Re: Hvar z Walijskim akcentem.
PRZYGOTOWANIAHVAR – Tyle o nim czytałam, wyspa pachnąca lawendą i ziołami. Miejsce gdzie zawsze świeci słońce, krystaliczne morze i urokliwe miasteczka.
Już na początku roku padło, że to właśnie tam jedziemy. Z bólem serca zdradzam naszą ukochana Korculę, na której spędziliśmy fantastyczne wakacje w 2012 i 2013 r. (Zavalatica), bo jak to mawia mój mąż - ile można, czas na zmianę.
Jak dla mnie - można, na Korculi miałam wszystko czego mi do szczęścia było trzeba – słońce, pyszne wino, oliwa, przesympatyczni gospodarze, którzy traktowali nas jak rodzinę, fantastyczne morze i SPOKÓJ.
Trochę mało miejsc do zwiedzania (miasteczek), ale inne rzeczy to rekompensowały. Decyzję pomogły mi podjąć Wasze relacje z wyspy Hvar, lawenda i to, że nasz dotychczasowy 2-osobowy apartament został przeznaczony dla babinki gospodarza. No cóż… Może to i dobrze – pomyślałam i w lutym 2014 zabrałam się do poszukiwania odpowiedniej kwatery.
Jak dla nas najważniejsze – dostęp do Internetu (niestety, uwielbiamy mieć kontakt z cywilizacją), klima (bo na Korculi jej nie mieliśmy i małżonek wyraził w tym roku sprzeciw), najlepiej widok na morze, nie daleko do plaży i najważniejsze – możliwość pobytu z psem.
Jesteśmy psiarzami – posiadamy 3 pieski i co roku jeden jedzie z nami, a resztą zajmują się moi rodzice.
Jak do tej pory jeździły z nami Yorki :
Odi na Ciovo:
Zuzia na Korculi:
Ale w tym roku postanowiliśmy zabrać naszą największą pociechę – Samarkę.
Samara to Terier Walijski, którego znaleźliśmy dwa lata temu w środku zimy w opłakanym stanie – niedowaga, nowotwór panelu mlecznego, zrujnowany żołądek i wszystkie możliwe nieszczęścia. Trafił, więc do naszej psiej rodzinki, został wyleczony, odżywiony i okazał się najbardziej wiernym i oddanym przyjacielem.
Samara kocha wszystkich ludzi i pieski, jest spokojna, nie szczeka, zostaje sama w domu i ogólnie nie ma z nią problemów, ale obawiałam się jak zniesie upały (woli śnieg i chłodniejsze klimaty) oraz o mobilność ( byliśmy przyzwyczajeni do zabierania piesków mniejszych gabarytów, które to bierze się w razie czego na ręce lub do torby i nie ma ograniczeń), ale za tym aby ją zabrać było równie wiele powodów – uwielbia spacery, spędzanie czasu na wolnym powietrzu i nas, a wiadomo, że w ciągu roku nie ma się tyle czasu dla psa, co w trakcie urlopu. Długo się wahaliśmy, rozpatrywaliśmy powody na plus i minus, radziłam się Cromaniaków i Pani Kasi (serdecznie pozdrawiam) i ostatecznie padło, że jedzie z nami, ku niezadowoleniu mniejszych przyjaciół ( jak to – w tym roku nie my?? ).
Po tygodniu poszukiwań apartamentu w naszym terminie ( 30.06.2014 – 19.07.2014)- znalazłam coś, co wydawało się prawie idealne
.
