Dzień szósty
Rano wiatr jest nieco słabszy. Pomiędzy chmurami przebija błękit nieba, gdy wyruszam w dalszą drogę. Pierwszy wierzchołek, to niecałe sto metrów różnicy wysokości. Porośnięty jest raczej niską roślinnością, a rzadkie, karłowate sosny nie przeszkadzają w ogarnięciu wzrokiem horyzontu. Poduszki chmur otulają górskie zbocza, zalegając miejscami w dolinach większymi połaciami. Na zachodzie - a więc w kierunku, w którym zmierzam - więcej błękitnego nieba. Na jego tle odcina się wyraźnie bliski masyw Mujer Muerta z najwyższym wierzchołkiem Pena el Oso, wystającym znad przełęczy na lewo od Monton de Trigo. Schodzę na przełęcz Zimnego Źródła (Puerto de la Fuenfria), widząc jak rośnie przede mną stromy grzbiet na kolejny szczyt.