Wyprzedzam ze starszym synem resztę wycieczki. W duchu marzy mi się podejście do kapliczki Sv. Ante. Patrząc na jakby oberwaną skałę na której osadzono kapliczkę, trudno wyobrazić tam sobie szlak na skróty.
Na razie robię kilka zdjęć na serpentyny i czekam z synem na resztę grupy.
Mija nas osobówka. Jakoś trudno mi oswoić się z brakiem ograniczeń i zakazów wjazdu. Przyzwyczajony jestem u nas do tabliczek i znaków na podobnych leśnych drogach.
Pomimo panującej suszy można przejechać samochodem przez wyspę wzdłuż i w poprzek lokalnymi drogami, zakurzonymi makadamami. Być może nie wszędzie, ale tutaj w tej okolicy - droga wolna!
Musimy przegrupować szyki. Młodsze dzieciaki płaczą, nie mają sił i jest im gorąco. Starszy syn płacze, gdyż nie chce pogodzić się z wizją powrotu. Decydujemy więc, że "mężczyźni" idą dalej, a kobiety i dzieci wracają do Zavali.
Spokojnym tempem drepcząc wijącą się po zboczu szutrówką nabieramy wysokości.
Przechodzimy nad wjazdem do tunelu.
Kapliczka wydaje się być na wyciągnięcie ręki... ale ...
... ale my podążamy szutrówką, która okrąża górę. Zerkam jeszcze raz na zbocze i stawiam pod znakiem zapytania możliwość istnienia szlaku na skróty. Dodatkowo mam nadzieję, że okrążając skaliste wzniesienie dotrzemy lada chwila na grzbiet wyspy i otworzą się widoki na Brac i ląd...
Więc jak to było w filmie "W 80 dni dookoła Świata", oddalamy się teraz od celu, jednocześnie się do niego zbliżając.
Za każdym zakrętem jest kolejny zakręt... a my ciągle idziemy w przeciwną stronę... kurcze w końcu musi być zakręt w lewo!
Na szczęście widoki rekompensują trochę monotonne szutrowe podejście. W końcu nie chodzi o samodzielny wyryp jak zwykle kończący się blisko granicy samodestrukcji, ale o wycieczkę krajoznawczą przyjemną dla mojego syna i kolegi.
A tu już chyba ślad pozostawiony przez
bluesmana albo jego kumpli. Kopczyk z kamieni na na szczycie rowerowe zapięcie.
Nie wiem, czy kiedyś dożyję w Chorwacji widoczności bez tej charakterystycznej mgiełki...
Doczekaliśmy się w końcu lewego zakrętu... ale za nim ... jeszcze nie grzbiet. Jest jednak nadzieja. Po dwudziestu minutach meldujemy się przy rozstajach.
Widok grzbietu wyspy i zamglony, wyłaniający się horyzont stałego lądu stają się faktem.
Grzbiet "zdobyty"!
Brac prawie w całości do ogarnięcia wzrokiem.
Jak widać na poniższym zdjęciu - zgoliłem wąsy
. Chce mi się samemu śmiać na swój widok... ale bez przeprowadzenia tego zabiegu, maska ABC kompletnie nie trzymała mi się twarzy.
c.d.n.