Split coraz bliżej.
Muszę przyznać, że widok był bardzo ciekawy. Nawet blokowiska i obiekty przemysłowe mają delikatny urok w tej scenerii.
... a to jedno z moich ulubionych zdjęć. Technicznie pewnie do du..., ale jest to mój numer jeden jeżeli chodzi o pierwsze wrażenie.
Z każdą minutą jakby szybciej zbliżamy się do miasta.
Szykujemy się do zejścia. Tutaj rozpoczyna się chaos związany z opuszczaniem promu. Najpierw około dwudziestu minut staliśmy przed schodami w hallu. Kiedy wpuszczono nas na schody i zeszliśmy do czeluści tego olbrzyma okazało się, że praktycznie nikt nie wyjechał, bo ktoś z pasażerów jeszcze nie doszedł i nie odblokował przejazdu. Samochody poustawiane były tak ciasno, że dopóki nie zjawił się pierwszy kierowca z lewego skrajnego pasa, ze środkowego nikt nie miał szans wejść do auta, a o prawym pasie można było zapomnieć.
Około czterdziestu minut staliśmy w czterdziestu stopniach ciepła i... o dziwo nerwy nam nie puszczały...
czyżby dopiero teraz ogarnął mnie południowy luz? "Chorwacka maniana"..?
(Z tego co potem się dowiedzieliśmy... ta "maniana" ominęła naszych znajomych w innej części promu...
)
Ludzie przepychali się próbowali wejść na siłę do aut. Niektórzy chcieli wyjść pieszo, obsługa do tego wzięła się za wywożenie worków ze śmieciami, przepychała się także matka z dzieckiem, której wózek nie mieścił się podłużnym podeście... trochę zamieszania jednym słowem.
W końcu jednak coś drgnęło i po kolei odblokowując się wyjechaliśmy na nabrzeże.
Chaos jednak dopiero miał się zacząć
. Zrobiłem błąd i wyjechałem na miasto. Ze znajomymi umówiliśmy się, że "gdzieś tam się znajdziemy... najlepiej na pierwszym wolnym parkingu" taaa... jak to mówią u nas; "Jacy starzy - tacy głupi"
Bez planu miasta... bez planu w ogóle... błąkając się po mieście wylądowaliśmy sami nie wiedząc gdzie... Towarzysze wyprawy zjechali jakieś piętnaście minut po nas z promu, telefonując o pomoc, a my sami ciągle kluczyliśmy po wąskich na jeden samochód uliczkach... w końcu wyjechałem na główniejszą drogę i zaparkowałem na dużym placu przed jakimś budynkiem biurowym...
Znajomi dali za wygraną i niestety zaparkowali na najdroższym parkingu - tuż na rivie.
Malowniczą pustą uliczką, kierując się według słońca próbowaliśmy dojść na promenadę. Okazało się, że jesteśmy dziesięć minut od centrum.
Spotkaliśmy się przy pałacu Dioklecjana. Nastroje nie były południowe
Nauczka na przyszłość: Split, to nie Zavala!
c.d.n.