetę!
Stanęło se biedaczysko na zakazie i czeka go
zonk po powrocie!
Co w tym takiego śmiesznego zapytacie.....
Otóż w sumie nic,gdyby to nie był samochód na........niemieckich tablicach rejestracyjnych
Sprawiło mi to tyle radości,że nawet sam Dioklecjan nie był w stanie tego później zmienić!
Ponieważ ładowanie
helmuta zmierzało ku końcowi (a szkoda,bo chętnie bym jeszcze popatrzył w nadziei ,że być może akurat właściciel wróci
) wchodzimy do parku: