Rzeczywiście, widok jest rozległy, zatem po dłuższej jeździe wąskimi kanionami mamy piknik wybitnie panoramiczny.
Wprawdzie co jakiś czas mamy gości na chwilę - to Francuzi, to Holendrzy, to znów Brytyjczycy - nie przeszkadza nam to jednak w najmniejszym nawet stopniu. Pokrzepieni, ruszamy w dalszą drogę i po dotarciu do Las Arenas, skręcamy na południe, dojeżdżając wkrótce do Poncebos, gdzie kierująca ruchem pani nas zatrzymuje, pytając o cel przyjazdu. Słysząc, że chcemy się przejść, mówi żebyśmy jechali jeszcze przez kilometr. Biorę to za dobrą monetę - cóż, kiedy po 150 metrach natrafiamy na zakaz ruchu, Wprawdzie stoją już za nim samochody, ale zakaz to... zakaz. W tej sytuacji odbijamy w prawo, by po pokonaniu kilku serpentyn, osiągnąć przysiółek Camarmena. Widok stąd jest ładny, ale nie o to nam chodziło. Zjeżdżamy zatem z powrotem i mijamy tenże zakaz ruchu. Okazuje się, że takich jak my jest tutaj sporo, i miejsce do zaparkowania znajdujemy dopiero za tunelem, już w kanionie Cares.