CZĘŚĆ XI. DZIEŃ NA WODZIE – KIERUNEK WYSYPY PIEKIELNE (27.08.2017)
Dziś jest TEN dzień. Pierwszy raz, kiedy płyniemy w rejs. Dla nas, to kolejny fish picnic w wakacyjnej karierze, ale dla mamy i jej partnera to zupełna nowość. Liczę po cichu, że im się spodoba. Pogoda nam dopisuje, jest pięknie (jak zawsze)
Po szybkim śniadaniu i spakowaniu się w maksymalnie jak najmniejsze plecaczki, wyruszamy w drogę do Hvaru. Parkujemy na tym samym parkingu co wczoraj i idziemy szukać łódki o wdzięcznej nazwie „Joan”.
O 11:00 startuje rejs. Łódkę odnajdujemy wcześnie, już o 10:40, po zapłaceniu reszty kun (dokładnie 640), zajmujemy miejsca i siedzimy sobie wygodnie podziwiając to, co dzieje się na wodzie. A w Hvarze dzieje się dużo
jak to na Hvarze, jest elegancko
O tej porze w mieście Hvar na nabrzeżu są dzikie tłumy, wszyscy czekają z walizkami na katamaran i inne statki, które zabiorą ich do Splitu i w inne miejsca Chorwacji. Na pewno na zwiedzanie samego miasta lepiej wybrać porę ok. 12:00, jak już wszyscy wypłyną
i w końcu przypływa – katamaran Jadrolinji
a zaraz za nim ustawia się jednostka Krilo, która też podejmuje turystów
Jak dużo większe jednostki niż my dobiły do nabrzeża, my wypływamy. Mamy okazję pierwszy raz podziwiać miasto Hvar z zupełnie innej pespektywy. Jest pięknie
Zdecydowanie podoba mi się zarówno z lądu, jak i z morza. Choć zarówno na lądzie, w mieście, jest dużo turystów, jak i na wodzie ruch jest baaardzo intensywny.
W tym miejscu miała miejsce ciekawa sytuacja. Za naszą łódką bardzo szybko płynął speedboat. Okazało się, że to dwójka spóźnionych turystów wynajęła szybką łódkę i gonili nas. Jak im się udało, szybko przeskoczyli na pokład i mogli kontynuować wykupioną wcześniej wycieczkę Jak widać, z każdej sytuacji można wybrnąć
Płyniemy dalej. Przed nami Otok Galesnik, taka eco-ethno wysepka i na niej restauracja z zapierającym dech widokiem (szczególnie wieczorem). Niestety, nie udało się nam tam dotrzeć i zjeść w cudownych okolicznościach przyrody może następnym razem? Gdyby jednak ktoś z Was w te wakacje chciał tam dotrzeć, to Nautical Centar Hvar obsługuje kursy/krótkie rejsiki w tą i z powrotem.
Kolor wody w tym miejscu jest obłędny. Taki ruch na wodzie, blisko dużego miasta, a kolor – bajka
Powoli zbliżamy się do pierwszego celu wyprawy. Generalnie mamy 3 przystanki podczas rejsu, w tym dwa krótsze i jeden dłuższy.
Jesteśmy coraz dalej od Hvaru, widać nawet jego koniec. Mamy okazję trochę popatrzeć na wyspę z zupełnie innej strony.
Powoli dopływamy do pierwszej zatoki, w której zakotwiczymy. Będzie pływanie w lazurowej, cudnej, wspaniałej wodzie
nie ma się co dziwić, że takie jachty tu cumują, jest ślicznie
woda jest piękna
W końcu cumujemy i będzie pływanie!
Wszyscy uczestnicy wycieczki (a przekrój przez wiek i narodowości jest ogromny) są bardzo dobrze zorganizowani. Z jednej strony łódki grzecznie schodzi się do wody, a z drugiej strony łódki można sobie poskakać. Jest nas ok. 30 osób i wszystko idzie bardzo sprawnie Kto chce, to idzie, kto chce – podziwia widoki.
Minęło 30 minut i płyniemy dalej. Teraz kierunek Palmizana. Tam będziemy mieli aż 3h czasu dla siebie.
