Na Hvar dopłynęliśmy przed godz. 19, zjeżdzamy z promu i jedziemy w konwoju na drugi koniec wyspy - do Jelsy. Są na tym forum miłośnicy tej miejscowości, w swoich relacjach i postach byli tak przekonywujący, że i my postanowiliśmy się tam osiedlić. Niby nie jest daleko, bo niewiele ponad 50 km, ale drogi są kręte, dosyć wąskie i jazda trwa blisko godzinę. No chyba, że ktoś pociska na maksa to przyjeżdża 5 minut szybciej, ale jak jedzie z dziećmi na tylnym fotelu to z pewnością ma przegląd tego co jadły przez cały dzień.
Poza tym drogi nie są tak straszne, jak się o nich mówi, rzeczywiście są dosyć kręte i specyficznie zbudowane więc przyhaczenie pobocza nie wchodzi w grę bo często jest ono kilkadziesiąt cm poniżej asfaltu. Jednak jak dziś przypomnę sobie np. jazdę wzdłuż wybrzeża jeziora Szkoderskiego w Czarnogórze to tam było zdecydowanie bardziej wymagająco.
Reasumując do Jelsy dojechaliśmy bez większego problemu Pani Gospodyni już na nas czekała, dostajemy klucze i butelkę wina na powitanie. Apartman taki jak na zdjęciach więc nie ma zawodu. Tego dnia już się nigdzie nie ruszamy, gorący wieczór spędzamy na tarasie próbując wszystko to co w 2-litrowych butelkach zakupiliśmy w Drveniku i obmyślając na którą z zanotowanych plaż jechać następnego dnia.
Wybór padł na Zawalę, dosyć blisko i do tego przejazd legendarnym tunelem jako dodatkowa atrakcja.
Rano po drodze na plażę zatrzymujemy się na chwilę w wiosce Pitve.
Później docieramy do tunelu (zdjęć nie będzie). Jest czerwone, ale jest dobrze, mamy Pole Position, jednak miejscowy Chorwat podjeżdża z lewej białym golfem2, wysiada, robi z dłoni daszek, zagląda w dziurę, wsiada do auta ... i rusza, tyle go widzieliśmy. Nie mieliśmy takich jaj żeby za nim ruszyć
. Sama jazda za pierwszym razem robi wrażenie, 1,5km w dziurze wykutej w surowej skale, dzieciaki mają frajdę. Przy zjeździe do Zavali widoki przednie, serpentyny też niczego sobie.
Zjeżdzamy do Zavali, nie lubię łazić z tym wszystkimi tobołami daleko, więc parkujemy na tym cyplu po prawej i lokujemy się na pobliskiej plaży
tua poniżej Zavala moimi oczami, plaża nie była jakoś zatłoczona
za to ruch na wodzie spory
To by było na tyle, wielkiego łał nie było (są pewnie ciekawsze zatoczki w okolicy), ale nie było źle. Woda jakby trochę chłodniejsza niż w Drveniku, ale myślę, że te 25-26 stopni miała, więc nie marznęliśmy;).
Powrót w późnych godzinach popołudniowych, znowu pole position przed tunelem jakiś rowerzysta podpiął się pod nas, prosił żebyśmy tylko nie jechali szybciej niż 30-35km/h. Ostatni rzut oka na wybrzeże w okolicy Zavali, Scedro i dalej Korculę.
Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w górnym Pitve