Dzień drugi
Ach, rozkosze urlopowego poranka!
Nie śpieszymy się ze śniadaniem, choć może powinniśmy; do Splitu jest niezły kawałek. Ale jakże się śpieszyć, skoro urdlwirtowe śniadanie jest znakomite, zdecydowanie najlepsze spośród serwowanych z dotychczas odwiedzonych przez nas w drodze do Chorwacji hoteli tranzytowych? Na pierwszy rzut oka - nic nadzwyczajnego, ale... Aż ciężko wstać od stołu.
W końcu jednak udaje nam się podnieść, i około 9.15 wyruszamy z hotelowego parkingu.
Kierunek - Maribor. Po dwóch objazdach słoweńskiej autostrady (via Mureck i Ptuj) w tym roku jedziemy inaczej. Rok temu staliśmy dobrze ponad godzinę w korku przed przejściem w Macelj, niebyt przypadło nam to do gustu, z relacji innych forumowiczów wynikało, że w tym roku jest tam chyba jeszcze gorzej.
Jedziemy zatem tak: z Mariboru jedziemy na Celje, potem na obwodnicę Lubljany, a potem - do Novo Mesto. Piękna, słoneczna pogoda, jedzie się znakomicie. W Novo Mesto zjeżdżamy w kierunku Metliki. 27 kilometrów i przekraczamy granicę Chorwacji. Przed nami dwusamochodowa kolejka...
Niestety, na kilkanaście kilometrów przed przejściem pogoda gwałtowanie się psuje, niebo zasnuwa się ponurymi chmurami, zaczyna padać deszcz. Granicę przekraczamy zalewani strumieniami deszczówki; leje jak z cebra.
Na szczęście kilka kolejnych kilometrów i padać przestaje, choć słońce wciąż jest przesłonięte chmurami. Dzięki temu jedzie się trochę szybciej, i w okolicach 13 wjeżdżamy w Bosiljevie na chorwacką autostradę.
Jazda z Grazu do Bosiljeva zajęła nam niespełna cztery godziny. Dużo to czy mało? Może bez rewelacji, ale możliwość ominięcia korków w Macelj i na obwodnicy Zagrzebia - bezcenna!
Prom na Hvar odpływa ze Splitu o 17, następny - dopiero o 21, nie ma więc chwili do stracenia.
I udaje się, choć do portu wpadamy za dwadzieścia piąta. Trzeba jeszcze przecierpieć jakiegoś zachodnioeuropejskiego kretyna blokującego kasę, nie mogącego zrozumieć, że ceny nie podane są w euro (olaboga, jakie to drogie!; on tyle płacić nie będzie!), lecz w nieco innej walucie...
Szkoda tylko, że niebo szczelnie zakryte jest chmurami...
Tuż przed siódmą zjeżdżamy na brzeg w Starim Gradzie. Jeszcze tylko szybkie zakupy w przyportowym Kerumie, a potem udajemy się na poszukiwanie lokum, w którym spędzimy najbliższe dwa tygodnie.
Villa Mira (
http://www.islandhvar.com/accommodation/villa-mira), a dokładnie - bungalow (są tam jeszcze dwa apartamenty) robi na nas bardzo dobre wrażenie. Co prawda morza z tarasu nie widać prawie wcale, ale jakoś nam to nie przeszkadza, brak ów bowiem rekompensuje w pełni ogród pełen aromatycznej zieleni.
A gdy od przemiłej gospodyni dostajemy na dobry początek półtoralitrową butelkę lokalnego czerwonego, zaczynamy czuć, że nasz tegoroczny główny wypoczyn naprawdę się zaczął.