Po drodze mijamy taką jednostkę:
Wygląda to na opuszczony, dość stary wycieczkowiec. Pytam się obsługi, co to jest i dlaczego tu stoi. Okazuje się, że jakiś bogaty gość sobie tu to postawił, miał robić ekskluzywny hotel na wodzie albo restaurację (już nie pamiętam), ale coś mu nie wyszło i tak to stoi i dziadzieje. Nie bardzo chyba mogą to władze usunąć i jest to taką kością niezgody. Jeśli ktoś ma jakieś dodatkowe info o tym statku, to z chęcią się dowiem.
Dopływamy do Palmizany, ale tu dużo żaglówek i katamaranów
Schodzimy na ląd i pierwsze co, to kierujemy się do mapki:
Ludzi jest dużo, dużo przypłynęło, dużo już jest. Idziemy wężykiem ścieżką, ale szczerze mówiąc mapka była taka sobie. Mam wrażenie, że nie bardzo ludzie wiedzą, gdzie mają iść. Staram się odpalić GPS w komórce, ale nie ma aż tak szczegółowej mapki ze ścieżkami. Idziemy trochę na oślep. Skwar jest ogromny, ziemia paruje, cykady grają. Widzimy z daleka plażę:
Na plaży „z ogranicznikami”, która znajduje się po prawej, jest tak dużo ludzi, że nawet tam się nie ładujemy. Idziemy w lewo na skałki.
Po drodze mijamy restaurację, na której tyłach stoi…. bankomat! Tego to się tu nie spodziewaliśmy. Cash machine stoi w „doborowym” towarzystwie
Idziemy skałkami, ale i tutaj trudno o kawałek wolnego miejsca. Tym bardziej, że ludzie chodzą po nich i nie można się tak na środku po prostu położyć. W końcu znajdujemy fajny kącik, trochę w cieniu, ale blisko zejścia do wody. No właśnie – woda jest krystalicznie czysta, ale… jeżowców tyle, że strach wchodzić.
Poza masą jeżowców w wodzie, można tu popodziwiać całą masę przeróżnych jednostek pływających. Są jachty, katamarany, speed boaty – przekrój ogromny. I te białe kadłuby wyglądają pięknie na tle lazurów Adriatyku. Jest na co popatrzeć
Jest to bardzo dobre miejsce, żeby puścić drona. Oczywiście nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł, więc najpierw odczekujemy chwilę, żeby inni skończyli latać i w końcu sami startujemy. A oto efekty tej podniebnej podróży :
to moje ulubione
a w oddali Vis…
a w oddali Hvar…
Bardzo udany lot z pięknymi widokami. Mam wrażenie, że ta zatoka prezentuje się lepiej z powietrza niż z ziemi. Jestem zachwycona widokami z góry, a z poziomu lądu – jako tako. Dużo drogich łódek i jeszcze droższych knajpek, tłum ludzi i tona jeżowców. No cóż – takie miejsce na zasadzie – raz zobaczyć i wystarczy.
Mam jeszcze parę ujęć z GoPro, ale nie podwodnych. Zerknijcie
Pomoczyłam tylko nogi do kolan i starczyło. Nie czuję się komfortowo w gronie jeżowców. Powoli zbieramy się do powrotu. Chcemy jeszcze siąść w jakiejś knajpce na piwko i koktajl.
Opuncje? Czy się mylę?
jak równiutko ustawione
Idziemy usiąść do knajpki przy nabrzeżu. Ceny? Powalają… Jeść nie będziemy, bo i tak nie ma czasu. Bierzemy sobie koktajl. Kelner jakiś taki ospały i trudno się z nim dogadać, ale w końcu dostajemy to, o co prosiliśmy. Piwo i koktajle wjeżdżają na stół. Jest ok, poprawnie, ale ewidentnie za drogo. No cóż, tego się można było spodziewać. Palmizana jest exsclusive
Czas na łódkę. Jedyne, co mi się tu podobało, to kolor wody. Reszta mi dooopy nie urwała. Oczywiście fajnie sobie popatrzeć na tyle drogich jachtów i katamaranów, ale mam wrażenie, że poza ładnymi widoczkami to nie ma tu nic więcej do zaoferowania.
Wypływamy.
