CZĘŚĆ VII. DOJAZD DO JELSY (23.08.2017)
Wstajemy rano, pakujemy manatki, szybkie śniadanko i o 9:00 ruszamy w drogę. Ustaliliśmy z moją mamą, która nocowała na Węgrzech, że spotkamy się na Odmoriste Krka i dalej pojedziemy razem. Gdybym ja wiedziała, że to nie będzie takie proste…
Ale nie uprzedzajmy faktów.
Właścicielki nie ma. Kluczę oddaję jej mamie, żegnamy się po niemiecku. Ja już nie nadążam, na jaki język mam przechodzić
Seniorka zadowolona, pyta dokąd jedziemy, a ja staram się sobie przypominać niemiecki ze szkoły i studiów. Na szczęście nie przeciągamy tej rozmowy i jedziemy, musimy zdążyć na prom
Przyglądam się drodze uważnie, bo tędy jeszcze do Dalmacji nie jechaliśmy. Chociaż…. znowu kojarzę te miejsca. Jaka ta pamięć ludzka jest niesamowita
to zapamiętałam najbardziej, tunele, tunele, jeden za drugim, jako dziecko strasznie mnie to fascynowało. Sprawdzałam zawsze, jak długi tunel i informowałam wszystkich. Liczyło się też tunele, ehh ale to były samochodowe rozrywki Przypominam sobie, że jeździliśmy tędy na początku lat 90-tych, miałam wtedy 4-5 lat i to były nasze pierwsze zagraniczne podróże. Spaliśmy w (wtedy) wsi/osiedlu Viskovo.
Do plaży trzeba było jechać autem dość daleko, ale jakie to były piękne plaże.
Gdyby nie to, że albumy ze zdjęciami są w moim domu rodzinnym, to poskanowałabym Wam kilka zdjęć. Pamiętam, że dziadek zawsze wyszukiwał plaże na totalnym odludziu, chodziliśmy do nich skałami i szukaliśmy sobie miejsc ustronnych. Ponieważ wtedy namioty plażowe nie były takie popularne, między skałami rozpinaliśmy białe prześcieradło i to był nasz „namiot”
Starałam się znaleźć Wam tą plażę w google, na której plażowaliśmy, ale nie mogę. Pamiętam, że była to okolica Zurkova, plaża otoczona zielenią, mocno wcięta w ląd zatoka, a po jej lewej stronie była jaskinia, do której pływaliśmy oraz bardzo charakterystyczny płaski głaz po prawej stronie zatoki ok. metr-półtora w linii prostej od plaży, stojący w morzu. Mój dziadek się na nim wylegiwał i śpiewaliśmy o marynarzu, co się żywił wyłącznie pieprzem i o gołej babie z Pucka, co to ją przywiało
Eh to były czasy.
Jedziemy dalej, a ja sobie wspominam wakacje z rodzicami, dziadkami i znajomymi. Jeździło się na 3 samochody, obowiązkowo w każdym aucie było CB, a nawigacją była mapa Europy trzymana na kolanach pasażera z przodu
tym razem słońce nie sprzyja nam w robieniu zdjęć z drogiCzas zdzwonić się z mamą i sprawdzić, gdzie są. Jadą do Chorwacji pierwszy raz, więc trudno się dogadać. Mówię o Odmoriste Krka wiele razy, ale
summa summarum nie wiem, czy dotarło. Na razie jedziemy dalej.
ewidentnie jedziemy w stronę słońca Kilometry mijają, aż miło. Jak jest „Samotna Góra” to już wiemy, że wkrótce będzie to, na co czekamy od wielu miesięcy
Zbliża się Sveti Rok
To co Kochani, sprawdzamy temperaturę?
Zatem temperatura jest:
przed – 25,2 stopnie Celsjusza
za (na pierwszym odczycie) – 24,9 stopnia Celsjusza
za (na drugim odczycie) – 26,6 stopnia Celsjusza
Ok, jest lepiej, cytując klasyka „Niewiele lepiej, ale…. ale lepiej”
A potem tunel Celinka i za nim….
jednak ten widok na Jadran zawsze będzie tym pierwszym Powoli zbliżamy się do Odmoriste Krka. Postanowiliśmy, że zatrzymujemy się tam niezależnie od tego, czy mama do nas dojedzie, czy nie. Podobno dzieli nas ok. 30 minut. Zatem zjeżdżamy….
