napisał(a) Użytkownik usunięty » 13.09.2012 10:40
Więc utrzymując tempo.
Dzień czwarty.
Najszybsza, najszersza i najbezpieczniejsza droga na wyspie. Powrót planujemy już jednak tradycyjnie.
Parkujemy bez kombinacji u podnóża Spanjoli.
Już pierwszy widok na miejscową zabudowę poprawia mi nastrój.
Jedna z wąskich stromych uliczek prowadzących w kierunku twierdzy.
Ten bajzel i mix dawnego z nowym i bylejakości z jakością ma tutaj zawsze swój niepowtarzalny urok.
Ze schodków wchodzi się bezpośrednio na wąską, acz ruchliwą uliczkę. Trzeba uważać by ktoś nie przejechał po palcach u nóg. Zaczyna się tutaj ogród z bogatą szatą roślinną a górę zygzakiem prowadzi szeroka betonowa ścieżka.
Otwierają się pierwsze widoki.
Przy pozowaniu do tego zdjęcia, wywołana została mała kłótnia, kto ma stanąć bliżej kaktusa...
Kanon nr 1
i widok kanoniczny nr 2, choć jeszcze nie w całości.
"Kurka wodna! Ale tu ładnie" powiedziała córka znajomych
Dłuugo stoimy w cieniu obserwując z jednej strony niby uspokajający pejzaż, chłonąc przy tym orzeźwiające podmuchy wiatru z dołu. Z drugiej jednak strony niesamowity ruch wszelkiej maści obiektów pływających w porcie , bieganina ludzi na rivie i unoszący się z dołu tumult uświadamia nam, że nie jest to miejsce naszych marzeń i najlepiej wychodzi na statycznych zdjęciach ze sporej odległości.
c.d.n.