07.10.2017 PrzeprowadzkaWstajemy wcześnie, szybko się ogarniamy, żegnamy z kotami... Ostatni raz wdrapuję się na górkę kierować ruchem. Po wczorajszym załamaniu pogody jest zaledwie 12,5 stopnia.
Wyjeżdżamy koło 9.30, mamy szanse zdążyć na prom o 12- stej,(choć od początku wydawało mi się, że te szanse są dość marne). Z każdym kilometrem liczba chmurek na niebie się zmniejsza, a cyferki na termometrze zwiększają
Jedziemy sobie spokojnie i nagle przed Ploče dochodzi do katastrofy orientacyjnej. W okolicy portu nawigacja mówi:
jedź lewym pasem. Tyle, że powiedziała to w ostatniej chwili, a w ogóle to są jakieś remonty i nie da się jechać lewym pasem
No to z przymusu jedziemy prawym, a tam nie ma jak zawrócić. Kończy się to bardzo źle- z braku innych opcji wjeżdżamy niepotrzebnie na autostradę. I co teraz? Żegnaj promie w południe
Teraz już na 100% nie zdążymy. Niechętnie bierzemy bilet autostradowy, ale nie ma innego wyjścia. Jedziemy jeszcze parę kilometrów i na pierwszym
odmorište S. zauważa most, którym da się przejechać na przeciwny pas autostrady-przejeżdżamy. Dojeżdżamy z powrotem do bramek, na których braliśmy bilet, miny mamy nieciekawe no bo jak się wytłumaczymy z zera przejechanych kilometrów?
Ale pan w budce tylko informuje, że za błąkanie się po autostradzie powyżej 15 minut grozi kara 260 kun. My się w 15 minutach zmieściliśmy
Teraz możemy już spokojnie jechać do Drvenika. Po drodze jeszcze tankujemy gaz na stacji w Ploče. Stacja jest równie straszna, jak samo Ploče. W ogóle w relacjach sprzed paru lat, można było spotkać stwierdzenia, że LPG na południu Chorwacji jest towarem deficytowym. Na szczęście w ostatnich latach gaz w Cro stał się popularniejszy i z tankowaniem właściwie nie ma większych problemów(co nie oznacza, że LPG jest na każdej stacji).
W Drveniku meldujemy się przed 13- stą, prom nam dawno uciekł, za to jesteśmy pierwsi w kolejce do następnego
. Który mamy dopiero o 15.45
No to idziemy po bilety, płacimy wg.
zimski tarif, co oznacza, że jest może z 15 czy 20 kun taniej niż w sezonie. A potem kawka nad brzegiem morza. Drvenik o tej porze roku jest jakby wymarły. Podoba nam się
Skoro będziemy tu tak długo to może i obiad zjemy? Szukamy czegoś przy plaży, bo nie chce nam się zagłębiać dalej i znajdujemy tylko dwa czynne miejsca- jakaś buda z hamburgerami i konoba Bukara- siadamy więc w tej drugiej. S., który tym razem żywił się wyłącznie pizzą nie miał problemu z wyborem, natomiast ja wreszcie skusiłam się na
salatę od hobotnicę. Nie jestem jakąś wielką entuzjastką morskich stworów i do ich próbowania podchodzę jak pies do jeża.
No i spróbowałam tej ośmiornicy i.. więcej nie będę. Hobotnica była raczej dobrze zrobiona, bo nie była gumowata, ale z całego dania to mi najbardziej smakowały pomidory, czosnek i oliwa
Ale co tam hobotnica. Hitem obiadu okazał się.. Kot
Mały rudzielec przypałętał się nie wiadomo skąd, i siadał na kolanach wszystkim gościom po kolei
Kotek był dobrze wychowany, bo nie próbował wyjadać z talerzy, tylko sobie grzecznie siedział. Na koniec dostał od nas kawałek szyneczki i hobotnicy- i wtedy wiadomo było, że się nie odczepi. Nawet nas kawałek do promu odprowadził.
Najedzeni możemy ruszać w dalszą drogę. Oto i prom- maleństwo, na którym może zmieści się ze 20 samochodów
Ładujemy się- Korsa jest mała, więc upychają ją do kąta.
My idziemy na górę popatrzeć na Jadran. Chyba musiało trochę bujać, bo zdjęcia są krzywe
Rejs nie trwa długo i bardzo szybko naszym oczom ukazuje się chyba najbardziej obfotografowana latarnia morska w Cro.
Zbliżamy się do Sućuraju.
I wyjeżdżamy z promu.
Teraz trzeba jeszcze przejechać tę owianą legendami drogę. Wrażenia chyba mamy podobne jak większość- owszem droga jest kręta, ale czy jest tam coś bardzo strasznego? Raczej nie. I nawet jednego Bośniaka udało nam się wyprzedzić
(no dobra, jechał 30km/h)
Po godzince z małym haczykiem jesteśmy już pod naszym apartmanem w Stari Grad. Wita nas Dalibor- właściciel i pokazuje nam studio, które rezerwowaliśmy przez booking, po czym pyta ile zostajemy, coś móżdży i pokazuje nam inny apartman- duży, z oddzielną sypialnią i ogromnym tarasem. Pyta się który wybieramy
O co mu kurde chodzi?
Pytamy czy ten większy app. jest w tej samej cenie? On na to, że tak
No to jasne, że bierzemy większy.
Ale mamy farta- myślałam, że bookingowa rezerwacja to wyrok. Tego apartmana nie ofociłam, bo zawsze mieliśmy bałagan, można go sobie obejrzeć
https://www.booking.com/hotel/hr/apartm ... D110117201. Oczywiście nie płaciliśmy 50e, tylko 30
Po dobiciu interesu Dalibor zprasza nas do siebie na Karlovacko, i tak sobie gadamy po chorwacko -angielsku z elementami polskiego. Dalibor wypytuje o życie w Polsce, sam opowiada o ciężkim
życiu na wyspie, że autobus 3 razy dziennie a i tak nie wiadomo, czy przyjedzie i że trzeba jeździć do Splitu po tani cement
Jest bardzo miło, a nam robi się bardzo głupio, że nie mamy nic dla naszego gospodarza. Decydujemy się więc oddać nasze czekolady przywiezione z PL(zawsze targamy ze sobą polskie słodycze, bo chorwackie nam nie podchodzą). Robi się późnawo, więc lecimy jeszcze do Tommy-ego zrobić zakupy na cały tydzień(jaki to luksus mieś do sklepu 400 m. zamiast 3,5 km
) i tak kończy się nasz przeprowadzkowy dzień. Jutro zaczniemy odkrywać wyspę.