W Jelsa Vitarnja. Apartament dla 2 –osób, 50m. do morza, w piniowym lesie, Wi-Fi, z psami nie ma problemu dwa rowery na apartament i możliwość bezpłatnego korzystania z łódki, a, że małżonek świeżo po wyrobieniu patentu, to się napaliliśmy okrutnie. Do tego dobra cena, bo 40 Euro. Już nawet brak klimy (apartament na parterze i zacieniony, więc do przeżycia) nam nie przeszkadzał. Termin w miarę, bo apartament był wolny do 14.07, więc stwierdziliśmy, że na tydzień znajdziemy sobie coś innego w innej części wyspy. Zaliczka poszła, a ja szczęśliwa – odetchnęłam, że mamy już miejscówkę
Aż tu pewnej pięknej majowej soboty – właściciel pisze mi maila, że zaszła pomyłka i niestety nie mamy tego apartamentu, bo musi go komuś innemu udostępnić, ale postara się dla nas znaleźć inne miejsce u sąsiadów!! What The F…K
. Naprawdę? W maju taka wiadomość? Co my teraz znajdziemy, jak wszystkie fajne miejsca są już zarezerwowane, płacz i panika
Małżonek wyskrobał do Pana maila, który miał na celu mocno zmobilizować go do poszukiwań czegoś w zastępstwie i pozostało czekać oraz na w razie czego szukać na własną rękę. Nie muszę mówić jaki miałam fantastyczny weekend
.
Niepewność trwała dobre dwa tygodnie. Pan owszem – znalazł nam miejsce zastępcze u sąsiada, ale niestety po wymianie e-miali stwierdziliśmy, że sąsiad nam robi wybitna łaskę, że nas przyjmie pod dach i to wyjątkowo z psem… Do tego drożej o 10 Euro. O nie, nie, nie, nie
. Nie po to człowiek jedzie raz do roku na wakacje, płaci ciężkie pieniądze żeby mi ktoś robił łaskę… Napisaliśmy, do poprzedniego gospodarza, że ten sąsiad nie wchodzi w grę i przesłaliśmy mu kopie „sympatycznego” maila, którego dostaliśmy. Przyznał rację i obiecał szukać dalej… Super. Ile to jeszcze potrwa? Oczywiście równocześnie ja na własną rękę robiłam poszukiwania i jak się okazało – BARDZO DOBRZE. Jak mówi przysłowie : „Umiesz liczyć, licz na siebie”.
Po którymś z kolei odbitym mailu, że niestety w tym terminie nie mamy już wolnych apartamentów – pojawiło się światełko w tunelu. Pewna Pani napisała, że ona nie ma już wolnych miejsc, ale jej przyjaciel z pobliskiej willi ma ładne apartamenty i z tego co wie ma coś wolnego, więc poda mu mojego maila.
Tego samego dnia dostałam ofertę. Również Vitarnja – 900 m, do Vrboskiej i trochę dalej do Jelsy.
Studio 2-osobowe, z aneksem kuchennym, dużą łazienką, bardzo nowoczesne, zadbane i z dużym balkonem z widokiem na morze. Do tego klimatyzacja, Wi-Fi, i bezpłatny pobyt z psem, koszt - 50 Euro. TAK, TAK, TAK – to jest to
!
Termin od 5.07 do 19.07. Ok, pasuje – na te kilka dni do 5 lipca coś wymyślimy.
W tym samym czasie „nasz Pan” przesłał nam kolejną ofertę u sąsiada, ale, że nie umywała się do tego, co ja znalazłam to podziękowaliśmy, kolejny raz wyraziliśmy nasze niezadowolenie i poprosiliśmy o zwrot zaliczki, co na szczęście Pan uczynił.
Taka sytuacja nie zdarzyła się nam nigdy wcześniej, a to nasz 4 wyjazd do Chorwacji i zawsze w ten sam sposób dokonujemy rezerwacji… Cóż – pewnie się zdarza.
Moja mama namawiała nas żebyśmy poszli w ramach rekompensaty pożyczyć łódkę, ale jakoś nam się odechciało kontaktów z owym gospodarzem.
Został mi uraz.
Do końca zastanawiałam się tym razem nasz nowy gospodarz nas nie wystawi, upewniałam się kilka razy czy apartament jest prawidłowo zarezerwowany, czy zaliczka doszła itp. Pewnie pomyśleli:
– co za upierdliwa baba
!
Wreszcie mogłam zająć się przygotowaniami ( w końcu musiałam zorganizować nam jeszcze 5 dni) i czytaniem Waszych relacji. Wszystko zapisywałam i zamęczałam męża nowymi ciekawostkami.
W końcu stwierdził –
po co my tam jedziemy, skoro Ty już wszystko wiesz i widziałaś na zdjęciach?Pomyślałam-jeszcze mi podziękujesz
…
CDN.