Niestety już wróciliśmy. Było cudnie i szybko zleciało.
Żeby nie produkować się zbytnio na wstępie, oto początek naszej historii
29.06.2012 - piątek
W końcu wybiła godzina zero. Zaraz wyruszamy. Pobudka 05.00 idę zrobić prowiant na drogę. Ostatnie dopakowanie bagaży, dzieci nawet szybko wstają z łóżka. Ząbki, siku i już wyjeżdżamy. Jest 07.00 ciepło, ładna pogoda. Relacji z podróży nie będzie za dużo, bo albo śpię, albo czytam albo uciszam dzieci. Tak więc zaczynam podróż od chwili z książką, jednak jest za wcześnie i ucinam sobie komara. Ok. 09.00 zatrzymujemy się w Słowacji w knajpce na kawkę i kanapki. Mają tu wyśmienite capputchino, duża filiżanka, tak jak lubię, pianka i cynamon. Pychotka.
Z tego co pamiętam pomiędzy książką a spaniem, to przejeżdżamy przez Budapeszt. Potem zmieniam małżonka za kierownicą. Przed granicą z Chorwacją szukamy jakiejś knajpki na dobry węgierki obiad. No tylko szkoda, że knajpek nie ma. Tak więc przekraczamy granicę, pierwsza kontrol paszportowa. Zjeżdżamy do Osjeka, bo przy drodze niestety same knajpy z piwem i trafiamy do bardzo fajnej restauracji urządzonej jak na statku. Bardzo klimatycznie, niedrogo, jedzenie pyszne. Zamówiłam z Gabrysią pizzę z Prsutem i z nieznanymi mi składnikami. Modlę się, żebyśmy tylko nie dostały jakoś łypiącego okiem robala. Ale uff, udało się, dostajemy pięknie wypieczoną pizzę z duuużą ilością Prsutu, jajkiem i serkiem fromage. Bartuś zajada się spaghetti, a małżonek je cevapci. Najedzeni, zadowoleni jedziemy dalej.
W końcu o 21.20 docieramy na nasz camping w Bośni i Hercegowinie w miejscowości Jajce. Miejsca mnóstwo, tak więc możemy sobie wybrać dowolnie. Komary tną , rozkładamy szybko 2 małe namioty, które zakupiliśmy w tym roku. Spożywamy piwko i niebawem kładziemy się spać.
Jeśli chodzi o camp, to jest bardzo fajny, bliziutko łazienka, dostępne boisko oraz kort tenisowy. Cena z samochód i naszą czwórką 20 euro.
No to tyle wrażeń jak na pierwszy dzień. Jutro c.d. i zdjęcia