Teraz trochę sobie popłyniemy, zanim dotrzemy do kolejnego miejsca postojowego
Dopływamy do kolejnej zatoczki. Zostaniemy tu na ok. 1h. Jest duuużo lepiej niż w Palmizanie. Konkretnie jesteśmy tu: https://www.google.pl/maps/place/The+Fi ... d16.366483
ten stateczek po lewej biało-brązowy to nasz „Joan”
Plażyczka jest tu mała i kameralna. Część naszych współpasażerów została na łódce, część – w tym my – zeszła na ląd. Moja mama pływa słabo, więc dla niej skakanie do wody na środku morza nie wchodzi w grę. Pojawił się więc pomysł, który w kolejnych dniach będziemy realizować, mianowicie – musimy jej kupić jakiegoś dużego dmuchańca Widzieliśmy w Starim Gradzie pięknego, różowego i wielkiego….pączka Będziemy się starali po niego pojechać i kupić
ciasno, ale pięknie
A widoki jeszcze lepsze. O tak, tu to można plażować
jeżowce są, ale tam, gdzie cumują łódki, więc nie jest źle
plaża mała, ale leżaczki plastikowe są
Tutaj do wody wejdę z przyjemnością
Pluskając się w wodzie, usłyszałam i zobaczyłam ciekawą sytuację. Grupie 3 Azjatek utopiło się GoPro i jeden facet pomagał im je wyłowić. Jednak w tym miejscu było dość głęboko i nie było to takie łatwe, ale w końcu mu się udało. Dziewczyny krzyczały, że jest ich „Hero” Potem okazało się, że jeszcze jedna dziewczyna z naszej wycieczki też utopiła kamerę, ale już nie udało się jej znaleźć. W tym miejscu cieszyłam się, że kupiłam sticka do GoPro, który nie tonie.
Czas polatać dronem
plaża z góry
I lądujemy. Tutaj musiałam testować mój refleks, bo nie zauważyliśmy psa, który w momencie lądowania zaczaił się na drona i chciał go upolować. Zdążyłam jednak ocalić naszego Mavica
Nasza morska przygoda powoli dobiega końca. Płyniemy w stronę Hvaru.
powoli się chmurzy, ale na szczęście to nic groźnego
Już się zbliżamy. Już widać miasto
A przy nabrzeżu….maxi size
Tu się kończy nasz rejs. Było super, Wyspy Piekielne są super, mają niesamowite zatoczki, kolor wody jest obłędny, ale sama Palmizana mi się średnio podobała.
Teraz idziemy na parking i jedziemy do Jelsy. Musimy się umyć i iść coś zjeść. Dziś obiad będzie w Jelsie, bo już nam się nie chce nigdzie jechać.
Popołudnie z tarasu:
Wyszykowani, idziemy jeść, bo już nam burczy w brzuchach. Wypatrzyliśmy w Jelsie knajpkę, która zawsze była pełna i idziemy tam – Me and Mrs Jones. Zamawiamy 1 kg ryby karmazyna, blitwę, piwo, wino, sernik i panna cottę. Jedzenie jest niestety jedynie poprawne. Szału nie ma. Albo kucharz miał gorszy dzień, albo przyrządzenie ryby go przerosło, ale to naprawdę było słabe. Nie polecam tego miejsca. Drogo i zupełnie nieadekwatnie do jakości tego, co nam serwują. Opinie w Internecie dobre, choć zupełnie tego nie rozumiem.
Dzień był pełen wrażeń, na dziś mamy dość. Idziemy do apartamentu i do łóżek. Wystarczy wojaży
Jeszcze o tym nie wiemy, ale jutro znów trochę popływamy
A co w kolejnym odcinku?
- najmniej intensywny dzień
- plażowanie
- w poszukiwaniu pączka
Do zobaczenia
P.S. Odcinek powstał późno, bo trochę się zadziało ostatnio. Dużo prac w ogrodzie, dużo zmian w nasadzeniach, wycinki itd. A do tego – mamy nowy samochodzik Jeszcze mam trochę ganiania po urzędach, bo sprzedaż, zgłoszenie w urzędzie, odbiór nowego dowodu etc., ale już będę na forum częściej
A oto nasz nowy Bad Duster