…. i idziemy nagrywać i cykać foty
Dwa lata temu, jak się tu zatrzymaliśmy, było ledwo 6 rano, więc cisza, spokój, ale i spokój na wodzie. Teraz wreszcie coś się dzieje i jest na co popatrzeć
Czy Wy też macie wrażenie, że na Odmoriste Krka jest bardzo ciepłe, wręcz gorące powietrze? Taka duchota, skwar, że się człowiek poci i zdycha jednocześnie?
Nie wiem, czy my tak trafiliśmy, że był upał, czy tam tak zawsze, np. od autostrady?
Idziemy oczywiście na drugą stronę. A mamy jak nie było, tak nie ma… Zdzwaniamy się, mówię im, że nie da się tego przegapić, że są znaki, ewidentnie widoczny most do przejechania, że za tym mostem skręcają w prawo. A oni do mnie, że jadą i jadą, mostu nie ma. Poważnie zaczynam się obawiać, że wpisali sobie „Krk” w nawigację i pojadą na Krk….
a w oddali niestety pożar…Pocykaliśmy, idziemy do auta, a tam…. Mamusiaaaaa, teściowaaaa
Dojechali, oj jak dobrze. Kamień z serca, ufff…. Czyli spacerek po Odmoriste Krka od nowa, tym razem z nimi. Spędzamy tu w sumie z godzinę, ale warto było
Kupujemy nawet magnesik na lodówkę i w drogę.
Teraz już wiem, że dojadą, bo się będą nas trzymać. Jakże się potem zdziwiłam….
Wybieramy przejazd przez tunel Sv. Ilija. My go znamy, ale chcę, żeby mama zobaczyła. Jednak i on i widok po wyjeździe, robi wrażenie
oj dzień dobry, dzień dobry kochana ChorwacjoA teraz prościutko do Drvenika.
Mama ze swoim facetem zatrzymują się na tankowanie w Makarskiej, my jedziemy prosto do Drvenika. Zakładam, że już się tu nie mają gdzie zgubić. Wkrótce życie mnie nauczy, że nie powinnam czynić założeń jakichkolwiek, jak ktoś jedzie do Cro po raz pierwszy i to bez nawigacji, tylko ma taką w komórce
Dojeżdżamy do Drvenika. Sami nie do końca wiemy, co i jak tutaj, ale znaki są jak krowie na rowie, więc trafiamy bez problemu na prom. Do odpłynięcia prawie godzina, więc ustawiamy auto w kolejce, idziemy po bilety i czekamy, i czekamy, i czekamy…. A ich nie ma. Dzwonię. Minęli Drvenik, nie ma jak zawrócić, widzą gdzieś z góry, że prom płynie, ale nie wiedzą, gdzie tu zjechać. Mnie trafia szlag. Idę kupić im bilet, najwyżej rzutem na taśmę wjadą na prom. Kupiłam i czekam, i czekam. A ci krążą po jakichś jednokierunkowych wąskich uliczkach w Drveniku. Ciśnienie mi rośnie, prom przybija do brzegu, wyładowują się samochody…. Wreszcie są, jedzie Volvo. Kamień z serca. Wrzucam im bilet przez szybę i lecę do naszego auta. Ładujemy się na prom. Udało się, uf…
Widoki koją skołatane nerwy.
im dalej od Drvenika tym bliżej Hvaru, co jest jak najbardziej pozytywneMama zachwycona, cieszę się, że ją zmotywowałam do wyjazdu na urlop po tylu latach pracy, pracy i tylko pracy.
