Marsallah. Niestety w tym roku sporo lało, na co już narzekałem w wątku o klimacie i pogodzie.
Jeśli chodzi o sam Hvar "zatunelowy", to czytając relacje niektórych forumowiczów, wyobrażałem go sobie jako dziki (coś jak zatunelowy Peljesac). Na miejscu w Ivan Dolac okazało się, że jest tam wszystko pod ręką. W Ivan Dolac pełno jest rodzin z małymi dziećmi, dla których zainstalowano trampoliny. Są dwie kafejki, duża konoba, piekarnia. LUKSUS. Powiem szczerze, że jakoś inaczej to sobie wyobrażałem. A z luksusów byliśmy zadowoleni.
Ale do rzeczy. Drugie auto (czyli Prezes, bo kupiony z drugiej ręki od jakiegoś Prezesa), dojechało dopiero późnym wieczorem na resztkach paliwa. Komputer na autostradzie pokazywał, że można jeszcze przejechać ho ho. Ale na krętych drogach Hvaru zmienił zdanie. A więc drugiego dnia zostawiliśmy Prezesa i pojechali do Jasła, tfu JELSY, po bańkę paliwa.
Sama Jelsa jest bardzo fajna. Niestety w Jelsie po raz pierwszy zobaczyłem grupę turystów z walizeczkami na kółkach, które ciągnięte przez właścicieli wydają charakterystyczny klekot. tur tur tur tur tur. Na walizeczkach naklejki portów lotniczych, z których właśnie przylecieli. tur tur tur tur tur tur NA POMOC!!!
Ale nic to. Idziemy dalej i zaglądamy w "bebechy" jakiejś łódce.
A może chorwackiego łyknąć trochę?
Obserwujemy zabawne zdarzenie. Załoga wypasionego jachtu (z którego akurat zszedł jakiś dystyngowany bogacz) zaczyna go myć. Stare Chorwaty siedzące w pobliskich kafejkach ryczą ze śmiechu.
W końcu jakiś młodszy Chorwat podchodzi do załogi i tłumaczy, że jednak w porcie myć to chyba "nie za bardzo". Poza tym na morzu i tak zaraz się zabrudzi.
Kręcimy się jeszcze trochę po tym Jaśle, tfu JELSIE!
Potem idziemy na stację benzynową, kupujemy baniaczek i napełniamy go olejem napędowym dla Prezesa. Niestety nigdzie nie ma lejka. Pani na stacji mówi jednak, że ma własny, który może nam pożyczyć, pod warunkiem, że go oddamy. Oczywiście, nie ma sprawy. Często będziemy w Jaśle, tfu JELSIE! Więc go oddamy nastepnym razem.
Po drodze do Ivan Dolca zatrzymujemy sie przed tunelem, żeby kupić jakie napoje.
Po przyjeździe do Antuna zaczynamy operację uzupełniania paliwa u Prezesa. okazuje się, że to wcale nie takie proste. Te nowoczesne auta mają piekielnie skomplikowany wlew paliwa.
Wyjaśnia się również tajemnica, jak po chorwacku jest "lejek do paliwa". Na tym lejku, który nam pożyczyła Pani ze stacji benzynowej w Jaśle, tfu w JEL-SIE! jest wyraźny napis. Okazuje się, że lejek w Chorwacji nazywa się tak samo jak u nas
Po uzupełnieniu paliwa u Prezesa, możemy spokojnie zacząć uzupełniać paliwo u siebie.