Wewnątrz czeka nas - a już zwłaszcza mnie - przykra niespodzianka. Nie można podejść do przodu. Służbowi bramkarze stoją i pilnują przejścia. Dlaczego? Bo jest msza.
- Ale przecież już się skończyła, jest tak?
- Tak.
- To dlaczego nie można wejść?
- Bo jest msza.
Wychodzi sporo ludzi, wyraźnie turystów, ale wejść nie można. Spróbuję przy drugim wejściu, po lewej stronie. Akurat wchodzą dwie panie, jedna bardzo młoda w bardzo kusej sukience, że aż miło wzrok oprzeć, duży aparat fotograficzny na ramieniu. Teraz moja kolej.
- Na mszę?
Kusi odpowiedź twierdząca, jednak byłoby to kłamstwem. Nieszkodliwym, niemniej kłamstwem.
- Nie, chciałbym tylko rzucić okiem.
- Nie wolno.
Jednak należało skłamać...
Zapuszczam żurawia do przodu - nie widać ludzi zatopionych w modlitwie; spacerują, rozglądają się, migają błyski flesza. O co chodzi?! Jakaś paranoja! Warunkiem wejścia do katedry jest oczywiste łgarstwo. Wkurza mnie to bardzo, ale nie będę walczył z kretyńskimi zwyczajami tutejszych bramkarzy. Oddalam się odrobinę, podnoszę aparat wysoko i robię zdjęcie w głąb katedry. Wtedy szybkim krokiem zbliża się ochroniarz.
- Nie wolno robić zdjęć!
Przecież mnóstwo ludzi robi, nawet z fleszem, podczas, gdy ja go nie używam.
- Czy zdjęcia są zakazane? - pytam.
- Nie.
Oddalam się o dwa kroki i pstrykam następną fotkę. A ten rusza do mnie i zasłania mi ręką obiektyw.
Teraz już wszystko się we mnie zagotowało...