W sumie nie ma się co jej dziwić, że jej się podoba. Widoki przednie, ale ja czekam sami wiecie na co
Zawsze chciałam ją zobaczyć. Ależ się cieszyłam
Jest latarnia, to blisko i Sucuraj, zaraz dobijamy do brzegu:
A skoro Sucuraj, to znaczy, że zaraz pokonamy trasę Sucuraj – Jelsa. I… nie mam z niej zdjęć
Oficjalnie się pokichałam, jak zobaczyłam tą drogę, jak od linijki obciętą piłą z jednej i drugiej strony. Bez żadnego pobocza, bez niczego. Osobówki dały radę jakoś, kampery i auta z przyczepami w nielicznych miejscach, gdzie to było możliwe, zjeżdżały na bok. A przyszły teść mojego narzeczonego… wyprzedzał na tej drodze
ten to ma ułańską fantazję za kółkiem. Tym razem mama przodem, co nie było mądrą decyzją. Im bliżej Jelsy, tym droga coraz lepsza.
Zatrzymujemy się na punkcie widokowym:
Potem dzwonię do mamy, umawiamy się, że spotkamy się za pierwszym zjazdem do Jelsy. Niestety, oni znowu bez GPS. Zatem zjechali o parę zjazdów za wcześnie
Ponieważ nasz apartament znajdował się w Jelsa – Burkovo to my na samym końcu miejscowości dopiero zjeżdżamy w prawo. Dzwonimy do właściciela, informujemy że zaraz będziemy.
Podjeżdżamy pod apartament „od dołu”. Czeka na nas młody chłopak, syn właścicieli. Wsiada do auta i prowadzi nas na duży parking przy apartamencie „od góry”. Idziemy do apartamentu – nareszcie jesteśmy na miejscu
Syn właścicieli – fantastyczny. W naszym wieku, piękny angielski. Wszystko nam pokazał, wyjaśnił. W apartamencie foldery o Jelsie, Hvarze. Numery telefonów do wynajmów łodzi, lista rekomendowanych restauracji i lista plaż na Hvarze – Internet w pigułce podrukowany. Super! Do tego chłopak od razu rekomenduje miejsca warte zobaczenia, restauracje i inne. Tak rzeczowego, miłego i konstruktywnego przyjęcia do apartamentu nie mieliśmy jeszcze nigdy. I co najważniejsze - płynnie wszystko po angielsku.
Nawet nam walizki chciał pomóc nosić! Ale oczywiście odmówiliśmy, tego by jeszcze brakowało, żebyśmy chłopaka ganiali.
Sami targamy manele, a on idzie na dół rozglądać się za naszymi zgubami
sypialniasypialniałazienkałazienkakuchnia i jadalniadodatkowe łózko przy kuchnitarastaki mamy widok z tarasuparkingMusze Wam powiedzieć, że apartamenty super. Wysoki standard, czyściutko, widać, że jest wszystko nowe. Klimatyzacja działała bez zarzutu, a do tego widok z tarasu – obłędny
W końcu, po 45 minutach, dojeżdża mama. Okazało się, że objechali całą Jelsę, włącznie z plażą miejską
Ważne, że są. Ich apartament jeszcze elegantszy niż nasz. Piękna łazienka, super kuchnia i salon. Wybraliśmy super miejscówkę. Sąsiedzi zupełnie nieuciążliwi. Byliśmy tylko my i jedna rodzina Czechów, którzy co rano zabierali rowery i tyle ich było widać.
Po rozpakowaniu, ogarnięciu, umyciu – idziemy jeść.
Zgodnie z rekomendacją syna właścicieli, idziemy do Konoby Nono. Nie mam zdjęć, bo było ciemno w konobie. Jedzonko dobre, ale nie wybitne. Jedliśmy już w Cro lepiej.
Na pierwszą kolację wszamaliśmy:
stek z tuńczyka w sosie z gorgonzolą – 105 kun
sałatkę z owocami morza – 70 kun
risotto „Nono” z owocami morza – 115 kun
grillowane kalmary – 90 kun
białe wino 1l – 85 kun
Karlovacko 0,5l – 18 kun
Jana 0,75l – 23 kuny
Po jedzeniu króciutki spacer i do domku.
A w domku rzut oka na nocną i żyjącą jeszcze Jelsę i idziemy spać. Jutro będzie plażowanie
A co w następnym odcinku?
- piękna plaża
- przygoda mrożąca krew w żyłach
- rekonesans najbliższej okolicy
Do zobaczenia