Hola! (2)"Żyć, nie umierać"Wreszcie przyszedł długo oczekiwany dzień. Dzień, o który nawet Mysza73 dopytywała mnie co kilka dni: "
No to ty lecisz właściwie czy nie? A masz w ogóle jakiś plan? To kiedy lecisz co??"Rano dnia 23 stycznia pojechaliśmy na lotnisko imienia naszego gdańskiego noblisty. Samolot do Sztokholmu mieliśmy o 10.25 (w Sztokholmie o 11.40). W czasie lotu pogawędziliśmy chwilę ze Szwedem, który na koniec wręczył nam wizytówki, robi wycieczki środkami komunikacji miejskiej w szwedzkich miastach służąc zainteresowanym jako Przewodnik - życzył nam dużo słońca i dziwił się, że chce nam się taki kawał lecieć.... no tak, ponieważ po 4 godzinnym pobycie na podsztokholmskiej pipidówce
przed nami było jeszcze 5godzin 40 minut lotu na "Kaczkę"
Tak też się stało - samolot linii Ryanair wyleciał ze Skavsta Airport o 15.40 - o 20.30 tamtejszego czasu (czyli 21.30 naszego) wylądował na lotnisku Sur Reina. Lądowanie zaliczam do najgorszych w swojej "karierze" - zaliczyliśmy sekundowy spad w dół, samolotem targał wiatr, który jak się okazało później, jest w okolicach lotniska (Montana Roja, El Medano, Tejita te sprawy) standardem. Tego wieczora jednak i następnego ciepły wiatr wiał bardzo mocno i nasza maszyna B737-800 mocno to odczuła. Po standardowej trąbce Ryanaira wszyscy rzucili się do braw i gratulowania pilotom
SIAMO in TENERIFE. After all those years
To, co kiedyś wydawało mi sie tak odległe i luksusowe "KANAAAARYYYYY" było na wyciągnięcie ręki....Teraz szybko do Cicara, spis z prawa jazdy, zapłata za auto, "1/4 baku amigo i desejmtankfjuel BEK ok?"
Pan jeszcze podrzucił wspomnianą gratisową podstawkę i możemy jechać.
Na stacji benzynowej okutany w arafatkę koleś mówi mi, że dziś jest INFIERNO HELL znaczy i jemu bardzo zimno.... Tobie choopie zimno, toż 16 stopni jest, ja tu z Arktyki przyjechał ....
Wspomniana stacja jest na autostradzie TF1, do Puerto Cruz czyli i do naszego Los Realejos było z lotniska 100km, najpierw tą "1", potem przeskok na parę kilometrów na TF2 a potem na Norte TF5 - tymi drogami będziemy jeździli prawie codziennie
Po drodze dzwonię do mojego kontaktu o imieniu Charry (?!?!) z Residence którą zabukowałem, mam zadzwonić jak dojadę, szi łyl kam....
Tak też się stało, miła pani przyszła, oprowadziła po salonach, dwa pokoje, kuchnia, piekarnik, tv, łazienka, na górze pralnia - zyć nie umierać w Residenszal Realejos
Pierwsza noc na Wyspie Wiecznej Wiosny upływa spokojnie....
Rano idę na spacer po naszym Los Realejos - te foty pokażę później, bo nie są one pierwszej jakości - ze względu na gabaryty toreb podróżnych wziąłem niewielki kompakt z dużym zoomem, który nie radzi sobie z ciemnością (a może ja sobie nie radzę?!?);)
Pierwsze obczajenie sklepów - Mercadonia w pobliżu otwarta od 9, no ładnie, to skąd żarcie? Nie ma problemu - rodzina nie budzi się tak szybko, choć tutejsza 9 to nasza 10, robię zakupy jako pierwszy klient sklepu a pani w kasie robi wielkie oczy na wieść,o tym że chcę "bustę" ona na to "bolsa" a ja "sisi", zna się tę języki, mówiłem, że znając trochę włoski z Hiszpanem się człowiek dogada .....
W sumie jednak nie ma pośpiechu z tym śniadaniem, dzień jest długi
ciemno na Teneryfie w styczniu robi się dopiero ... o 19!!! Znowu żyć nie umierać, rano na moim spacerze pada sobie deszczyk, wrrrr, no ale.... jest 14 stopni, za chwilę 15 a jak ruszamy po śniadaniu na podbój wyspy pierwszy raz jest stopni 18, im dalej na południe, gdzie pojechaliśmy po słońce, tym cieplej... gdy dojechaliśmy do Los Cristianos było.... 21 ... w cieniu!!!
Potem było już tylko lepiej (jeśli chodzi o temperaturę popołudniową)
ŻYĆ NIE UMIERAĆ PANIEAdios
tony