Witam wszystkich miłośników lawendowej wyspy i pozostałą część cromaniaków
Najwyższa pora "rozprawić" się z minionymi wakacjami, ponieważ kolejne zbliżają się dużymi krokami. W 2013 byliśmy pierwszy raz w Chorwacji i padło na Omis, tutaj relacja:
omis-2013-pierwszy-raz-w-chorwacji-t44052.html
w 2014 stwierdziliśmy, że będzie to Hvar, i zaczęło się wertowanie forum, co zobaczyć, gdzie i dlaczego. Po około czterech miesiącach miałem wszystko opanowane, gdzie na plażę, gdzie zjeść i co zobaczyć, w między czasie okazało się, że przybędzie nowy członek rodziny, więc wyjazd stanął pod znakiem zapytania, ale daliśmy radę. Jako bazę wypadową potraktowaliśmy Jelsę, tutaj pragnę podziękować Koleżance Basik_63 za namiary na kwaterę a była dość specyficzna, ponieważ przez cały pobyt, a były to dwa tygodnie, nie widzieliśmy gospodarzy, którzy wybyli do Brazylii, także rządziliśmy się sami Wyjazd ustaliliśmy na dwa tygodnie czerwca, był to dość burzliwy okres, głównie ze względu na Mundial jak i pogodę. Nie będę chronologicznie opisywał każdego dnia, ale skupię się na opisie poszczególnych atrakcji, które zostały zaliczone. Jako, że lubię "chaszczowanie" a i aparat fotograficzny w okresie wakacyjnym jest bardziej intensywnie eksploatowany, tak więc będzie troszkę zdjęć, niektóre może nawet o ujęciu art. Wiele zdjęć zapewne będzie podobnych do tych z relacji innych odwiedzających tą wyspę, ale myślę że niektóre widoki można oglądać w nieskończoność, tak na przykład temat Jelsy będzie wałkowany do bólu
Wyruszamy o 12 w nocy z Chrzanowa, jako że A4 pod nosem a kilka dni wcześniej został otwarty cud inżynierii lądowej na A1 przed granicą z Czechami, zapada decyzja, że kupujemy jedną winietę więcej i jedziemy przez Czechy, jakoś nie chciało mi się w nocy tłuc po słowackich wioskach, między Zwardoniem a Żyliną, także z autostrady zjeżdżamy dopiero przed Splitem około 13. O 14:30 mamy prom, ustawiamy się w kolejce, żar leje się z nieba, czeka nas około dwu godzinny rejs, ale po ponad dwunastu godzinach jazdy już można wrzucić na luz, więc aparat w dłoń i przechadzka po nabrzeżu. Czasu za dużo nie ma a w Splicie byliśmy w zeszłym roku, także oglądamy go tylko z perspektywy nabrzeża a potem pokładu.