Tak jak już pisałam kiedy chłopcy zajrzeli już pod każdy kamień w poszukiwaniu krabów a córce wyrosły błony pławne między palcami
zaczęliśmy się trochę wiercić. Spokój na plaży zakłócały od czasu do czasu kontenerowce? w oddali
Najpierw więc była zmiana zatoki na tą obok- niestety zdjęcie mam tylko jedno i lekko poruszone
Zrobione ok 19.00 ale tak pusto było i w dzień. Dosłownie 2 rodziny maksymalnie.
Potem był wspomniana wcześniej Smokvina i Jelsa, dwa razy
Pierwszy był wyłącznie turystyczny :
Jak dla mnie jednak Stari Grad jest ładniejszy , przytulniejszy i bardziej klimatyczny. Zdziwiła mnie maleńka plaża w samym praktycznie centrum Jelsy pełna ludzi z dziećmi. No cóż, co kto lubi. Przed Jelsą zrobiłam zdjęcie opuszczonemu ogromnemu hotelowi. Gdyby nie dzieci i wściekły upał to weszlibyśmy do środka. W środku na lewo od wejścia znajduje się ogromny basen chyba olimpijskich rozmiarów cały zasypany meblami ściągniętymi z pokoi.
Przy tym hotelu znajduje się mała plaża częściowo żwirkowa i betonowa. Przy niej duży parking w połowie zadrzewiony- jest gdzie stanąć samochodem. Chyba bardzo popularny bo plażowało tam dość dużo turystów.
Zajrzelismy też do paru innych zatok. Wszystkich od strony stałego lądu. Z tego co pamiętam
Były to Zarace. Ale w tej zatoce pozował nam tylko kot
i Vela Stiniva :
Ta zatoka zachwyciła nas wielkimi skałami, które ją otulają. Domy są schowane w małej , wąskiej dolinie i pną się pod górę.
W tym kamiennym domku była konoba- właściwie na samej plaży. Ale nie wchodziliśmy. Może nastęnym razem ?
I jeszcze Pokrvenik. Tam ustaliliśmy( po obejrzeniu menu) , że przyjedziemy do Hotelu Timun na obiad- pizza i riblaja plata. Przed samym Pokrvenikiem stoi sobie przy samej drodze zamknięty na głucho domek. Widać, że w dobrym stanie i że jest to dom weekendowy, zazdroszczę
Innym razem zwiedziliśmy miasteczko Visoka? obok Gdinj. Trafiliśmy tam przypadkowo. Ko kupieniu lodów w sklepiku w Gdinj- tym hardcoreowym
skręciliśmy w jedną z uliczek chcąc uciec od ruchu na głównej drodze Hvaru. I tak jakimś w jeden z gorących, cichych wieczorów trafiliśmy tutaj. Polecam zobaczyć tą wioskę.
Na pierwszym planie boisko do gry w bule. To chyba gra typowo męska
Zatrzymaliśmy się któregoś dnia w bodajże w Zastrażiśce , przy drodze bo zobaczyliśmy grupę ok 20 mężczyzn grających w bule. Podeszliśmy i przywitaliśmy się pytając czy możemy chwilę popatrzeć . Polacy są rzeczywiście bardziej spięci i sztywni od narodów bałkańskich
tu od razu po powitaniu zaproponowano nam rakiję
dzieci posadzono na skrzynce żeby lepiej widziały
W grupie grającej byli oczywiście sami panowie w każdym wieku. Ci najmłodsi przyszli ewidentnie z dziadkami ( piękne takie porozumienie pokoleniowe). Rzucał pan z zaawansowanym Parkinsonem i o dziwo doskonale mu szło
Zdjęć nie robiliśmy, czułam , że to nie wypada ani muzeum ani pomnik przyrody
W każdym razie moi synowie połknęli bakcyla. Odkryli oczywiście, że kolorowe kule leżące na parkingu naszego domu to bule- należące od ojca naszego właściciela i od razu odbyła się gra :
Nawet nadchodzący wieczór nie mógł popsuć zabawy
Dopowiem jeszcze o złapanej gumie- kiedyś może się przydać. Rano ( na szczęście!) okazało się , że noca zeszło powietrze z przedniego koła. Wymiana poszła szybko i na kole dojazdowym potoczyliśmy się do Jelsy gdzie był polecany przez naszego gospodarza wulkanizator. Zakład - zakładzik własciwie znajduje się za wjazdem do Jelsy jadąc od strony Gdinj. Mąż miał wątpliwości czy nie zostanie podliczony extra z racji bycia cudzoziemcem
Ale gospodarz zapewnił nas , że cennik jest ten sam na pewno i wisi na widocznym miejscu. Byliśmy pewni, że po koło będziemy musieli wrócić za dzień lub dwa? Nic bardziej mylnego! Wyobraźcie sobie- 4 osoby w samochodzie ( ja i dzieci, mąż wysiadł). Pan bierze koło.
10 sekund- znalezienie dziury;
10 sekund- załatanie dziury;
10 sekund - zmiana koła ( w tym podniesienie samochodu z nami w środku)
5 sekund - przyjęcie zapłaty 70kun
Ten pan stanowczo się marnuje , powinien pracować w formule 1
Postaram się jutro lub najdalej pojutrze dobrnąć do finału mojej historii. Zdaję sobie sprawę, że nasze zdjecia nie są najwyższej jakości bo robione na zmianę dwoma aparatami ( idiotkamerą) i nie ma w nich wielu ciekawych miejsc.Czasem widzę jak piękne miejsce zmienia się na zdjęciu na przeciętne i nie wiem jak mam wytłumaczyć , że było takie cudowne
Niestety nasze dzieci domagają się plaaaaży, nuuuurkowaniaaaa, krabów, kamyków z dziurką i muszelek
Poza tym są potwornie ruchliwe, wszędzie wsadzają ręce i wszystko muszą dotknąć. Jest to czasem bardzo męczące bo musimy mieć oczy z tyłu głowy
Jutro będzie o robalach i jedzeniu